Szli razem a mocny wiatr rozwiewał im włosy budując je w nieładzie. Żaden z nich nie wiedział od czego zacząć. Ich stopy stąpały tym samym tempem po wydeptanej ścieżce prowadzącej do lasu.
- Dalej pracujesz w magazynie? - zapytał chcąc zacząć jakkolwiek rozmowę.
- Tak. A czasami dorabiam sobie jako barman.
- Barman? Alkoholik pracujący jako barman, ciekawe. - prychnął głośno odwracając głowę na piękne wysokie drzewa, które jednak nie były bogate w liście.
- Nie pije, już od dawna. Jestem nowym lepszym sobą. Wiem, że nie byłem najlepszym ojcem ale... - nie dał rady dokończyć.
- Ojcem? Ojcem? - powiedział podniesionym tonem. - Nigdy nim nie byłeś. Jeśli myślisz, że uwierzę w twoją "zmianę" to się mylisz, nie jestem już głupim naiwnym nastolatkiem. - mówił pokazując znak cudzysłowia w powietrzu.
- To powiedz. - zatrzymał się i obrócił przodem do Gregory'ego przełykając głośno ślinę. - Jak ci to mogę udowodnić?
Problem w tym, że Gregory nie chciał by ten mu to udowadniał. Dalej w sercu był przestraszonym chłopcem, który siedzi skulony na łóżku zakrywając dłońmi uczy, bo tatuś krzyczy na mamusie.
Chciał to zrobić dla swojej matki, ale teraz stojąc przed nim i patrząc się w twarz tak strasznie podobną do niego czuł się poturbowany. Czuł jakby swoim wzrokiem odbierał mu pewność siebie, jakby odbierał mu człowieczeństwo.
Stare, niezagojone rany do których teraz powracano wydawały się boleć o wiele bardziej. Nigdy nie starał się ich goić, bo zawsze myślał, że nie potrzebne mu to ale teraz wiedział, że się mylił.
- Nic. - odparł przez zaciśnięte gardło. - Nic nie możesz zrobić.
- Chcę żebyś dał mi szanse. - odparł szepcząc.
- Szanse? Nie ufam ci. Zniszczyłeś mi moje dzieciństwo i część dorosłego życia.
- Nie byłem wtedy sobą. Posłuchaj, nie wymagam od ciebie, żebyś nagle mówił do mnie "tatusiu" i traktował jak kogoś bliskiego tobie. Chcę, żebyś mnie nie unikał. Możesz mi nawet mówić po imieniu tylko, proszę nie ignoruj mnie. - wyrzucił z siebie po czym złączył ze sobą jego lekko drżące ręce. Gregory obserwował go cały czas z zmarszczonymi brwiami czując nagły przypływ silnych emocji.
Gregory bez zastanowienia ruszył dalej powolnym krokiem odwracając wzrok od niego. Starszy dołączył do niego. Zastanawiał się co powinien zrobić, cały czas w głowie dudniły mu słowa jego matki, która powtarzała że powinni się pogodzić bo życie jest kruche i szybko przemija.
Mówiła tak często. Na przykład wtedy gdy 10 letni Gregory przychodził zdenerwowany do domu bo posprzeczał się z kimś na placu zabaw.
Albo gdy wracał zmęczony po pracy i jego brat usilnie go irytował.- Dobra. - mruknął cicho nie patrząc się na niego. - Nie licz jednak na to, że rzucę ci się w ramiona bo tak nie będzie. - odrzekł oderacając wzrok by ujrzeć za chwilę drobny uśmiech na jego twarzy.
Szli chwilę w ciszy. Obydwoje jej potrzebowali, nie była ona niezręczna. Gregory nie myślał o czymś konkretnym, w zasadzie to nie myślał o niczym.
- A jak ci się układa z twoim chłopakiem? - wyrwał go z zamyślenia basowy chrypowaty głos.
- Z Erwinem? Wszystko dobrze. - odparł lekko zmieszany, nie spodziewał się, że będą rozmawiać o jego kilkudniowym związku.
Można jednak powiedzieć, że ten związek trwał o wiele dłużej, po prosto nie był oficjalny. No bo jak inaczej nazwać to, że spędzali ze sobą każdą możliwą wolną chwilę, zwierzali się ze swoich problemów lub jeździli w zaciszne miejsca by zorganizować sobie prowizoryczne randki (oczywiście, żaden z nich tak tego nie nazywał). Czuli naturalną potrzebę przebywania obok siebie. Zawsze po akcji zdejmując maski napastników i zbierając ich dowody osobiste martwił się by w ich gronie nie znalazł się siwowłosy, szczególnie gdy akcja kończyła się strzelaniną.

CZYTASZ
Funeral ||| Morwin
Fiksi Penggemar"- Gregory, nawet nie wiesz jak bardzo boli mnie to, że to ja muszę ci to powiedzieć.- zaczął Sony patrząc mi się prosto w oczy, wziął głęboki oddech i rozejrzał się po pokój po czym znów skierował wzrok na zmartwioną twarz mężczyzny - twoja matka...