Siedem.

356 33 38
                                    

Rzuciłem szkicownikiem przez całą długość pokoju. Z hukiem trzepnął o ścianę po czym wylądował na podłodze z cichym plaśnięciem. Zrezygnowany położyłem się na kanapie i zakryłem twarz poduszką, ale nie dane było mi się załamywać w samotności, gdyż pewien komunista od siedmiu boleści otworzył drzwi na oścież.

- Rzesza? Wszystko okej?

Nie pozbywając się poduszki z aparatu mowy wymamrotałem:

- Wypierdalaj komuch, ojciec cię nie kocha.

Ten tylko się zaśmiał i podszedł do kanapy, po czym zerwał mi poduszkę z twarzy. Popatrzyłem na niego z pode łba. Jego białe włosy opadały z obu stron jego twarzy, oczy, jak zawsze, były piękne i ciemne, lekko podkrążone, były wyznacznikiem nieprzespanych nocy. Zastanawiałem się co tak pięknej istocie-

Znaczy

Co takiemu potężnemu i szanowanemu mężczyźnie spędza sen z powiek? Nie byłem w stanie domyślić się jakie troski kryją się za tymi ciemnymi oczami. Gdy próbowałem wyczytać to z jego wzroku natrafiałem na ciemną, nieodgadnioną taflę. Jakiekolwiek zagłębienie się groziło utopieniem, zagubieniem.
"A może w głębi duszy chcesz się w nie zagapić?"
Ta myśl nie była planowana. Odczuciłem ją szybciej niż mój ojciec się mnie wyrzekł.

Oderwałem wzrok od oczu komunisty i zakryłem twarz rękami, czując zdradzieckie ciepło na policzkach. Nikt, a już w szczególności on, nie miał prawa zobaczyć mnie zarumienionego. Ten jebany dupek ponownie się zaśmiał i odszedł od kanapy. Rozchyliłem palce żeby zobaczyć, gdzie go poniosło. O kurwa. Podniósł szkicownik z ziemi.
"Zostaw to ty tępy rusku, nie ruszaj tego szkicownika!"
Krzyczałem na niego w myślach, ale nie byłem w stanie się nawet odezwać, jedynie bezradnie obserwowałem jak ten lekko zszokowany patrzy na rysunek. No nie, nie, nie, nie, jeśli to był ten rysunek co myślę-

- Rzesza, ale ty wiesz że ja mam tatuaż na klatce piersiowej? Miło że mnie rysujesz i w sumie wszystko się zgadza, tylko taki detal.

Zamurowało mnie. I tyle? Tylko taka reakcja? Z jednej strony się cieszyłem, z drugiej łatwiej byłoby się nie rumienić gdyby mnie znienawidził czy coś. Ochłonąłem i zabrałem ręce z twarzy, patrząc na komucha lekko poddenerwowany.

- Mhm. Dobrze wiedzieć, ale nie mam zamiaru cię znowu rysować. A nawet jakbym miał nie wiem jak ten twój tatuaż wygląda.

Komuch uśmiechnął się szelmowsko, a ja już wiedziałem co zaraz zrobi. No ja rozumiem, żarty żartami, ale żeby tak kopać leżącego? Szybko pozbył się swojej koszulki, odsłaniając pokryty różnymi bliznami tors, największa ciągnęła się od wysokości tak na oko siódmego żebra i, poszarpana, kreśliła linię prawie do pępka. Podniosłem wzrok na jego klatkę piersiową i, rzeczywiście, miał na niej tatuaż.

Nie jestem fanem tatuaży na klatce piersiowej (choć sam je mam, ale to inna sprawa), ale ten wyjątkowo mu pasował. Był dość subtelny, przedstawiał gwiazdę, którą z dwóch stron okalały kłosy pszenicy. Było mu z nim naprawdę do twarzy. Ponownie złapałem się na rumieńcu, ale nie zdążyłem go ukryć. Wyższy położył ręce na biodrach i przekrzywił głowę.

- Nie chcę cię martwić, ale flaga ci się trochę tak psuje.

Sfrustrowany wziąłem poduszkę i rzuciłem nią w komucha. Ten ją złapał i się szeroko uśmiechnął.
"Co się tak szczerzysz?"
Skarciłem go w myślach i odwróciłem się do niego plecami.

- Wyjdź stąd i zostaw mój szkicownik w spokoju. - wymamrotałem.

Usłyszałem kroki, a następnie ciche skrzypnięcie zawiasów. Czemu on musiał na mnie w ten sposób działać? Tak strasznie mnie denerwował. Zamknąłem oczy, próbując zmusić się do snu.

Wypierdalaj z moich myśli.

Ribbentrop-Mołotow [III Rzesza x ZSRR]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz