CHAPTER TWO: PRAWDA

296 18 19
                                    

Eleven

Powoli otworzyłam oczy. Znajdowałam się w szpitalnym, białym pokoju. Przez okno wpadała smuga jasnego światła, czyli był już kolejny dzień. Musiałam stracić przytomność. Obok mnie siedzieli Mike i Will.

- El! - wykrzyknął ciemnooki gdy tylko spotkał się z moim spojrzeniem. - Jak się czujesz? Nic ci nie jest?

- Jest ok... - wydukałam zachrypniętym głosem. Choć tak na prawdę wiedziałam, że nie było ok. Wszyscy wiedzieliśmy.

Szczypał mnie lewy policzek, który prawdopodobnie został rozcięty odłamkiem szkła. Will również nie wyglądał dobrze. Miał ranę przy ustach i lekko rozcięty łuk brwiowy. Posłał mi tylko zmartwione spojrzenie i rzucił, że idzie powiedzieć, że się obudziłam.

- Co się wczoraj stało? - zapytał Mike, kiedy zostaliśmy sami.

- Ja... Nie wiem. Nagle... Nie mogłam nad tym zapanować i... - plątałam się we własnych słowach i czułam jak do oczu napływają mi łzy. Nie chciałam go okłamywać. Po prostu nie powiem mu całej prawdy.

- Hej, - chłopak złapał mnie za rękę. - To nie twoja wina.

- Mogło wam się coś stać...

- Ale nic nam nie jest. Wszystko jest już w porządku.

- Mike, nie oszukujmy się. Nic nie jest w porządku. Nigdy nie było. I nigdy nie będzie.

Chłopak przygryzł wargę i spojrzał w dół, nie wiedząc co odpowiedzieć. Po chwili do pokoju wszedł Hopper razem z jakąś pielęgniarką. Lekarze nie kojarzą mi się dobrze.

Kobieta sprawdziła moje tętno, ciśnienie i tak dalej, po czym zapisała coś na kartce i wyszła zostawiając mnie z Hopperem i Mike'iem.

- Jak się czujesz? - zapytał Hopp, patrząc na mnie z troską.

- Bywało lepiej. - westchnęłam.

Nastała niezręczna cisza, więc Hopper i Mike wyszli, mówiąc tylko żebym odpoczęła i najlepiej się zdrzemnęła.

Mike

- Will? Możemy pogadać? - zapytałem kiedy wyszedłem na korytarz.

Chłopak spojrzał na mnie spanikowanym wzrokiem, ale mimo tego, odpowiedział:

- Tak, jasne...

Odeszliśmy kawałek od reszty i zatrzymaliśmy się za rogiem korytarza.

- Byłeś wczoraj z El jak to się stało, prawda?

- Tak. - kierował swój wzrok wszędzie, tylko nie na mnie. Coś ukrywał.

- I co zrobiła? To wszystko stało się tak nagle? - pytałem dalej.

- Tak. Znaczy... Szukała mnie, a ja niechcący ją przestraszyłem i... - jąkał się.

- I?

- I tak jakoś wyszło... Nie chciałem...

- Na pewno tylko niechcący ją przestraszyłeś? - powiedziałem podejrzliwie wpatrując się w jego źrenice.

- Tak. Na pewno. - przełknął ślinę. Nadal na mnie nie spojrzał.

- Ok... - westchnąłem zrezygnowany, po czym wróciliśmy na korytarz, gdzie czekała reszta osób.

John siedział pod ścianą i bawił się zamkiem swojej bluzy. Wyglądał na zdenerwowanego.

- O, jesteście - rzucił kiedy zauważył mnie i Will'a. - Byliście u niej? Jak ona się czuje?

- Mówiła, że dobrze. - powiedziałem.

- Chciałem się z nią pożegnać, bo... Po jutrze wracam do Kalifornii.

- Tak szybko? - zapytał zdziwiony Will.

- I tak długo zostałem... - westchnął John. - Nie mogę mieszkać tu sam. Tam jest moja rodzina.

- No tak, rozumiem. Ale kiedyś tu jeszcze wrócisz? 

- Jasne. Nie zostawiam was na zawsze. Może uda się w ferie wiosenne, albo w wakacje... - zatrzymał się na chwilę. - Idę pożegnać się z El. - po tych słowach wstał i otworzył pobliskie drzwi, wchodząc do pokoju, w którym leżała dziewczyna.

John

Nie chciałem ich zostawiać. Nie teraz, kiedy z El coś się działo. Chciałem im pomóc, razem przez to wszystko przejść. Ale teraz... Będzie musiał wystarczyć nam kontakt na odległość.

Podszedłem do łóżka El. Przykucnąłem obok, patrząc jak powoli oddycha. Po chwili chyba zorientowała się, że tam jestem i otworzyła oczy.

- John? - uśmiechnąłem się na dźwięk jej głosu.

- Taa, to ja. - przygryzłem lekko dolną wargę. - Wiem, że pewnie chcesz teraz spokoju i tak dalej, ale muszę z tobą porozmawiać, bo przez najbliższy czas może nie być okazji... - dziewczyna zmarszczyła brwi, wpatrując się w moje oczy. Chyba dopiero po chwili zrozumiała do czego zmierzam, bo gwałtownie zapytała:

- Wyjeżdżasz?

- Po jutrze. Z samego rana. - jej twarz posmutniała. - Słuchaj... Zanim się pożegnam, mam jeszcze pytanie. Co dokładnie wydarzyło się wczoraj wieczorem? - jej wzrok powędrował gdzieś za mnie, jakby chciała uniknąć odpowiedzi. - Możesz mi powiedzieć. Jeśli nie chcesz, nikomu tego nie powtórzę.

- Słowo? - zapytała łapiąc ze mną kontakt wzrokowy. 

Uśmiechnąłem się.

- Słowo. 

- Ok, więc... - westchnęła. - Wczoraj, kiedy wszyscy złożyliśmy sobie życzenia, chciałam porozmawiać jeszcze z Will'em, ale nigdzie go nie było. W końcu go znalazłam, a właściwie to on znalazł mnie. Porozmawialiśmy chwilę, ale potem... Nad nami wisiała jemioła i... chyba się pocałowaliśmy. - nie wiedziałem co jej odpowiedzieć. Potrafiła przelizać się ze swoim pseudo-bratem, ale mnie odrzucała. Widocznie jego darzyła większą sympatią. A mnie, mimo tego że się starałem miała gdzieś. No cóż. Bywa. - No i wtedy... Wtedy zakręciło mi się w głowie i te wszystkie lampki... Ja nie chciałam tego zrobić...

- Czyli pocałowałaś Will'a? - upewniłem się.

- To on pocałował mnie.

- Ale ty odwzajemniłaś. - podkreśliłem, na co ona tylko odwróciła wzrok.

- To nic nie znaczyło. Wszystko stało się tylko pod wpływem chwili, a Will jest jedynie moim przyjacielem. - zatrzymała się na chwilę, jakby niepewna swoich słów. - Nie powiesz tego nikomu? A już na pewno Mike'owi. Chcę mu sama powiedzieć, ale... jeszcze nie teraz.

- Nie powiem. Obiecałem. 

El uśmiechnęła się i ześlizgnęła z łóżka. Najchętniej patrzałbym cały czas na jej uśmiech. Była taka śliczna, kiedy przyozdabiał jej twarz. Właściwie zawsze była śliczna.

Podeszła do mnie i niepewnie objęła ramionami.

- Będzie mi ciebie brakować. - powiedziała cicho.

- Mi ciebie też, tajemnicza Jane. - szepnąłem.

Starałem się uśmiechać. Nie chciałem żeby nasze pożegnanie było smutne. W końcu znowu się spotkamy, nie rozstajemy się przecież na zawsze. A jednak czułem, że będzie mi ich brakować. Wszystkich. Nasza relacja była zawiła, właściwie poznaliśmy się przez przypadek. Pamiętam moje pierwsze spotkanie z El. Prawie upadła, ale złapałem ją na szkolnym korytarzu. Pamiętam jej spojrzenie, każde słowo, które wypowiedziała w moją stronę. Pamiętam jak wtedy na przystanku pocałowałem ją w policzek i pozwoliłem odejść. Potem co prawda była chyba na mnie trochę wściekła, ale szybko jej przeszło. No i poznałem też Will'a. Razem pojechaliśmy jej szukać, kiedy pojechała tym autobusem do Hawkins. Tam poznali mnie z Mike'iem. Na początku był oschły względem mnie, ale potem wszystko się jakoś ułożyło i między nami jest spoko. Oni wszyscy byli moimi przyjaciółmi. Chyba pierwszymi prawdziwymi.

Kiedy El w końcu mnie puściła, ruszyłem do drzwi. Zatrzymałem się na chwilę, łapiąc za klamkę i spojrzałem w jej stronę.

- Do zobaczenia. - posłałem jej troskliwe spojrzenie i wyszedłem na korytarz.


Stranger Things sezon 5Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz