4. Garmisch-Partenkirchen - 1 styczeń

185 38 48
                                    

Jęknęłam głośno, czując ogromny ból głowy. Leżałam w łóżku, nasłuchując szeptów, które po chwili kompletnie ucichły. Sądziłam, że były one wytworem mojej wyobraźni. Otworzyłam powoli oczy, ale równie szybko je zamknęłam, gdy do źrenic dotarło jasne światło, które mnie drażniło. Chwilę później ponownie spróbowałam otworzyć oczy. Pomrugałam kilkukrotnie powiekami, by następnie wbić wzrok w sufit. Patrzyłam nieobecnym wzrokiem, zastanawiając się nad tym, co działo się dnia poprzedniego, bo miałam czarną dziurę. Przetarłam dłońmi twarz, gdy powoli zaczęły dochodzić do mnie wczorajsze wydarzenia, chociaż chciałam, żeby to wszystko okazało się snem. Nagle zerwałam się do siadu, gdy mój umysł przypomniał mi o tym, że zostałam przez kogoś zaciągnięta do hotelu. Zamknęłam na chwilę oczy, masując skronie, bo taka nagła zmiana pozycji, była zabójcza dla mojej głowy. W końcu otworzyłam oczy, spojrzałam przed siebie i wstrzymałam oddech, widząc mężczyzn, którzy bez słowa wpatrywali się we mnie. Zajrzałam pod kołdrę, oddychając z ulgą, gdy okazało się, że byłam ubrana.

— Nie jesteśmy gwałcicielami, jak tamci. — Uśmiechnęłam się krzywo, spoglądając na Karla, który odezwał się o jako pierwszy.

Jakim cudem znalazłam się w pokoju skoczków? Jak mnie tam znaleźli i dlaczego ze sobą zabrali? Przecież mnie nie znali, nie byliśmy znajomymi. Może i kilka dni wcześniej spotkaliśmy się w dziwnych okolicznościach, ale nie utrzymywaliśmy kontaktów. Wprowadzili mnie na teren skoczni i tyle. Nie rozmawialiśmy ze sobą zbyt dużo. No, może wyjątkiem był Eisenbichler, który wyjątkowo chciał ze mnie wyciągnąć jak najwięcej informacji. Przełknęłam mocno ślinę, krzywiąc się lekko, bo moje gardło było niczym Sahara i błagało o wodę.

— Co się wczoraj stało? — zapytałam nieśmiało, nie będąc pewną, czy chcę znać odpowiedź.

— Dobre pytanie. — Prychnął Markus, przez co przeniosłam na niego wzrok. Zrobiłam wielkie oczy, widząc limo pod jego okiem. Wtedy doszło do mnie, że to oni odciągnęli ode mnie Paula, Nicolasa i Maika, i pobili się z nimi.

— Zawsze tak imprezujesz? Pijąc do upadłego? Wiesz, że gdyby nas tam nie było, to nie leżałabyś w tym hotelu, tylko w jakimś innym, prawdopodobnie rozebrana, z tamtą trójką mężczyzn? — dopytywał ostro, a ja zacisnęłam zęby.
Patrzyłam na niego oczami, w których zaszkliły się łzy, bo miał rację. Wczoraj stoczyłam się na dno i to na własne życzenie. Wstyd jaki czułam, był ogromny i najchętniej zapadłabym się pod ziemię.

— Dziękuję — odparłam cicho, wplatając dłonie w swoje krótkie włosy.
Nie mogłam zebrać myśli. Upokorzenie, jakie czułam, spowodowało, że nie potrafiłam nic sensownego powiedzieć. Chciałam jak najszybciej zniknąć im z oczu. Po chwili spojrzałam na nich ponownie, biorąc głęboki oddech.

— Jeszcze raz dziękuję, że mi pomogliście — odezwałam się, patrząc po twarzach sportowców.
— Pójdę już — dodałam, po czym zeszłam z łóżka. Zachwiałam się, gdy moje stopy zetknęły się z podłogą, a nogi ugięły się pode mną. Usiadłam z powrotem na łóżko, żeby dojść do siebie.

— Może najpierw wytrzeźwiej — rzucił ze śmiechem Schmid.
Gdybym miała siły na cokolwiek, to jakoś bym zareagowała na jego przytyk, ale w mojej sytuacji wolałam milczeć.

— Zostawcie nas samych, chcę z nią pogadać. — Spojrzałam na Eisenbichlera, gdy odezwał się do swoich kumpli.
Ci po chwili posłusznie wyszli z pomieszczenia, życząc mi wszystkiego dobrego, a Andreas dodatkowo życzył na przyszłość więcej rozumu. Westchnęłam cicho, słysząc te słowa.

— Kim oni byli? — Markus usiadł naprzeciwko mnie, zaplatając dłonie na klatce piersiowej.
Patrzył na mnie surowym wzrokiem, czekając na odpowiedź.
Przypomniał mi tym gestem mojego ojca, który tak robił, gdy chciał mnie opieprzyć. Najpierw wyważony ton, potem krzyki, a na końcu uderzenie. Gdy potrafił nad sobą zapanować, najczęściej kończyło się tylko na spoliczkowaniu, a gdy był w większej furii, wtedy nie patrzył, gdzie bije.

Vierschanzentournee [Markus Eisenbichler] ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz