ROZDZIAŁ 22: ANIOŁ DEMON

86 14 1
                                    

Leżałem wpatrując się w szary, smutny sufit mojego pokoju, ostatnio często to robiłem. Błądziłem wzrokiem po lekkich pęknięciach znajdujących się na nim. Przy okazji zdałem sobie też sprawę ile kurzu i pajęczyn się tam znajduje, co wyjaśniło dlaczego tak często kicham. Moje oczy były zmęczone, powieki ciężkie, obolałe, czułem jakby pod nimi znajdował się piasek. Łzy oblewały moje policzki aż po uszy i kosmyki włosów przy nich się znajdujące. Nie płakałem więcej, zmęczyłem się tym. Teraz leżałem tylko czując jakbym miał zaraz zemdleć. Czułem jakby coś we mnie pękło, czułem się rozdarty. Nigdy nie myślałem by mój ojciec darzył mnie szczególnym uczuciem, ale nie spodziewałem się, że mnie nie kocha. W życiu rodzice powinni odgrywać rolę ,,bazy,, , zawsze możesz do nich wrócić gdy coś się stanie, gdy zabłądzisz, bo to właśnie oni mają przez początki różnych etapów życia Cię przeprowadzić, to przecież rodzice, oni Cię na ten świat sprowadzili. Nigdy nie pomyślałbym, że moje życie jest błędem, nawet w najgorszych momentach nie myślałem o śmierci, nie chciałem jej. Skrycie wierzyłem, że zawsze jest tak, że wszystko się w końcu naprawia. Teraz zwątpiłem we wszystko w co wierzyłem przez całe moje życie. Kiedyś wmawiałem sobie, że mój zły kontakt z rodzicami wynika z faktu, że przechodzę młodzieńczy bunt. Okazywało się jednak, że to ja jestem wynikiem młodzieńczego buntu Hiacynta. Nie wiedziałem co powinien zrobić w tej sytuacji, wyprowadzić się, gdzie? Przepraszać ojca, za to że się urodziłem? Prosić o wybaczenie, co ma mi wybaczać? Oferować zmianę, nie oszukujmy się, ludzie się nie zmieniają.

Z moim głębokich rozmyślań wyrwał mnie Gerard siadający po cichu na moim łóżku, nawet na mnie nie spojrzał;

- Przepraszam Cię za tatę Ben... - wpatrywał się w podłogę.

- Sądzę , że to nie ty powinieneś przepraszać, ani w sumie on, to ja tu jestem winny. - usiadłem

- Ty? Czego? - parchnął

- Tego, że się urodziłem. - wzdechnąłem.

- Nie gadaj głupot. Jeśli już to my, bo się nie zabezpieczaliśmy. - mówił smutny.

Zapadła cisza, w mojej głowie pojawiła się kolejna obawa, drugi ojciec również mnie nie kocha. Nim zdążyłem rozłożyć to na czynniki pierwsze, szatyn zaczął:

- W żadnym wypadku nie potwierdzam tego że Twoje przyjście na świat jest błędem - zaczął zakłopotany - Ben, byliśmy młodzi, ale nigdy nie żałowałem, że jesteś tu z nami..

- Wiem, wiem. Byliście za młodzi, nie zdążyliście się wyszaleć, wszystko działo się za szybko. Szkoda tylko, że to wszystko na Twoje życzenie. - parsknąłem poddenerwowany.

- Co? - zwrócił na mnie wzrok pełen zdziwienia, jego oczy były przekrwione.

- Myślisz, że nad tym nie myślałem? Słyszałem często jak rozmawiałeś z Hiacyntem. Gdyby nie to, że w młodości go prześladowałeś, a traf chciał, że był on na tyle niestabilny, że nie widział tego wszystkiego to nie byłoby mnie tu teraz - mówiłem zdenerwowany

- Beniamin.. - wyprostował się

- A nie było tak? Babcia mi też opowiadała. Wiem dobrze, że znalazłeś go na jakimś portalu internetowym i od razu Ci się spodobał, ale Cię spławił od razu. Tak się wszystko zaczęło co? Śledzenie go w internecie, zmiana miasta, szkoły, wyglądu, tylko po to żeby z nim być. Cel osiągnąłeś, ale doskonale wiem że tylko dzięki temu, że Hiacynt był chory, zresztą pewnie nadal jest. Nigdy nikt go nie kochał, cały czas odrzucany i wyśmiewany, samotny odludek. Gdy ktoś się nim zainteresował i dał mu to ciepło, którego potrzebował to zaćmiony rzucił Ci się w ramiona. Przez to że tyle czasu go śledziłeś czułeś jakbyś znał go od zawsze, sam narzuciłeś takie tępo, bo dla Ciebie było już odpowiednie, a zamroczony Hiacynt poddawał się Tobie, bo dawałeś mu uczucie, którego potrzebował. Ale powiedz mi, nigdy nie wykrył podstępu? - przechyliłem głowę.

Dopiero po skończeniu mojej wypowiedzi dotarło do mnie co tak naprawdę powiedziałem. Nigdy nie dzieliłem się z nikim moimi przemyśleniami w tej kwestii, nie byłem do końca pewny czy to co mówię jest prawdą.

- No proszę.. - otarł łzy - Nie wiedziałem, że mój syn jest taki mądry i mnie tak przejrzy.. - zwrócił się w moją stronę

- Miałem dużo czasu na przemyślenia, często zostawałem sam w domu.. - mówiłem nadal zawstydzony moją poprzednią wypowiedzią.

- Doskonale wiem jak jest, wiem, że postąpiłem źle, ale byłem tylko głupim nastolatkiem, zakochanym, zaburzonym. Kiedyś mi przeszło, przestałem kochać Twojego ojca, zostało tylko przywiązanie - westchnął patrząc tępo przed siebie - Z czasem dopiero zacząłem dostrzegać jak zaburzony jest on i jakim błędem było go wciągać w relacje. Nie mówię, że nie zasługiwał na miłość, ale nie był gotowy na związek. To wszystko co tworzymy razem to jakaś karykatura związku. Niestety ja jestem za słaby by rozstać się z nim, byłem za słaby. Ostatnie wydarzenia jednak uświadomiły mnie, że jednak nie warto.

- Ostatnie wydarzenia? - spojrzałem na niego

- Beniamin, jesteś dorosły.. Twój ojciec od ponad dwóch lat mnie zdradza, nie mam pojęcia nawet jaka liczba osób to była. Na początku myślał, że nie wiem, wiedziałem. Za każdym razem mu wybaczyłem, wracał do domu jakby nigdy nic, a my znów udawaliśmy szczęśliwą rodzinę. To wszystko jest kurwa popieprzone. Od wielu lat oboje nawzajem niszczyliśmy swoje życia nawzajem, oboje popadliśmy w syndrom Sztokholmski. Ja pracowałem by o tym nie myśleć, on siedział w domu jak jakaś kura domowa, chociaż kto wie. Od dwóch lat kładąc się z nim do łóżka bałem się, że nie wytrzymam i go uduszę. Ale teraz kiedy wyrzeka się swojego dziecka, jednej z dwóch osób, które dawały mi nadzieję i tu trzymały, to nie mam zamiaru więcej być dla niego dobry. Nie wiesz wiele o Hiacyncie Beniamin, to zły człowiek, chory. - widziałem jak po jego policzkach spływają łzy.

Nic mu nie odpowiadając zbliżyłem się i przytuliłem do jego ramienia. Mój ojciec nigdy się tak przedemną nie otworzył. Byłem przerażony tym co właśnie usłyszałem. To wszystko działo się w moim domu, a ja o niczym nie wiedziałem. Zawsze myślałem, że to Gerard jest tym złym, a okazało się, że to Hiacynt, mężczyzna o wyglądzie anioła, jest potworem.

Pomogłem ojcu spakować rzeczy Hiacynta. W czasie rozmawialiśmy, nigdy w życiu nie byliśmy ze sobą tak blisko, miałem wiele pytań, których nie zadałem, to był zły moment. Zielonooki był w złym stanie, lecz starał się tego nie okazywać. Nie chciałem go dobijać.

Staliśmy przed sterta ciuchów i rzeczy blondyna zapakowanych w niebieskie foliowe worki na śmieci, klepałem ojca po ramieniu. To było dla niego bardzo ciężkie.

- Byłem z nim długo, zdecydowanie za długo, ale wiesz synu, tak się robi gdy się kogoś kocha. Byłeś kiedyś zakochany? - zapytał spoglądając w moją stronę

Zamurowało mnie, całkowicie wypadł mi z głowy Daniel i to co się działo.

- Tak tato. - powiedziałem próbując zatrzymać łzy.

Bratki | Hiacynty część 2 | boyxboy ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz