13. Czyżby zgoda?

1K 62 55
                                    

Rezydencja Bruce'a, październik 28, poniedziałek 22:34

Tim wraz z Dickiem właśnie zajechali pod rezydencję. Ogólnie mówiąc, to spędzili bardzo przyjemne popołudnie. Po wycieczce rowerowej wpadli jeszcze do wesołego miasteczka w sąsiednim mieście. Tim oczywiście biegał od jednej atrakcji do kolejnej, a Dick dzielnie dotrzymywał mu kroku. No, może raz go zgubił, ale to mniej istotny szczegół. Grunt, że obaj byli w doskonałych chumorach.

-Wyskakuj Timmy i idź trochę odpocząć. I zapomnij o patrolowaniu miasta. Mówię serio.

-Czemu? Przecież nie...- jednak w tym momencie ziewnął przeciągle. Spróbował to szybko ukryć, ale na próżno.

-Właśnie widzę.- Dick zaśmiał się pod nosem, po czym dodał.- Za pół godziny zadzwonię do Alfreda i miej nadzieję, że będziesz wtedy w łóżku, bo jak nie to...- chłopak zamyślił się na chwilę, lecz nic rozsądnego nie przychodziło mu do głowy.

-Dobrze wiesz, że nie potrafisz porządnie grozić, nie?- spytał zaczepnie Drake.

-Jakoś to przeboleję. No już, zaczynam odliczać trzydzieści minut.

-A ty gdzie jeszcze jedziesz?- zapytał jeszcze Tim, chcąc trochę to poprzedłużać.

-Obiecałem Wally'emu, że gdzieś wieczorem wyskoczymy. I tak jestem już spóźniony o dobre piętnaście minut. Albo i dłużej.

-Dobra, niech ci będzie. Jedź.- po tych słowach Tim zaczął wysiadać z samochodu. Jednak przed tem jeszcze dodał.- Dick?

-Tak?

-Dzięki.- na twarzy chłopaka wykwitł szeroki uśmiech.

-Nie ma za co. Musimy to kiedyś powtórzyć.

-Jasne.- Tim nie przedłużając tym razem, szybko wysiadł z pojazdu i zamknął za sobą drzwi. 

Następnie jeszcze pomachał bratu na "do widzenia", a potem ruszył w kierunku wejścia do rezydencji. Kiedy wszedł do środka, od razu spostrzegł, że jest tutaj dziwnie cicho. Nigdzie nie spostrzegł też Alfreda.

"Aż dziwne. Niby masz sporą rodzinę, a jak przychodzi co do czego, to nikogo nie ma."

Nagle jednak zza rogu wybiegł As. Ale zamiast szczekać, skakać i machać ogonem, czyli zachowywać się jak praktycznie każdy pies po powrocie właściciela, tym razem tylko skomlał i usilnie ciągnął Tima, aby ten z nim poszedł.

-No już dobrze, dobrze. Przecież idę.- Tim spróbował uspokoić Asa, lecz tak na prawdę sam zaczynał się niepokoić. Wiedział, że As nie zachowywałby się w ten sposób chyba, że stało się coś złego.

Pies zaprowadził go prosto pod przejście do Batcave. Chłopak szybko je otworzył i zaczął schodzić na dół. Jednak As był szybszy i po kilku sekundach zniknął Timowi z oczu. W sumie jemu też zejście na dół nie zajęło szczególnie długo. 

Jednak to co tam zobaczył skutecznie zatrzymało go w miejscu. Spostrzegł Jasona, który sidział półprzytomny opierając się o swój motor, a jedną rękę zaciskał kurczowo na ramieniu. Zaś strój w tamtym miejscy był już mocno przesiąknięty krwią. A kawałek dalej leżał bandaż, który tamten musiał próbować założyć, ale w pojedynkę nie bardzo mu wychodziło, dlatego w końcu rozdrażniony, po prostu go wyrzucił.

Innymi słowy nie wyglądało to za dobrze. 

Tim wiedział, że powinien teraz iść i mu pomóc, nie zważając na to, co było kiedyś. Jednak jakaś siła trzymała go w miejscu. Po prostu nie mógł się zdobyć na to, aby do niego podejść. Zbyt dobrze pamiętał tamten postrzał, a potem drugą walkę. Nie bez powodu przez cały ten tydzień trzymał się od niego z dala. Najzwyczajniej w świecie się bał, choć trudno było mu się do tego przyznać. To całe jego zachowanie nie było spowodowane wrogością, ani niechęcią, ale zwyczajną obawą. I teraz, choć wiedział, że to absurdalne, czuł dokładnie to samo.

Historie z życia Bat FamilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz