- Niedługo będziemy na miejscu. - Russell odsunął zasłonkę, wyglądając na drogę, prowadzącą prosto pod główne wejście.
- Kiedy powiedziałeś o mnie rodzinie? - Pojawiła się niemal znikąd, a więc nie oczekiwała zbyt wiele. Na przyjęcie z otwartymi ramionami nawet nie liczyła. Prędzej spodziewała się oceniającego spojrzenia i traktowania niczym wroga...
- Wczoraj.
- Rozumiem, wczoraj... WCZORAJ?! - Gdyby miała coś w ustach, zapewne wyplułaby wszystko na jego granatową marynarkę. Wczoraj... Czy to nie było zbyt... Nietaktowne?
- Tak. - Uśmiechnął się zadziornie.
- J... jak zareagowali? - Zapytała, ale tak naprawdę nie była pewna czy chciałaby wiedzieć...
- Zobaczysz, już jesteśmy. - Powóz zatrzymał się z lekkim turkotem. Mężczyzna wyskoczył na zewnątrz i pomógł żonie zejść na ziemię. Posiadłość wyglądała wspaniale. Duża, zadbana i przestrzenna. O wiele większa od jej poprzedniego domu, ale to tylko budynek. Po chwili dosłyszała odgłos otwieranych drzwi. W wejściu stanęła kobieta o czarnych jak smoła włosach, ubrana w elegancką, ciemno-fioletową sukienkę na krótki rękaw. Wyglądała na może czterdzieści lat, ale była starsza. Brunet wspominał, że wyszła za mąż nieco później. Ładna, zadbana, szykowna.
- Nareszcie! Russell! Jak możesz kazać matce czekać całe dwie godziny!? - Krzyknęła, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Witaj mamo. - Posłał jej ciepły uśmiech i poprowadził Venę po schodach.
- To ona? - Kobieta zmierzyła ją od stóp do głowy. Czarnooka odetchnęła z ulgą, że zmieniła te koszmarne, więzienne ubrania na delikatną, tiulową suknie, którą przygotowała Irene.
- Tak. To moja żona.
- Dzień dobry. - Fioletowowłowa uniosła materiał w dłoniach i lekko dygnęła. - To zaszczyt Panią poznać, nazywam się Vienna. Mam nadzieję, że znajdziemy wspólny język.
- Hah... Wspólny język, mówisz? - Prychnięcie tylko upewniło dziewczynę, że nie jest mile widziana. - Już go mamy. - Uniosła ręce i zamknęła ją w swoich ramionach. - Jeżeli cię do czegoś zmusił, uderz mnie w rękę dwa razy. - Vena była tak zaskoczona, że nie mogła poskładać tego w całość. Przytuliła ją...
,,Przecież to ja w pewien sposób zmusiłam go do małżeństwa... C... co się dzieje?''
- Słyszałem. - Fuknęła, zerkając na niego przez ramię.
- Ugh. Znając ciebie, nie byłoby to nic dziwnego.
- Um... Przepraszam? - Vena nie chciała spowodować niepotrzebnej kłótni komentarzem, zwłaszcza że cała sytuacja była dla niej nowa i nietypowa zarazem.
- Oh... - Matka mężczyzny uwolniła ją z żelaznego uścisku. - Wybacz. Za bardzo się podekscytowałam. Mam na imię Ezeter, ale mów mi ,,mamo''. - Wyglądała na szczęśliwą. - Tak jak ten tutaj.
,,Mamo... Na pewno powinnam?''
- Daj spokój. Chodźmy do środka. - Russell westchnął unosząc kąciki ust.
- Daniel przygotował pyszne jedzenie na twój przyjazd. - Brunetka chwyciła ją pod ramię i poprowadziła przez korytarz. - Filip i Rosie już czekają. Ah. Filip to mój mąż, a Rosie to nasza córka, mieszka też z nami teściowa, ale niestety nie może cię dzisiaj powitać. Wraca dopiero jutro, bo ktoś poinformował nas dopiero wczoraj. Nie mieliśmy czasu na nic. - Zmroziła syna spojrzeniem, na które tylko przekręcił oczami. Szedł za nimi w ciszy, wyraźnie niezadowolony od pewnego czasu.
CZYTASZ
--PRZEPAŚĆ--
FantastikVena do samego końca wierzyła w swoją rodzinę. Nawet jeżeli nie traktowali jej najlepiej, ignorowali albo karali za byle głupstwo... Żyła nadzieją, iż któregoś dnia wreszcie docenią jej starania, zauważą ją. Okażą trochę ciepła, którego tak bardzo p...