2. Oberstdorf - 29 grudzień

203 39 41
                                    

Przeciągnęłam się leniwie na leżance, po czym westchnęłam głęboko. Położyłam ręce na brzuchu, gdy głośno w nim zaburczało. Ostatni swój posiłek zjadłam wczoraj około trzynastej i byłam już potwornie głodna. Chociaż wieczorem dokuczał mi głód, to już nic nie jadłam po powrocie do Boley. Musiałam mieć pieniądze na opłacenie noclegu i dalszą podróż po konkursie. Usiadłam na składanym łóżku, po czym wyciągnęłam z plecaka portfel i zacisnęłam usta, widząc, że gotówka coraz bardziej topniała. Przygryzłam wargę, zastanawiając się, w jaki sposób zdobyć dodatkowe środki na życie. Nie pozostawało mi nic innego, jak pochodzić po jakichś barach lub restauracjach i zapytać, czy nie potrzebują pomocy na kilka godzin. Myślę, że jakbym właścicielowi sprzedała jakąś ckliwą bajeczkę, to by mi pomógł. Ubrałam się szybko, po czym przeszłam do łazienki, żeby się umyć i uczesać. Gdy wróciłam do pomieszczenia, w którym spałam, spakowałam się, złożyłam pościel i leżankę, by następnie poszukać właścicieli, żeby się z nimi rozliczyć oraz podziękować im za gościnę, i za to, że zlitowali się nade mną, udzielając mi noclegu.

*

Westchnęłam głęboko, rozglądając się po przestronnej sali, wypełnionej po brzegi klientami. Gwar był niesamowity. Stukałam palcami w kontuar, czekając, aż barman przyprowadzi właściciela, z którym chciałam porozmawiać o dorobieniu sobie. W końcu mężczyźni wyszli z zaplecza. Wyprostowałam się, uśmiechając się delikatnie.

— Dzień dobry — odezwałam się grzecznie, po czym przedstawiłam się.

— Dzień dobry. Patrick Hoffmann. — Przywitał się ze mną właściciel. — Podobno szuka pani zajęcia na kilka godzin?

— Tak, okradli mnie i zostałam bez środków do życia, a żeby wrócić do domu potrzebuję pieniędzy na bilet. Może znalazłoby się dla mnie jakieś zajęcie? Cokolwiek?

— No, nie wiem — powiedział niepewnie mężczyzna, drapiąc się w tył głowy. — Martin, potrzebujemy kogoś do pomocy?

— Może pomogłaby dziewczynom na sali? Bo one ledwo wyrabiają. Jedni wyjdą, zaraz siadają następni. Zero przerwy. — Ucieszyłam się w duchu, gdy usłyszałam słowa barmana. Nie dość, że zgarnęłabym kasę od szefa, to jeszcze może jakieś napiwki by się trafiły. Byłoby idealnie.

— Masz jakieś doświadczenie w pracy na sali?

— Tak, byłam już kelnerką. — Skłamałam.
Stwierdziłam, że nie będę się przyznawać do zerowego doświadczenia w gastronomii. Miałam nadzieję, że szybko wszystko ogarnę.

— Do której możesz pracować?

— Do czternastej trzydzieści, potem mam pociąg. — Kolejny raz skłamałam, ale nie mogłam powiedzieć facetowi, że potem idę na konkurs w skokach, bo co by sobie o mnie pomyślał? Jak już wcisnęłam mu historyjkę o kradzieży i powrocie do domu, to musiałam trzymać się tego.

— Okey, pomożesz dziewczynom — odparł, a ja ucieszyłam się duchu.
— Piętnaście euro na godzinę? — Przytaknęłam z zadowoleniem, bo to oznaczało ponad osiemdziesiąt euro zarobku na czysto, a z napiwkami mogło to być nawet ponad sto. Będę miała na bilet i coś do jedzenia.
— Martin, pokaż jej wszystko.

W duchu zacierałam ręce ze szczęścia. Nie sądziłam, że już w pierwszej restauracji znajdę zatrudnienie. Z uśmiechem na twarzy podążałam za młodym barmanem, który szybko przedstawił mnie trzem kelnerkom. Potem dostałam zapaskę oraz notes i długopis, po czym ruszyłam na salę do gości.

*

Dwie godziny później padałam z nóg. Nie sądziłam, że praca kelnerki była tak wyczerpująca. Ciągłe chodzenie pomiędzy stolikami z talerzami w dłoniach, dawało mi się we znaki. Nogi wchodziły mi już w tyłek, a ręce odpadały. Jednak musiałam zacisnąć zęby. Zostały mi trzy i pół godziny pracy, stwierdziłam, że jakoś to przetrwam. Potrzebowałam pieniędzy, więc nie było opcji rezygnacji.

Vierschanzentournee [Markus Eisenbichler] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz