Sześć.

341 34 26
                                    

Weszliśmy do jego mieszkania. Nic specjalnego, mieszkanie jak każde inne. Cisnąłem torbę w kąt przedpokoju i bardzo grzecznie wszedłem do pierwszego lepszego pomieszczenia. Akurat był to salon. Nadal nic szczególnego. Komuch wszedł za mną, a ja odwróciłem się twarzą do niego. Kurwa, od kiedy on był taki wysoki?

- No więc, Rzesza, gdzie będziesz spać?
- Nie mów mi że nie masz pokoju gościnnego.
- Głupia sytuacja, ale nie mam...

Zamurowało mnie. Nawet w najgorszych koszmarach nie spodziewałem się, że człowiek może mieszkać w tak okropnych warunkach. Jeszcze się okaże że nie ma ekspresu do kawy i pije rozpuszczalną, brr, aż mnie ciarki przeszły.

- Ale wiesz, zawsze możesz spać u mnie w pokoju.

"Jeszcze czego." Spiorunowałem go wzrokiem i skrzyżowałem ręce na piersi.

- No chyba cię pojebało.

Jak na dżentelmena przystało odwróciłem się na pięcie i nonszalancko rzuciłem się (w butach) na kanapę.

- Zaklepuję.

Z niemałą satysfakcją zauważyłem, że komunista lekko się załamał, po czym zrezygnowany poszedł do swojego pokoju. Chyba. Nie wiem, tak czy siak, poszedł. Przeciągnąłem się i wygodnie się usadowiłem. Gdy już się umościłem i usiadłem tak, jak trzeba, zauważyłem brak torby, która leżała w przedpokoju.

- JA PIERDOLE.

Mocno poddenerwowany praktycznie wybiegłem z salonu, złapałem torbę i, wracając, zatrzasnąłem za sobą drzwi. Wskoczyłem na kanapę i otworzyłem walizkę, wyciągając z niej szkicownik. Nie byłem w szczególnym nastroju na sztukę, jeśli mam być szczery nie przepadam za tym całym rysowaniem. Ale, no cóż, trzeba jakoś się uspokajać a to jest z tego co wiem bezpieczniejsze od rozdrapywania sobie rąk do krwi. Tak czy siak, wziąłem ołówek i zacząłem szkicować.

Nie było w tym szkicu żadnego celu, dałem moim myślom popłynąć na kartkę. Gdy szkic był skończony popatrzyłem na niego tym razem już w pełni przytomnie. Przedstawiał mężczyznę, takiego akurat w moim typie. Umięśniony, wyprostowany, o twardych, męskich rysach twarzy, długowłosy, z dużymi rękami, niestroniący od ciężkiej pracy. No i, co najważniejsze najważniejsze: ciemnooki. Zawsze najpierw patrzę na oczy, a takie ciemne mają w sobie coś co sprawia, że kolana mi miękną. Dopiero po paru sekundach zorientowałem się, że rysunek przedstawia nikogo innego jak ZSRS. Poczułem ciepło i wkradający się na moje i tak już czerwone policzki rumieniec.

No chyba kurwa nie.

Ribbentrop-Mołotow [III Rzesza x ZSRR]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz