Rozdział IX

37 2 2
                                    

Vena zerknęła na Russell'a, który w ciszy podążał jej krokiem. Nie zadawał pytań. Nie mówił wiele, po prostu był. Szli krok w krok, ramię w ramię. Dążyli do wspólnego celu... 

Źródło jednych z najczystszych kamieni ELK... Miejsce, które znalazła już dawno temu, ale oddanie go rodzinie, byłoby zbyt wielkim marnotrawstwem. Co innego, mając na uwadze własne korzyści... Własne życie i szczęście. Oprócz niego, istniało jeszcze jedne. Głęboko pod ziemią, niemal przy samym jądrze... Tego jednak nie mogła pokazać światu. Nastąpiłby chaos. Upadek światowych gospodarek... Zniszczenie wytworów natury i prawdopodobnie, całej cywilizacji w związku z nadmiernym wydobyciem. Czuła, że nosiła na swoich barkach wielki ciężar, ale póki tajemnica ta była bezpieczna, nie miała obaw... Postanowiła zadbać by tak pozostało.

- Jesteśmy. - Zatrzymała się przed dobrze znaną sobie jaskinią... Jaskinią, która pozostała bez zmian przez tysiące lat. Nikt nie wiedział co w sobie kryła... Nie znał jej zasobów i dóbr. 

- To tutaj? 

- Tak. Musimy wejść do środka. - Kiwnął głową. Zaoferował swoją pomoc przy wspinaczce, gestem dłoni. Czarnooka z chwilą wahania, przystała na propozycję.

,,Nic na tym nie tracę.''

Idąc poprzez kamienny korytarz, na myśl przysuwała się tylko jedna rzecz.

,,Więzienie... Być może z powodu tego podobieństwa, nie czułam się tak... Przytłoczona... ''

Wreszcie dotarli do końca. Ogromnej, porośniętej mchem ściany. Vena zerknęła na towarzysza, który czujnie obserwował każdy jej ruch. Mogła to stwierdzić, ponieważ odczuwała jego spojrzenie. Intensywne. Ciekawskie. Wiercące w niej dziurę. 

- Gotowy? - Kiwnął głową. - Dobrze więc. - Stanęła po środku przejścia i przyłożyła dłoń do symbolu wyrytego w kamieniu. Silny powiew wiatru rozwiał jej włosy i zmusił Russell'a do cofnięcia się o krok. Czarnooka wyciągnęła do niego rękę, gdy przejście stawało otworem. Wargi mężczyzny przybrały szeroki, ukazujący ekscytację uśmiech. Złapał ją. Mocno i bez zawahania. Opór powietrza ustąpił, a on sam poczuł się o wiele lżejszy. Powoli wszystko ucichło. 

- Ciekawa umiejętność. Sejfy też otwierasz? 

- Hah? Hmm... Nigdy nie próbowałam. - Powrót do tego miejsca, wprawił ją w dobry nastrój. Melton też. 

- Mam jeden w posiadłości.

- Dobrze. - Posłała mu delikatny uśmiech. - A teraz chodźmy. - Usiłowała zabrać dłoń, jednak nie pozwolił na to.

- Wstyd się przyznać, ale... Boję się ciemności. - Brzmiał tak poważnie, że ledwo powstrzymała śmiech. Dojrzały mężczyzna, do tego właśnie ten, miałby bać się ciemności. Wiedziała, że to kłamstwo, ale postanowiła dać za wygraną... Było to odświeżające... Ktoś, kto nie chciał strzepać jej ręki... Uniknąć dotyku... Tylko o niego ubiegał.  

- Chodźmy. - Tuż za rogiem, płynęła podziemna rzeka, która przecinała jaskinię na pół. Vena zdjęła obuwie, mając w zamiarze przekroczenie jej na bosaka. Jak za pierwszym i każdym kolejnym razem. 

,,Nic się nie zmieniło.''

Nie zdołała jednak nawet zamoczyć stóp. Mężczyzna uniósł ją na rękach, jakby ważyła tyle co nic.

- Ah... - Spojrzała na niego pytająco.

- Dobrze się trzymaj. - Usadowił ją na swojej lewej ręce, drugą oplatając w tali. Gorący dotyk, którego ciepło rozlewało się na cały bok. Chciała odmówić, jednak skoro tego chciał... 

--PRZEPAŚĆ--Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz