Misako, która wpada w szał to stan umysłu. Powieje grozą!
Zdecydowanie mój ulubiony rozdział!
A to już ostatni przed epilogiem.
_+_+_
Lloyd był absolutnie wściekły! Wstał, pozostawiając ojca pod opieką Wu, i zaczął zbliżać się do Wężona z obliczem wykrzywionym w cichej furii. Gniew w nim kipiał i buchał pełną parą.
To przez niego ojciec mógł umrzeć! To on wypuścił Pożeracza Światów! To wina Pythora! To on i Wężonowie narazili wszystkich mieszkańców, Harumi, Skylor, Daretha i mamę na niebezpieczeństwo! TO JEGO WINA! - krzyczał umysł Lloyda, zaślepiając go nienawiścią większą niż głęboka uraza, którą żywił do ninja i wujka Wu.
Pythor, który nawiasem mówiąc, zbielał po przetrawieniu, pluł jadem, wymachując pięścią na martwego Pożeracza. Wygrażał potworowi, że go nie słuchał i nie działał zgodnie z planem Wężona. Anakondowiec w ogóle nie przejmował się otoczeniem, pochłonięty szaleństwem własnych myśli.
I to było jego zgubą.
Pierwszy cios w bok nadszedł, jakby znikąd. Wycisnął z Wężona oddech, aż łzy stanęły mu w oczach. Drugi był nawet silniejszy niż pierwszy, trafiając prosto w sam środek jego klatki piersiowej. Oddech ugrzązł Anakondowcowi w płucach, przez co zakaszlał głośno.
Lloyd był w szale. Nie myślał racjonalnie. Chciał tylko Pythora zabić, zniszczyć, pokonać. Cokolwiek. Chciał go zranić tak bardzo, jak on skrzywdził rodzinę Lloyda. Dlatego Wężon musiał umrzeć. Tak postanowił Lloyd i tak będzie.
Zręcznie wyciągnął katany, dając Wężonowi czas na powstanie z marnej pozycji. Ninja nie wtrącali się do pojedynku, choć z czujnością obserwowali poczynania Lloyda. Niepokoili się, że dziecku może coś się stać, choć agresja, z jaką bił przeciwnika i powalał na ziemię, nie dając chwili wytchnienia, przeczyła ich zamysłom.
Nagle Lloydowi nie wystarczyło samo krzywdzenie Wężona ostrzem. Chciał pokazać mu, że istnieje silniejszy przeciwnik niż marni ninja, z którymi dotychczas walczył. Mógł pokazać klasę, używając w odpowiedni sposób Spinjitzu i mocy, którymi nie potrafili posługiwać się ninja.
Obrócił się, szykując nogę do kopnięcia i utworzył zielone Spinjitzu. Wężon nie zorientował się, kiedy, a już leżał na bruku kilka metrów dalej, a krew plamiła białe łuski. Nie miał szans. Najmniejszych.
A gdy trafiła go kula czystej mocy, zielona energia Lloyda, zakrztusił się powietrzem i zakasłał słabo, przyznając swoją porażkę. Uniósł ręce, zwijając ogon. Chciał wyjść z tego z życiem, lecz Lloyd najwyraźniej miał inne plany.
- Lloyd Garmadon! Ten dzieciak z Jamanakai! - Wykrzyknął zaskoczony Kai, dopiero teraz pojmując, skąd kojarzył blondyna. - On jest zielonym ninja?!
- Ten z przepowiedni?! - Zdziwi się Jay, a wśród ninja wybuchła kłótnia, rozpraszając uwagę Lloyda na dosłownie sekundę.
Ta chwila wystarczyła dla Anakondowca, który ze złośliwym błyskiem w oku, rzucił się na Lloyda, przygniatając go swoim ciężarem. Chłopak zacisnął rękę na ramieniu Pythora, chcąc go zrzucić, lecz Wężon nie dał się tak łatwo! Ugryzł Lloyda w nadgarstek, nie używając jednak kłów. Nie chciał przypadkiem przemienić dzieciaka w Wężona, o nie! Lecz sam gest wystarczył, by chłopiec zawył z bólu, rozluźniając chwyt, a Pythor zacisnął palce na szyi blondyna. Pozbędzie się raz na zawsze upierdliwego chłopca, który okrada Wężonów z bereł!
Ninja, zaangażowani w kłótnię na temat Lloyda i zielonego ninja, nie zwracali uwagę, co się dzieje z samym obiektem zainteresowania. Wu za to czuwał przy Garmadonie, pogrążony w posępnych myślach. Nawet krzyki wokół nie zdołały wyrwać go z zadumy. Nikt nie zauważał, że Lloyd przegrywał i dusił się pod silnym uściskiem Wężona.
CZYTASZ
Różne oblicza || Ninjago
FanfictionMłody Lloyd Garmadon chciałby być taki jak jego ojciec. Potężny, szanowany, podziwiany... Jednak ninja zawsze potrafią pokrzyżować mu plany, a Wężonowie nie zachowują się do końca tak, jak tego od nich oczekiwano. Dodatkowo dochodzi kwestia nadopiek...