33. Zabójczy strzał

140 16 27
                                    

Gotham City, październik 30, godz 8:40

Jason

Większość miast o tej godzinie oświetlają już promienie słońca, odbijające się od szyb pnących się ku niebu wieżowców. Z kolei drzewa sypią pod nogi przechodniów różnobarwne liście, tworzące szeleszczący kobierzec.

Może i tak jest w większości miast. Ale nie w Gotham.

- Przynajmniej nie pada.- mruknął pod nosem brunet, który opierając jedną stopę o wystającą krawędź dachu, spoglądał na toczące się w dole codzienne życie mieszkańców tego zapyziałego miasta.

Wszyscy się gdzieś spieszyli. On jeden nie. Nigdzie się nie wybierał. Wręcz przeciwnie. Robił coś, do czego w zasadzie nigdy nie przywykł. I szczerze tego nie znosił.

Czekał.

Stał już tutaj od kilkunastu minut, choć do tej pory nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło. Ale chłopak wiedział, że to była tylko kwestia czasu. Czuł, że jego cel był już blisko.

Choć może tym razem to właśnie on powinien nosić to miano?

Czy wystawienie się tajemniczemu przeciwnikowi było mądrym pomysłem? W żadnym razie. Jednak z pewnością było to rozwiązanie prostrze i dużo oszczędniejsze w czasie niż powolne dochodzenie do prawdy. Takie właśnie wolałby wybrać Nightwing.

Ale nie Jason. On preferował bezpośrednie starcie. Nie zamierzał bawić się z nikim w kotka i myszkę. Ktoś chciał się z nim zmierzyć? Proszę bardzo. Nie zamierzał uciekać.

Ani przegrywać.

Musiało mu się udać. Od tego zależało bezpieczeństwo tamtych dzieciaków. Dowie się gdzie są. Za wszelką cenę. A resztę planu... będzie wymyślał na poczekaniu. Był raczej tym typem, który zazwyczaj liczył na improwizację.

W końcu brak planu miał jedną zaletę. Nic nie mogło się posypać.

W tej chwili poczuł ten unikalny dreszcz, którego doświadczył tylko ktoś, kto wie jak to jest być obserwowanym przez woga. To oznaczało tylko jedno. Nie był już sam.

- No nareszcie. Zaczynałem się już nudzić.- rzucił z ironicznym uśmiechem, który wypracował przez lata. Następnie powoli, niemalże teatralnie, odwrócił się w stronę stojącego na przeciwległym krańcu dachu mężczyzny.

W zasadzie do tej pory nie miał pojęcia kogo powinien się spodziewać. Ale ktokolwiek by to nie był, Jason miał pewność, że go pokona.

- Cholera.- warknął pod nosem, gdy zrozumiał z kim przyjdzie mu się zmierzyć.

Oto stał przed nim jeden z najgroźniejszych zabójców, z którymi nikt nie chciałby dobrowolnie zadzierać. Chyba, że spieszyło mu się do grobu.

Deathstroke.

- Bardzo to odważne z twojej strony. Głupie, ale odważne.- odezwał się zamaskowany mężczyzna niepokojąco zadowolonym jak na siebie tonem.

Brunet zmrużył groźnie oczy, słysząc w głosie przeciwnika jawną groźbę. Nie oznaczało to w żadnym razie, że się go bał. Owszem, słyszał o nim wiele niepokojących plotek. Parę razy w przeszłości nawet przyszło mu się z nim zmierzyć. Starał się zbytnio nie rozpamiętywać faktu, że każdą z tych potyczek przegrał.

Ale tym razem będzie inaczej. Musiało być.

Morskooki zmierzył najemnika taksującym spojrzeniem. W jego stałym arsenale znajdował się zarówno pistolet jak i zabójcza katana. A tak się składało, że obie z nich były Jason'owi doskonale znane. To z kolei sprawiało, że w nadchodzącej walce chłopak czuł się nieco pewniej.

Historie z życia Bat FamilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz