Ilość słów: 2364
Harry błogo się do siebie uśmiechnął, kiedy wrzucił książki do swojej szafki po lekcjach. Nie mógłby być bardziej szczęśliwy niż ostatnio. Cóż... to nie była prawda. Gdyby mógł zrzucić skórzaną kurtkę i wrócić do ubrań, w których było mu wygodnie, byłoby idealnie. Ale dopóki Louis znajdował się przy jego boku, był szczęśliwy.
Minęło około dwóch tygodni od popołudnia na dziedzińcu i oboje byli w sobie zatraceni. Ta pierwsza randka rozpoczynała coś, co wydawało się być początkiem cudownego związku.
Spędzili ze sobą niezliczone godziny, wymieniając się żartami i pocałunkami.
Harry zauważył, jak okropnie musiał grać, by utrzymać wizerunek bad boy'a, próbując jednocześnie odprężyć się na tyle, by fragment jego prawdziwej osobowości prześwitywał tak, by Louis tego nie zauważył. Starszy chłopak był jak marzenie, a Harry miał nadzieję, że to się nigdy nie skończy. Ale oczywiście było to zbyt wielkie pragnienie.
- Dobrze się bawisz, Styles? - zadrwił zza jego pleców nieuprzejmy głos. Harry zmarszczył brwi, zamykając swoją szafkę z cichym szczęknięciem, zanim powoli się odwrócił. Pozwolił swojemu spojrzeniu nieco się unieść, spotykając się mniej niż czarującym uśmiechem należącym do nikogo innego, niż byłego chłopaka Louisa, Stevena. Och, słodko.
- Uh... cześć? - Harry poprawił pasek torby na swoim ramieniu, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć wyższemu chłopakowi lub jak zinterpretować spojrzenie, które w tej chwili mu posyłał. Harry chciał się skrzywić i odwrócić od gromiącego spojrzenia Stevena, ale nie mógł uciec ze swoją obecną reputacją, prawda?
- Nie, czekaj. - Steven się do siebie uśmiechnął, uderzając się w czoło, gdy obrócił się, by oprzeć się o szafkę obok Harry'ego. - O czym ja mówię? Jak mógłbyś się dobrze nie bawić? Mimo wszystko świetny towar praktycznie cały czas uwiesza ci się na ramieniu.
- Co proszę? - Harry nieco się na to wzdrygnął zaskoczony kierunkiem rozmowy. Chciał rozmawiać o Louisie? Tym... wstrętnym tonem? Harry skrzyżował ramiona, mrużąc oczy na Stevena, mówiąc bez zastanowienia. - Czy ja cię, kurwa, znam? - Nie wiedział, skąd chłopak go znał, ale pomyślał, że najlepiej będzie przez chwilę poudawać głupiego.
- Raczej nie. - Steven wzruszył ramionami, odrzucając włosy z oczu, przypatrując się krytycznie Harry'ego od góry do dołu. - Wszystkim, co musisz wiedzieć, jest to, że jestem chłopakiem, po którym zbierasz resztki. - Harry poczuł ukłucie wściekłości w klatce piersiowej.
- Och, rozumiem. - Harry przewrócił oczami, uśmiechając się. - Jesteś tym frajerem, którego rzucił Louis, prawda? Zazdrosny, że ruszył naprzód? - Rzucił Stevenowi szyderczy uśmiech, a w jego brzuchu wił się niespokojny strach spowodowany przymusem uczestniczenia w tej konfrontacji. Steven nieprzyjemnie z niego zadrwił, jego oczy były zimne.
- Zazdrosny o co? O ciebie? Wiedziałem, że Tomlinson chciał przerzucić się na milszych kolesi, ale żeby wybrał takiego mięczaka jak ty? To dość żałosne... w zabawny sposób.
- Kogo nazywasz żałosnym? - spytał nisko Harry, odpychając się od szafki, przez co patrzył zadowolonemu z siebie chłopakowi prosto w oczy. - Nie znasz mnie, nie puszczaj mi tu takiego gówna. Nie skończy się to dla ciebie dobrze. - Na nieszczęście Harry'ego, był tak groźny, jak kotek pozbawiony pazurów, a Steven o tym wiedział, odpowiadając na puste zagrożenie prostym uśmieszkiem i chichotem.
- Tak, Louis również cię nie zna. - Steven się wyprostował, górując nad Harrym kilkoma calami. Szyderczo się uśmiechnął do młodszego chłopaka, a jego wargi odpychająco owinęły się wokół jego zębów. - Mały, cichy Harry, zawsze siedzący w swoim własnym rogu klasy, a teraz nagle chodzisz, jakby to miejsce do ciebie należało? - Kolejny szorstki śmiech rozdzielił jego wargi, a palec potrącił klatkę piersiową Harry'ego wystarczająco mocno, by Harry zrobił krok w tył. - Powiedz mi, Harry, jak podoba ci się twój nowy wygląd?
CZYTASZ
Get Down On Your Knees And Beg Me To Be Bad Enough For You
FanfictionHarry był niewidzialny. Miał przyjaciół i był zakochany w Panie Popularnym, Louisie Tomlinsonie. Nie miał nic przeciwko obserwowaniu i pragnięciu Louisa z dystansu, ale jego przyjaciele mieli dość oglądania go w takim nieszczęściu. Więc ze świadomoś...