Rozdział 11 - Plastik do recyklingu

89 9 84
                                    

Długa przerwa zdawała się ciągnąć w nieskończoność, tym bardziej, że upał był okropny, a dodatkowo złośliwe słońce przygrzewało w czarną czuprynę na głowie Maksa Backstroma. Chłopak bardzo chętnie spędzałby ten czas w szkole, gdzie było zdecydowanie chłodniej, jednak jego dziewczyna, Gabriela, uparła się, że spędzi każdą wolną chwilę z koleżankami, a on, chcąc nie chcąc, musiał jej towarzyszyć. Tak więc brunet ze znużeniem wysłuchiwał podekscytowanych pisków Aminy i innych dziewczyn, których imion nie zdołał zapamiętać. Po raz kolejny otarł pot z czoła i rozejrzał się dookoła. W altance nieopodal siedziała jego młodsza siostra Tenny i jej przyjaciółki, które najwidoczniej znowu dostały głupawki. Za nic by się do tego nie przyznał, ale zazdrościł im tego spędzanego wspólnie czasu. Sam nie pamiętał, kiedy ostatnio spędzał czas z chłopakami ze swojej paczki. Teraz był zmuszony zwiedzać ten dziwny, nieznany wcześniej świat drogich ubrań, przystojnych aktorów i udawania, że jest się miss wszystkiego. Czasami żałował nawet, że zagrał główną rolę w filmie nagranym przez ich akademię, co przyniosło mu niemałą sławę. Kiedyś wszystko zdawało się być lepsze...

- Pysiu. - Z zamyślenia wyrwał go głos Gabrieli, która zaczęła klepać go po policzku. - Prawda, że ta sukienka jest idealna na Bal Meteorów?

Maks spojrzał na zdjęcie bogato zdobionej zielonej sukni.

- No - mruknął, a Amina zmrużyła oczy.

- Pokaż mi jeszcze raz - syknęła, ciągnąc Gabrielę za rękę. - Coś mi się wydaje, że nie jest już tobą zainteresowany.

- Po prostu trochę głowa mnie boli - warknął w odpowiedzi.

Ze wszystkich dziewczyn z tej szkoły najbardziej nie znosił Aminy.

- To przez to słońce - zauważyła Gabriela. - Idź do środka. Spotkamy się później.

Dziewczyna pocałowała go krótko na pożegnanie, więc mruknął coś tylko i poszedł do środka, gdzie panował przyjemny chłód. Przez chwilę stał tylko, zupełnie nie wiedząc, co ma ze sobą począć. Już tak dawno nie decydował, co będzie robił...

- Maks! - Lloyd zarzucił mu rękę na ramię. - Kopę lat, stary.

Brunet posłał jemu i Scottowi blady uśmiech.

- Wyglądasz jakbyś się wyrwał z więzienia - stwierdził stalowooki, z zaniepokojeniem patrząc na przyjaciela. - Nie wiedziałem, że dziewczyny potrafią tak zmordować chłopaków.

- Oj, niestety potrafią - westchnął Maks. - Słuchajcie, chłopaki. Poróbmy coś ciekawego, zanim Gabriela przypomni sobie o moim istnieniu.

- Aż tak źle? - spytał Lloyd, marszcząc brwi. - Nie możesz po prostu z nią zerwać?

Maks zamilkł. Nie lubił tego robić. Wiedział, że to może ją zranić. Jego przyjaciele wymienili spojrzenia, a Lloyd wyciągnął z kieszeni zmiętą kartkę.

- Może byśmy wystąpili? - zasugerował, podając mu kartkę. - Wiesz... Jak za dawnych lat...

- Brzmi jakbyśmy byli dziadkami - parsknął Scott.

- Ty największym. - Maks wreszcie się uśmiechnął, spoglądając na niedużą ulotkę. - Poszukiwane zespoły muzyczne na Bal Meteorów... Odpada.

- Czemu? - Scott wydał z siebie skowyt potrąconego psa.

- Gabriela zaprosiła się na bal w moim imieniu - stwierdził posępnie brunet, a Lloyd klepnął się w czoło.

- Nie ma problemu - stwierdził. - Jakiś goguś się pod ciebie podszyje.

- Masz mnie za gogusia? - obruszył się Maks, a niebieskooki zakłopotany spuścił wzrok, więc zaśmiał się tylko. - Żartuję. Ale to mogłoby się udać... Jeśli będzie to bal maskowy.

- Lloyd może pogadać z przewodniczącą szkoły - zaproponował Scott, uśmiechając się złośliwie. - Sassi na pewno mu pomoże.

Lloyd zaczerwienił się mocno i z jeszcze większym zakłopotaniem przeczesał blond włosy.

- M-mogę iść - jęknął, unikając spojrzeń przyjaciół.

- Ruszaj więc, książę na niewidzialnym rumaku! - Scott klasnął w dłonie i odprawił go skinieniem ręki. - A my tu sobie z Maksiem porozmawiamy.

- Zaczynam się bać - mruknął Maks, ale posłusznie ruszył za nim do holu, gdzie usiedli na ławce.

- Słuchaj - zaczął stalowooki, wyciągając z plecaka wyjątkowo proste kartki.

- Widzę, że to coś ważnego - wtrącił się brunet. - Rzadko kiedy coś, co wylądowało w twoim plecaku, wychodzi z niego w znośnym stanie.

- Cicho - warknął Scott. - Musimy wybrać piosenkę!

- Nie zaczekamy na Lloyda? - Maks zmarszczył brwi.

- Lloyd wybrał wszystkie. - Scott parsknął śmiechem. - Przecież wiesz, że on je pisał i z tego powodu nigdy nie może się zdecydować.

- W sumie... - Maks wyciągnął rękę po teksty. - Napisał coś podczas mojej... Niedyspozycji?

- Tak. - Scott wzruszył ramionami, jakby było to oczywiste. - Wybór pozostawiam tobie, jako naszemu wokaliście.

Maks zaczął przeglądać teksty. Większość opowiadała o samotności, niezrozumieniu i niedocenianiu.

- Słuchaj... - powiedział, a słowa ledwie wychodziły mu z gardła. - A gdybym zaśpiewał o tym, że chcę znowu móc być sobą?

- Da się zrobić. - Dobiegł go zza pleców głos Lloyda. - I seem to be all alone...
It's a lie, cuz I have myself...

- Lloyd chciał powiedzieć, że twoje życzenie jest dla niego rozkazem i już zaczyna pisać - zaśmiał się Scott. - Nie ogarniam jak on to robi.

- To nie jest zabawne, Scott - mruknął Lloyd. - W taki sposób chcesz zerwać z Gabrielą, Maks?

- Tak. - Chłopak zacisnął pięści. - Chyba już najwyższa pora.

- Brawo, Maksiu, przypomniałeś sobie, że też masz swoje prawa. - Scott uniósł ręce, jakby odniósł zwycięstwo.

- A co u was? - Maks zmienił temat, bo nużyło go już ciągłe gadanie o tej dziewczynie.

- To nie jest ważne. - Scott machnął ręką. - Najważniejszy temat na dziś, to plan koncertu!

- Jakiego koncertu? - Gabriela wyłoniła się zza krzaków, tradycyjnie ciągnąc za sobą swoje koleżanki. - Maks, przecież zaprosiłeś mnie na bal!

Maks wstał, biorąc głęboki oddech.

- Nie, Gabriela - powiedział twardo. - Sama się zaprosiłaś. Więc teraz pójdziesz sama. Ja też mam swoje życie.

Dziewczyna zacisnęła zęby, a Amina złapała ją za rękę.

- Jeszcze - wyszeptała i pociągnęła przyjaciółkę. - Chodź, Gabriela, idziemy. Nie marnuj czasu na tego egoistę.

- Właśnie! - Scott wydarł się na pół korytarza. - Nie marnuj czasu na tego egoistę, który drzemie w tobie!

- I wracaj do normalnych - życzył jej tylko Lloyd, nim dziewczyny na dobre zniknęły w pobocznym korytarzu.

- Aleście im powiedzieli. - Przechodząca obok Tenny zagwizdała przeciągle, po czym poklepała brata po ramieniu. - Zepsuty plastik trzeba oddać do recyklingu.

Między ziemią a gwiazdamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz