ROZDZIAŁ 11: CZYNY

144 16 2
                                    

Tego dnia Leonard, ojcowie, czy ktokolwiek inny nie odezwał się do mnie ani słowem. Ja , jakby podświadomie chciałem by jednak to zrobili, pomimo , że pewnie zareagowałbym na taką próbę wściekłością. Godziny jakby spływały mi przez palce, leżałem w łóżku i próbowałem myśleć, uspokoić się, ale ból fizyczny i psychiczny był zbyt duży. Zastanawiałem się czego chce odemnie Leo i dlaczego się tak mną interesuje, czemu rodzice mają mnie kompletnie gdzieś - chociaż to był po prostu powrót do normalności, zauważyli, że "stary Beniamin" wraca i wiedząc, że nic nie zmienią, olali to. Tylko, że ja nie wróciłem do starej wersji siebie, ja cały czas nią byłem, tylko ją tłumiłem, wydawało mi się, że tak będzie lepiej , nikogo nie raniłem poza sobą. Ale to wszystko i tak wina moich rodziców, oni dając mi takie, a nie inne życie, sprawili, że taki się stałem. Ludzie się nie zmieniają, tyle wiem. I ja nie mam zamiaru się zmieniać. Jedyne kim się przejmowałem w tamtym momencie była Sara, zraniłem dziewczynę, ale mogła nie wtrącą się w sprawy, o których nie chce mówić, zresztą, to baba, zaraz powinno jej przejść.

Tej nocy szybko zasnąłem. Wiedziałem, że muszę wstać wcześnie, a jutro czeka mnie ciężki i stresujący dzień.

Tak jak zaplanowałem, tego dnia budzik obudził mnie wcześnie. Tak wczesna godzina spotkania mnie zdziwiła, ale nie miałem ochoty tego kwestionować, lepiej zrobić to szybko i mieć to za sobą. Nadal nie wiedziałem, po co to robię, co i komu chce udowodnić, ale nie myślałem o tym, nie miałem na to czasu.

Wziąłem szybki, zimny prysznic, ubrałem nowe ciuchy, użyłem moich najlepszych perfum. Do plecaka wrzuciłem książki, bo po spotkaniu musiałem iść do szkoły. Stałem jeszcze chwilę przed lustrem próbując się uspokój i zszedłem powoli na dół do przedpokoju.

- Gdzie się wybierasz? - powiedział zrezygnowany Gerard stojąc w kuchni. Wiedział, że mu nie odpowiem nic sensownego.

- Idę do szkoły. - odpowiedziałem wiążąc moje czarne buty.

- Mam Twój plan zajęć, wiem, że dziś zaczynasz od drugiej lekcji. - odpowiedział wzdychając.

Nie zdążyłem mu nic odpowiedzieć, ale może to i dobrze, wiem, że wyniknęłaby z tego tylko kłótnia:

- Ma zajęcia dodatkowe z rana. - wtrącił Leonard schodząc szybkim krokiem po schodach. - Zawożę go do szkoły. - zgarnął z kuchennego blatu jabłko - on chyba naprawdę myśli, że gra w jakimś Amerykańskim filmie.

Patrzyłem na niego z ogromnym zdiwieniem, nie wiem czy nawet szczęka mi nie opadła. Chłopak nigdy nie proponował mi odwiezienia do szkoły, może raz ostatnio i nigdy nie ratował mnie z tarapatów.

- Hm, no skoro Leonard tak mówi, miłego dnia w szkole - odparł ojciec i zaczął szukać czegoś w lodówce.

Zszokowany zarzuciłem na ramię plecak i wyszedłem za Leonardem z domu.

- Dlaczego to robisz? - zapytałem zapinając pasy, nie wiem czemu ale byłem na niego zły.

- Gdzie Cię zawieść? Bo na pewno nie do szkoły. - nie odpowiedział na moje pytanie.

- Na Długą 74. - odparłem krótko, lekko otwierając szybę w samochodzie.

- Nie wiem w co się pchasz Beniamin, ale błagam uważaj na siebie. - Mówił zakładając rękę na oparcie mojego fotela, musiał wyjechać z parkingu tyłem.

- Co Cię to interesuje, i tak mnie nie lubisz - powiedziałem zrezygnowany patrząc w boczne lusterko.

- Beniamin - wrzucił pierwszy bieg - Jesteś moim bratem, kocham Cię. - ruszył przed siebie.

Zdębiałem, nigdy nie słyszałem od tego człowieka miłego słowa, a teraz wyjeżdża z braterską miłością. Coś mi nie grało w jego zachowaniu.

Bratki | Hiacynty część 2 | boyxboy ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz