Rozdział XIII

69 3 2
                                    

- Niedługo będziemy na miejscu. - Russell odsunął zasłonkę, wyglądając na drogę, prowadzącą prosto pod główne wejście. 

- Kiedy powiedziałeś o mnie rodzinie? - Pojawiła się niemal znikąd, a więc nie oczekiwała zbyt wiele. Na przyjęcie z otwartymi ramionami nawet nie liczyła. Prędzej spodziewała się oceniającego spojrzenia i traktowania niczym wroga...

- Wczoraj. 

- Rozumiem, wczoraj... WCZORAJ?! - Gdyby miała coś w ustach, zapewne wyplułaby wszystko na jego granatową marynarkę. Wczoraj... Czy to nie było zbyt... Nietaktowne?

- Tak. - Uśmiechnął się zadziornie.

- J... jak zareagowali? - Zapytała, ale tak naprawdę nie była pewna czy chciałaby wiedzieć... 

- Zobaczysz, już jesteśmy. - Powóz zatrzymał się z lekkim turkotem. Mężczyzna wyskoczył na zewnątrz i pomógł żonie zejść na ziemię. Posiadłość wyglądała wspaniale. Duża, zadbana i przestrzenna. O wiele większa od jej poprzedniego domu, ale to tylko budynek. Po chwili dosłyszała odgłos otwieranych drzwi. W wejściu stanęła kobieta o czarnych jak smoła włosach, ubrana w elegancką, ciemno-fioletową sukienkę na krótki rękaw. Wyglądała na może czterdzieści lat, ale była starsza. Brunet wspominał, że wyszła za mąż nieco później. Ładna, zadbana, szykowna. 

- Nareszcie! Russell! Jak możesz kazać matce czekać całe dwie godziny!? - Krzyknęła, krzyżując ręce na klatce piersiowej. 

- Witaj mamo. - Posłał jej ciepły uśmiech i poprowadził Venę po schodach. 

- To ona? - Kobieta zmierzyła ją od stóp do głowy. Czarnooka odetchnęła z ulgą, że zmieniła te koszmarne, więzienne ubrania na delikatną, tiulową suknie, którą przygotowała Irene. 

- Tak. To moja żona. 

- Dzień dobry. - Fioletowowłowa uniosła materiał w dłoniach i lekko dygnęła. - To zaszczyt Panią poznać, nazywam się Vienna. Mam nadzieję, że znajdziemy wspólny język. 

- Hah... Wspólny język, mówisz? - Prychnięcie tylko upewniło dziewczynę, że nie jest mile widziana. - Już go mamy. - Uniosła ręce i zamknęła ją w swoich ramionach. - Jeżeli cię do czegoś zmusił, uderz mnie w rękę dwa razy. - Vena była tak zaskoczona, że nie mogła poskładać tego w całość. Przytuliła ją... 

,,Przecież to ja w pewien sposób zmusiłam go do małżeństwa... C... co się dzieje?''

- Słyszałem. - Fuknęła, zerkając na niego przez ramię.

- Ugh. Znając ciebie, nie byłoby to nic dziwnego. 

- Um... Przepraszam? - Vena nie chciała spowodować niepotrzebnej kłótni komentarzem, zwłaszcza że cała sytuacja była dla niej nowa i nietypowa zarazem.

- Oh... - Matka mężczyzny uwolniła ją z żelaznego uścisku. - Wybacz. Za bardzo się podekscytowałam. Mam na imię Ezeter, ale mów mi ,,mamo''. - Wyglądała na szczęśliwą. - Tak jak ten tutaj. 

,,Mamo... Na pewno powinnam?''

- Daj spokój. Chodźmy do środka. - Russell westchnął unosząc kąciki ust.

- Daniel przygotował pyszne jedzenie na twój przyjazd. - Brunetka chwyciła ją pod ramię i poprowadziła przez korytarz. - Filip i Rosie już czekają. Ah. Filip to mój mąż, a Rosie to nasza córka, mieszka też z nami teściowa, ale niestety nie może cię dzisiaj powitać. Wraca dopiero jutro, bo ktoś poinformował  nas dopiero wczoraj. Nie mieliśmy czasu na nic. - Zmroziła syna spojrzeniem, na które tylko przekręcił oczami. Szedł za nimi w ciszy, wyraźnie niezadowolony od pewnego czasu. 

--PRZEPAŚĆ--Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz