Rozdział IV

44 2 0
                                    

- Jeśli mnie wyrolowałeś to urwę ci łeb.

- Ależ skąd! Jakbym śmiał... 

- Pan Hembrand nie jest dobroduszny. - Przed wejściem stanęło trzech mężczyzn. Jeden tęgi i tak wysoki, że jego czoło chowało się za kamiennym łukiem. Miał ciemniejszą karnację, brązowe włosy i sztywną twarz. Trzeba jednak przyznać, że sylwetka cieszyła oko. Jego dłoń spoczywała na karku niskiego chłopaczka, który próbował się wyrwać, ale był tak mizerny i pozbawiony kondycji, że po chwili odpuścił. Zrezygnowany zerknął w kierunku ostatniego z nich. Wyższy, też dobrze zbudowany, ale mniej barczysty mężczyzna o lekko opalonej skórze, blond włosach i wielkim ego. 

Tak wyglądał Oberon Hembrand. Vena poznała go od razu... Nie spodziewała się jednak, że wpadną na siebie ponownie w takim miejscu, ale musiała się z tym liczyć

Dwa dni po pamiętnym balu, na którym miała tą nieprzyjemność odbyć z nim jeden paskudny taniec, został skazany za defraudacje pieniędzy państwowych. Dowody były zbyt jednoznaczne by mógł się z tego wyplątać, albo był na tyle głupi, że zostawił je na widoku. Taka możliwość była opcją bardzo racjonalną. Całą sprawę ujawnił książę koronny, co tylko pogorszyło jego sytuację. Oznaczało to dla niego upadek z piedestału. 

Tylko co ten mężczyzna robił przed jej celą? Przecież nie mieli nic wspólnego. Kompletnie nic. Raczej jej nie pamiętał, a nawet jeżeli, dlaczego miałby nawiązywać kontakty z ,,duchem'' rodziny Kedrese. 

- Hmm... Hen, puść go. Tym razem nawet ten idiota się do czegoś nadał. 

- Dziękuję! Dziękuję panie! - Uciekał jak zająć który napotkał lisa, omal nie rozbijając nosa na wystającym fragmencie skały. Vena podeszła kilka kroków do przodu. W zasadzie czego miała się obawiać? Przecież to nie strażnicy. Nawet gdyby ich trochę połamała, nie byłoby problemu... Chyba. 

- O co chodzi? Potrzebujecie czegoś ode mnie? - Zapytała beznamiętnie, obserwując mimikę i ruchy mężczyzn.

- To jest ta szalona atletyczka? -  Kilka godzin wcześniej podczas zbiórki na placu, odczuwała na sobie zaciekawiony wzrok jednak nie znała powodu. A więc ktoś musiał już usłyszeć o więźniarce, która rzuciła się w przepaść... Szybko połączyli wątki.

Rozpoczynały się kłopoty.

Chociaż sama w sobie historia była zbyt nierealna, aby ktokolwiek w nią uwierzył, to jednak pojawiły się osobniki do tego zdolne. Żaden człowiek nie przeżyłby upadku z takiej wysokości, chyba że, tak jak ona użył pewnych sztuczek.

Zmierzyła postępnym wzrokiem Oberona, który przesadził głowę przez pręty. Że też przyszedł zobaczyć ją na własne oczy. To zainteresowanie nie było konieczne.

- Hej śliczna, jesteś aniołem demonem czy innym pieprzonym diabłem? - Zignorowała tą dziecinną zaczepkę i usiadła na pryczy, służącej za łóżko. - Nie widziałem cię tu wcześniej, a raczej zapamiętałbym ten nietypowy kolor włosów. Twarz też niczego sobie... Hej, śliczna za co tu trafiłaś? Wyglądasz raczej na panienkę z dobrego domu... Nie chcesz gadać, co? Hmm? Powinnaś odpowiadać kiedy ktoś grzecznie do ciebie mówi. - Nałożył nacisk piąte słowo, wyszczerzając swoje zbyt proste zęby. Operacja zgryzu, którą przeszedł kilka miesięcy wcześniej była na językach całego miasta o ile nie dalej.

- Jeśli to wszystko co masz do powiedzenia... - Vena chciała go spławić jak najszybciej, ale niemal od razu ją uciął. Denerwujący palant.

- Ależ skąd. Dopiero się rozkręcam. Tylko trochę ciężko mówić tak do krat. - Szeroki uśmiech i gestykulacja, którą można uznać za flirciarską. Ja to nabierał młode, naiwne kobiety. Wiele straciło dla niego głowę i skończyło ze złamanymi sercami, jednak Vena wiedziała, że ta hulanka nie potrwa długo. 

--PRZEPAŚĆ--Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz