3

338 13 0
                                    

Następnego dnia przy śniadaniu było dość spokojnie. Dudley był pogrążony w głębokim szoku. Nie pomogło wycie, bicie ojca smeltingiem, symulowanie wymiotów, kopanie matki, rzucanie żółwiem w ściankę terrarium, tak że wpadł przez zbitą szybkę do środka. Drugiej sypialni nie odzyskał. Wuj Vernon i ciotka Petunia spoglądali na siebie ponurym wzrokiem.
Kiedy przyszła poczta, wuj Vernon, który sprawiał wrażenie, jakby chciał być miły dla Harry'ego i Emily, kazał Dudleyowi ją przynieść. Najpierw usłyszeli łomot, kiedy walił we wszystko smeltingiem, a potem jego okrzyk:
-Są kolejne! ,, Pan H. Potter, Pani E. Potter, Najmniejsza sypialnia, Privet Drive 4..."
Wuj Vernon wydał z siebie zduszony okrzyk, zerwał się z krzesła  i pobiegł do przedpokoju, a zanim pobiegł Harry. Żeby wydrzeć Dudleyowi list, musiał powalić go na podłogę, co okazało się trudne, bo Harry złapał wuja Vernona z tyłu za szyję. Emily przemknęła obok nich i sama usiłowała wyrwać listy Dudleyowi. Po minucie zażartej walki, podczas której  jedna i druga strona oberwały smeltingiem, wuj Vernon wyprostował się, dysząc ciężko, z listami w ręku.
-Idźcie do waszej komórki... Znaczy się do sypialni... -Wycharczał w stronę rodzeństwa. - A ty Dudley... Odejdź... Po prostu zejdź mi z oczu.
Emily zacisnęła zęby i ruszyła na piętro. Kiedy była już w pokoju, rzuciła się na łóżko i wydarła się w poduszkę. Harry, który z pochmurną miną siedział przy biurku, spojrzał na nią beznamiętnym wzrokiem.
-Nie warto.- mruknął- nic nie poradzisz.
Emily odwróciła się do niego z wściekłym wzrokiem.
-Nie warto? Nie warto?! No pomyśl Harry, skoro spróbowali dzisiaj dostarczyć nam te listy, to spróbują też jutro! Może odmienią one nasze życie!
Harry patrzył na nią zamyślony, przygryzając wargę.
-Ale wuj za nic nie pozwoli nam ich przeczytać.- Stwierdził.
-Och, ale czy mówię że nam pozwoli? Sami sobie weźmiemy.
-Jak?
-Wysil mózgownicę. Listonosz przychodzi tak mniej więcej za piętnaście siódma, czyli...
-Czyli musimy wstać przed siódmą i zaczaić się na listy!- przerwał Harry.
-Bingo!- Emily wskazała na niego palcem.- Wieczorem nastawiasz budzik na szóstą.
- A czemu ja?- zainteresował się chłopak.
-Ty budzik naprawiłeś, to ty go używasz.

Następnego ranka, gdy budzik zadzwonił, Harry szybko go wyłączył.
Emily już się cicho ubierała. Wiedzieli, że za nic nie mogą obudzić Dursleyów. Zeszli ostrożnie po schodach, nie zapalając światła. Emily trzymała Harry'ego za rękaw koszuli, tak dla bezpieczeństwa.
Plan wyglądał następująco: Harry miał czekać na listonosza na progu Privet Drive i wsiąść od niego listy przeznaczone dla numeru czwartego. Emily, miała natomiast stać na czatach i w razie czego zagadywać Dursleyów. Wieczorem poprzedniego dnia bardzo się o to pokłócili; w końcu stanęło na tym, że skoro Emily jest młodsza, to powinna wykonywać brudniejszą robotę. Tak więc stała w połowie schodów i nasłuchiwała.
-AAAU!
Emily gwałtownie drgnęła i o mało nie spadła ze schodów. Serce biło jej jak szalone, gdy się odwróciła. W oświetlonym już przedpokoju, stał wuj Vernon, czerwony na twarzy i krzyczał na Harry'ego. Emily dostrzegła na ziemi śpiwór.
Chciał się upewnić, że nie zrobimy tego co zrobiliśmy.- pomyślała.
Wuj krzyczał przez następne pół godziny, a potem kazał Harry'emu przynieść herbaty, a Emily kanapkę. Kiedy wrócili z kuchni, sześć listów wpadało do ręki wuja Vernona. Harry już otwierał usta by coś powiedzieć, jednak Emily szturchnęłą go.

-Nie warto.- Mruknęła, a wuj darł listy na malutkie kawałeczki.

Tego dni wuj Vernon nie poszedł do pracy. Został w domu i zabił gwoździami szparę w drzwiach.

W piątek, przyszło aż dwanaście listów zaadresowanych do Harry'ego i Emily.

W sobotę, wszystko zaczęło wymykać się spod kontroli. Do domu przeniknęło dwadzieścia cztery listy, zwinięte w kulki i ukryte w dwóch tuzinach jajek. Wuj Vernon dzwonił wściekły na pocztę i do mleczarni, by znaleść kogoś, komu mógłby złożyć zażalenie.
- Bardzo jestem ciekaw, komu może aż tak zależeć by się z wami skontaktować?- zapytał Dudley Harry'ego.
-Nie twoja sprawa.- Odpyskiwała mu Emily.
                          * * *
Kiedy w niedzielę rano wuj Vernon usiadł przy stole, był w wyśmienitym nastroju.
- W niedzielę nie przynoszą poczty!- przypomniał radośnie rozsmarowując dżem po gazecie.- Żadnych listów!
Coś spadło przez komin i pacnęło go mocno w tył głowy.
W następnej chwili jakieś czterdzieści listów wystrzeliło z okapu kuchennego jak seria pocisków. Dursleyowie zrobili serię uników, a Harry skakał usiłując złapać choć jeden list. Emily chciała do niego dołączyć, jednak została złapana wpół przez wuja i brutalnie wybrowadzona z kuchni. Chwilę potem dołączył do niej Harry. Wuj Vernon stał wściekły i czerwony na twarzy, dysząc ciężko.
-Dość tego.- Rzekł- Za pięć minut macie być gotowi do opuszczenia domu. Bez dyskusji!
Wyglądał tak groźnie, że nikt nie ośmielił mu się przeciwstawić. Dziesięć minut później udało im się wydarzyć drzwi. W samochodzie panowała cisza, przerywana przez chlipanie Dudleya, który oberwał od ojca po głowie, kiedy chciał spakować do torby sportowej telewizor, wideo i komputer.
Jechali, jechali i jechali. Wuj mamrotał coś pod nosem.
W końcu zatrzymali się przed ponuro wyglądającym hotelem, na przedmieściu jakiegoś miasta. Harry, Emily i Dudley dostali wspólny pokój.
Następnego ranka, przy śniadaniu, które składało się z wyraźnie przeterminowanych produktów, podeszła do nich właścicielka hotelu.
-Przepraszam, ale czy ktoś z państwa jest chyba panem H. i E. Potterem? Właśnie przynieśli mi do recepcji z dwieście takich listów.
Podniosła koperty tak że każdy mógł przeczytać wypisany na nim zielonym atramentem adres:
Pan H. Potter
Pokój 17
Hotel ,, Dworcowy"
Cokeworth
A w drugiej ręce trzymała dokładnie taki sam list, tylko ze zmianą litery H na E.
Emily szybki sięgnęła po list, z nadzieją w oczach, jednak wuj Vernon odtrącił jej i Harry'ego ręce, wyrywając właścicielce listy. Ta wytrzeszczyła na niego oczy. Nie zwracając na to uwagi, wuj zerwał się z krzesła i dał im parę minut na zabranie swoich rzeczy z pokoi. Po chwili znowu siedzieli w aucie. Po parunastu kilometrach zaczęło padać. Wielkie krople dudniły w dach samochodu. Dudley chlipała, cały zasmarkany.
-Dzisiaj jest poniedziałek - Biadolił - Wieczorem będzie ,, Wielki Humberto". Chcę zatrzymać się gdzieś, gdzie jest telewizja.
To Emily o czymś przypomniało. Skoro jest poniedziałek, to jutro jest wtorek- czyli urodziny jej i Harry'ego. Westchnęła. To będą najgorsze urodziny życia- pomyślała.
Wuj Vernon w końcu zaparkował na jakieś plaży. Wyszedł, zamykając ich w samochodzie.
Wuj po około godzinie wrócił uśmiechnięty. W rękach, niósł długi i wąski pakunek.
-Znalazłem idealne miejsce!- Oznajmił radośnie.- Wszyscy za mną!
Było zimno. Wuj Vernon wskazał na coś, co było na morzu, najprawdopodobniej skała. A na niej była chatka.
-Zdobyłem też prowiant.
I nie odzywał się już aż do dotarcia na skałę. Dom, był zbudowany z ciemnego drewna. W środku było okropnie. Śmierdziało stęchlizną, wszędzie łaziły robaki oraz były tylko dwie izby. Dodatkowo "prowiantem" było pięć torebek chipsów i pięć bananów. Wuj usiłował rozpalić ogień z pustych torebek po chipsach, ale one tylko zwinęły się i bardziej zasmrodziły powietrze.
Kiedy zapadła noc, rozpoczął się zapowiedziany sztorm. Fale uderzały o skałę, a chatka trzeszczały niemiłosiernie.
Emily nie mogła zasnąć. Było jej zimno i była głodna. Podejrzewała, że Harry czuję to samo. Leżę obok siebie stuleni. Ciotka Petunia znalazła parę zapleśniałych koców i zrobiła Dudleyowi posłanie na zjedzonej przez mole kanapie. Sama wraz z wujem zajęła sąsiednią izbę. Emily już przysypiała, gdy usłyszała głośne trzaski. Poderwała głowę. Harry dalej leżał, rysując palcem na zakurzonej podłodze. Zetknęła na wyświetlacz Dudleya. Za pięć jedenasta. Za pięć minut będzie miała jedenaście lat. Trzy... Dwie... Znowu ten okropny trzask... Jedna... Chatka się zatrzęsła bardziej niż zwykle. Trzydzieści sekund... Dwadzieścia... Już układała w głowie życzenia, jakie złoży Harry'emu. Dziesięć... Trzy... Dwie... Jedna...
BUUM!
Poderwała się z ziemią i pociągnęła Harry'ego za rękę.
-Ktoś jest na wysepce...- Wyszeptała.
-I próbuje dostać się do chaty- Dokończył Harry.
_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-
UWAGA, UWAGA
POWRACAM!
I bardzo mi miło, że mogę oznajmić iż za dokładnie jeden rozdział, rozpocznie się akcja- czyli wybieranie różdżek, pociąg i tak dalej.
I ma 8% baterii w telefonie czyli będę pisać do wyładowania.( Lub do czasu gdy tata każe mi iść spać.)
Nara!

Siostra Harrego PotteraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz