Rozdział 26 - Zdrajca w szeregach

60 8 27
                                    

Dango Erizabesu pojawiła się na naradzie tuż przed tym, jak Jwi postanowiła, że nie będzie dłużej czekać, by wpuścić wszystkich do środka. W siedzibie "A&E" panowało niezwykłe poruszenie - wszyscy byli wyraźnie zestresowani i zaniepokojeni.

- Mamy problem - powiedziała bez przeciągania Agatha. - Ktoś wpadł na trop Jeanne. Nałożono na nią areszt domowy. Przy najbliższej okazji jej rodzice mają po nią przyjechać. Zawieszono ją do końca tego roku i ma odsiedzieć jakiś czas w poprawczaku. Przynajmniej tyle słyszałam.

Erizabesu jęknęła. To miała być kara? Ponad pół roku wolnego od szkoły! Niemniej jednak nie chciała podzielić losu swojej koleżanki.

- Fabian Rosengard - odezwała się nagle Grace. - To on znalazł rysunek Leona Cantui, zanim Jeanne sobie o nim przypomniała.

- Dołączył do "O&B" - dorzucił nagle Finn. - Mają swoją siedzibę w akademiku teatralnych. Na tę chwilę ich organizacja liczy sobie dziesięć osób, łącznie z moim krecikiem. Na razie nie ustalili niczego sensownego, poza tym, że chcemy podejść Mayę psychologicznie.

- Musimy się zemścić na Fabianie - stwierdziła nagle Erizabesu. - Niech wiedzą, że z nami nie ma żartów.

Przy stole znów zapanowało poruszenie.

- Jwi? - Agatha spojrzała na Koreankę. - Zajmiesz się tym?

Widać było, że dziewczyna gryzie się ze sobą przez chwilę. W końcu jednak wstała i podniosła wzrok.

- Nie podniosę ręki na niego, ani na nikogo więcej - oznajmiła nagle, jakby przygotowywała się do tego od dawna. - Nie mogę tak. Składam wypowiedzenie.

Wszyscy nagle zamarli, a jedyny dźwięk wydał telefon Agathy, która też natychmiast odczytała wiadomość.

- Szef daje ci wolną rękę - oznajmiła. - Wobec tego my również cię nie zatrzymujemy. Musimy jednak zlikwidować przejście w twoim pokoju.

Jwi skinęła głową i odeszła na bok z Agathą, by ustalić, w jaki sposób to zrobią.

- Jutro odnowimy naradę - oznajmiła jeszcze Turczynka. - Grace, przejmiesz obowiązki Jwi.

Wywołana dziewczyna skinęła głową, a pozostali zaczęli szykować się do wyjścia. Teraz musieli przebywać dłuższą drogę, wychodząc z bazy w pobliżu pizzerii "Nanan".

- Głupia sprawa z tym rysunkiem - mruknęła Grace. - Mogłam mu go podwędzić, jak zostawiał zeszyt w szafce.

- Jak niby chciałaś to osiągnąć? - spytała sceptycznie Erizabesu, a Grace wzruszyła tylko ramionami.

Wśród wracających do akademika uczniów zapanowała cisza. Każde z nich czuło się nieswojo. Erizabesu czuła, że ich organizacja się wykrusza. Najpierw Jeanne, teraz Jwi... Kto miał być następny? A co jeśli to ona będzie następna? Czy potraktują ją tak samo jak Jeanne? W końcu, to Jeanne i Jwi znęcały się nad uczniami, ona tylko pusto obiecywała im, że będzie tylko lepiej. Była pełna wątpliwości. Wiedziała, że jej rodzice byliby przerażeni, gdyby dowiedzieli się, że została zawieszona i musi powtarzać pierwszą klasę. W końcu, dotychczas tylko jeden uczeń powtarzał rok i to przez to, że był zbyt leniwy, by przyłożyć się do nauki. Nagle wypełnił ją gniew. Czemu w ogóle dała się w to wciągnąć? Przecież Sydney mówiła od początku, że to niesie za sobą ryzyko. Nie spodziewała się tylko, że organizacja zacznie się rozpadać już po niecałym miesiącu funkcjonowania. Mimo to uznała, że zdołali dość dużo zrobić. Gdyby nie ten nieszczęsny Cantui i jego rysunek... I do tego to całe "O&B". Co przyszło im w ogóle do głowy? Ta organizacja nie miała sensu. Przecież poza tym rysunkiem nie mieli żadnego tropu, chyba, że Jeanne puści parę z ust, ale o to Erizabesu jej nie posądzała. Co innego Jwi. Ni stąd, ni zowąd, postanowiła zrezygnować ze swojej pozycji. Ale dlaczego? Przez to, że na ofiarę wybrano młodszego Rosengarda? Przecież oni się nawet nie znali, a przynajmniej wywiad Sydney na to nie wskazywał. Musiał być jakiś inny powód. Barlett? Ostatnio zaczęła spędzać z nim więcej czasu, więc to może on wpłynął na zmianę jej myślenia? Erizabesu nigdy nie lubiła tego chłopaka. Gdzie się nie pojawił, wzbudzał furorę, bo był albinosem. Co prawda dziewczyna nie widziała w tym nic niezwykłego. Ot, choroba, która zasadniczo mogła przytrafić się każdemu. Ich szef jednak postanowił, że mogą rozpocząć działania właśnie od niego. Był na tyle popularny, by wywołać panikę, ale nie na tyle, by dorównać tym najpopularniejszym chłopakom. Zasadniczo Erizabesu nigdy nie zastanawiała się, dlaczego szef postanowił, że w taki sposób będą osiągać swoje cele. Nie wiedziała też, czemu w ogóle wpadł na taki pomysł. Miała tylko nadzieję, że ma jakiś konkretny powód. Dopóki im za to płacił, nie zadawała pytań. O nim samym wiedziała tyle, że miał masę kasy. Nagle zatrzymała się i rozejrzała. Stała przed akademikiem artystów. Nawet nie wiedziała, kiedy oddaliła się od reszty. Jakiś impuls pchnął ją jednak do środka, wiedziała dokładnie, gdzie ma iść. Bez pukania weszła do pokoju Jwi, która grała właśnie na komputerze. Na jej widok wstała, zupełnie zdezorientowana. Erizabesu bez słowa podeszła do niej, uderzając ją z rozmachu w szczękę. Dziewczyna jęknęła głucho, nie spodziewając się, że Erizabesu rzuci się na nią. Turlały się po ziemi, wśród krzyków Japonki i jęków i wrzasków Koreanki.

- Jak mogłaś?! - krzyknęła po raz wtóry Erizabesu. - Jesteś zdrajcą! Nie zasługujesz na to, żeby dalej chodzić do tej szkoły!

Nagle jej oczy wypełniło coś, co Jwi mogła śmiało określić jako szaleństwo.

- Nie zasługujesz na to, żeby w ogóle chodzić - oznajmiła, a z jej gardła wyrwał się szaleńczy śmiech.

Sprawnym ruchem wyciągnęła zza paska wąski sztylet i uniosła rękę, zamierzając się do ciosu w nogę Jwi. Nagle drzwi otworzyły się, a do pomieszczenia wpadł mężczyzna, który wykręcił jej ręce i przygniótł ją do podłogi. Erizabesu dostrzegła kątem oka, jak opiekunka ich profilu wpadła do pomieszczenia i zajęła się Jwi, która miała na twarzy liczne siniaki. Z jej nosa ciekła krew, na której widok Japonka uśmiechnęła się krzywo. To nie miało się tak skończyć. Chciała tylko sprawić, że Jwi ich nie wyda, a tymczasem doprowadziła do tego, że i ona wyląduje w poprawczaku, podczas gdy Koreanka będzie miała wolną rękę. Warknęła cicho. Wiedziała, że w końcu i ona zniknie z tej szkoły, a organizacja upadnie.

- Wstawaj, Dango. - Detektyw, który trzymał jej ręce, pociągnął ją ku górze. - Idziemy.

Sprawnie skuł jej ręce za plecami i poprowadził do swojego gabinetu, po czym wskazał jej krzesło naprzeciwko swojego biurka. Zajęła je nad wyraz niechętnie. Wiedziała, że dla niej nie ma dobrego usprawiedliwienia.

Między ziemią a gwiazdamiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz