Il condice rosso

94 11 9
                                    


Mimo całkiem wysokiej temperatury panującej na zewnątrz, dla dobra siebie i reszty ludzkości zdecydowałam się ukryć pod czapką opłakane efekty mojej fryzjerskiej porażki. Zgarnęłam klucze, portfel i wyruszałam na poszukiwanie wróżki chrzestnej, która odczyni zły urok.

Dochodząc do końca ulicy ujrzałam skrytą w cieniu piaskowych kamienic witrynę lokalu. Zdeterminowana przekroczyłam próg salonu. Srebrzysty dzwonek przy drzwiach obwieścił moje przybycie. W tym momencie 2 pary oczu zwróciły się w moją stronę. Na fotelu siedziała starsza klientka o uprzejmym wyrazie twarzy i kilkunastu kolorowych wałkach w białych jak śnieg włosach. Za nią stał wysoki ciemnoskóry mężczyzna w najlepiej dobranej koszuli w kwieciste wzory jaką w życiu widziałam. Jego niezaprzeczalne wyczucie stylu dało mi nadzieję na uratowanie mojej czupryny.

- Skarbie, do końca tygodnia nie mamy już wolnych terminów, więc o ile nie jesteś tu w sprawie ogłoszenia o pracę to musimy się pożegnać.- odparł mężczyzna nie przerywając pracy przy włosach starszej pani.

- Błagam, to jest naprawdę nagląca kwestia- odparłam zdejmując nakrycie głowy.

Fryzjer wyglądał, jakby stanął twarzą w twarz z Kostuchą. Zanim ponowiłam prośby o pomoc, zwrócił się w stronę zaplecza i krzyknął.

-Marlena! Mamy tu kod czerwony! Stan krytyczny! Musisz przejąć Donnę Lukrecję, bo ja mam tu do opanowania wszystkie plagi egipskie!- mężczyzna zwrócił się w moją stronę- Carina, ktokolwiek ci to zrobił powinien zostać rzucony na pożarcie dzikim bestiom.

Pochwycił mnie za rękę i poprowadził w stronę wolnego fotela przed lustrem.

- Spokojnie, spokojnie, to wszystko da się jeszcze naprawić.- mówił pokrzepiająco, a ja nie byłam pewna czy do mnie czy do siebie. Zanim się obejrzałam moje włosy były umyte, a mój wybawca Gianluca ( tak przynajmniej sugerowała plakietka na jego koszuli) przymierzał się do rozpoczęcia misji ratunkowej. W tle druga fryzjerka zajmowała się starszą panią. Obie kobiety posyłały mi wyraźnie pokrzepiające spojrzenie.

- Skarbie, czy mi ufasz?- Gianluca zwrócił się w moją stronę- Pytałem, czy mi ufasz?

- Wiele do stracenia nie mam, więc zdaję się na ciebie. Tylko do 20 muszę wyglądać jak człowiek.

- A co takie wydarzy się o 20?- mężczyzna posłał mi kokieteryjne spojrzenie.

- Mam rzucać stanikiem na scenę  na rockowym koncercie- odparłam bez zastanowienia.

- To muszą być wyjątkowy artysta, skoro zasłużył na taki zaszczyt.

- Żeby to jeden: moja przyjaciółka i jej trzech kumpli.

-ach, jak byłem w twoim wieku to też szalałem na koncertach, byłem na scenie, pod sceną, za kulisami...- odparł puszczając do mnie sugestywnie oczko.

- ale, ja nie... nie w tym sensie- odparłam lekko zmieszana

- jasne, jasne, zawsze się tak zaczyna. Fajni?

- Jeśli pominąć beznadziejny charakter to jeden z nich ma zadatki- powiedziałam nieśmiało. Zauważyłam zawadiacki błysk w oku fryzjera.

- No, to musimy zrobić cię na bóstwo, żeby twój Romeo nie mógł oderwać od ciebie wzroku. Bo rozumiem, że nie masz nikogo stałego na haczyku?

Rumieniec wstydu przyozdobił moje policzki

- Jeżeli myślisz o związkach, a nie bierzesz mnie za fankę wędkarstwa, to jestem singielką.- odpowiedziałam żartobliwie po chwili.

- Carina, w takim razie to idealna okazja na zarzucenie sieci, a ja sprawię, że będą one szczególnie mocne. – obdarzył mnie łobuzerskim uśmiechem- Marlena, misję „Rock and roll never dies" czas zacząć!



Gigantyczne podziękowania dla  @Daviddobradupa i @deathofname  za komentarze, które dały mi motywację do dalszego pisania. To, że ten rozdział pojawia się teraz (a nie za pół roku) to głównie wasza zasługa 🫀

I'm not like other ragazzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz