La solitudine entra

100 10 12
                                    

Po skończonym śniadanku rozsiedliśmy się wygodnie w salonie. Razem z Victorią zaczęłyśmy  wspominanie "starych dobrych czasów", gdy razem tańczyłyśmy do utraty tchu na kopenhaskich ulicach upojone alkoholem kupionym dzięki fałszywym dowodom. Thomas przysłuchiwał się z zaangażowaniem i nieskrywaną ciekawością, Ethan dorzucał od siebie żartobliwe wstawki, natomiast pan D.D. (Dupek Damiano) słuchał nas  z drwiącym półuśmiechem. Nie wiadomo kiedy przeleciało nam całe popołudnie. Niestety, wszytko co dobre musi się kiedyś skończyć. Finał naszych pogaduszek wyznaczył donośny dzwonek telefonu Ethana. Włoska wersja Jacoba pochwyciła smartfona i szybko wyszła na korytarz. Po kilku minutach chłopak wpadł do pomieszczenia z przejętym wyrazem twarzy.

- Ragazzi! Zapomnieliśmy o dzisiejszym koncercie!

- Co ty gadasz? Przecież występ mamy dopiero w czwartek, wyluzuj.- odparł zblazowanym głosem Thomas 

- Stary! Dziś jest CZWARTEK!

- No to mamy jeszcze cały dzień, występujemy dopiero o 21.

- Ale sound check mamy za  godzinę!

W tym momencie nawet Signore arrogante zrzedła mina. Wszyscy na raz poderwali się z kanapy i w  roztargnieniu zaczęli wywracać mieszkanie do góry nogami. Skonfundowana ruszyłam w ślad za Vic, która przekopywała się przez odmęty swojej szafy. 

- Vic, Słońce, wybacz, że ci przeszkadzam, ale może, zanim z mieszkania zostaną tylko zgliszcza, raczyłabyś mi wyjaśnić co tu się do cholery wyprawia?!

- Ann, Kochanie, dobrze wiesz, że czas to tylko konstrukt społeczny, ale dziś musimy się do niego dostosować, bo przed nami jeden z największych gigów w naszej karierze.- odparła dziewczyna stając przed lustrem z czarną kredką w dłoni.

- Gratulacje! Mam czekać na was z kolacją i winem, czy raczej spodziewać się was dopiero na śniadaniu?

- Carina! Nawet sobie tak nie żartuj! Pierwszy rząd byłyby  boleśnie pusty bez ciebie! Lepiej przygotuj seksi stanik, żebyś miała co rzuci w naszą stronę.- spojrzała na mnie frywolnie.

- Skarbie, specjalnie na takie okazję zgarnęłam moją czerwoną koronkę- odparłam z zawadiackim uśmiechem. 

Vic zaśmiała się perliście, odwróciła w moją stronę i nim się spostrzegłam pospiesznie  zanotowała na mojej odsłoniętej ręce adres i nazwę klubu. 

- Drzwi otwierają się o 20, powiedz, że jesteś ode mnie, Luigi będzie wiedziało o co chodzi. Dresscode to casual punk rock.- odparła po czym niczym tygrysica skoczyła w stronę drzwi łazienki, którą chwilę wcześniej zwolnił najmłodszy z ekipy.

Półgodziny wystarczyło by zespół zdążył się przebrać, umalować i zgarnąć instrument do futerałów. 3/4 zespołu pożegnało się ze mną szybkim pocałunkiem w policzek i zanim się obejrzałam zostałam w mieszkaniu zupełnie sama. 

Cisza wypełniła mieszkanie, a melancholia uderzyła  ze zdwojoną siłą. Po raz pierwszy dotarło do mnie jak wiele zostawiłam za sobą- osiągnięcia, wszystko co kochałam, to czym byłam. Całe dotychczasowe życie znikło niczym sasin wydany na wybory kopertowe. Poczułam łzy, które napłynęły  mi do oczu. By nie rozsypać się kompletnie musiałam znaleźć jakieś zajęcie, które zatrzyma potok bolesnych wspomnień. Odruchowo sięgnęłam po telefon i odpaliłam najbardziej zdradziecką aplikacje- Tik Toka, szybko stworzyłam nowe konto i po chwili  krótkie filmiki zajęły moje myśli. Jeden z nich szczególnie przykuł  uwagę- dziewczyna pokazywała jak przeprowadzić swój kompletny makeover.  Kilkoma wprawionym ruchami nadała swoim włosom wygląd o którym zawsze marzyłam. Znalezienie tego nagrania nie mogło być przypadkiem. Niewiele myśląc ruszyłam do łazienki, a już kilka sekund później stałam przed lustrem z nożyczkami w dłoni. Niepewnie umieściłam pierwsze pasmo włosów między błyszczącymi ostrzami, a potem dokonałam pierwszego cięcia.  Widząc ciemny pukiel spadający do umywalki poczułam przypływ odwagi jakiej nie czułam już dawno. Byłam wolna! Pełna entuzjazmu, niczym Katy w Part of me, zaczęłam naśladować dziewczynę z Tik Toka. Każdy opadający kosmyk włosów nadawał mojemu życiu nowy sens, stawałam się zupełnie nową, lepszą  wersją siebie. 

Już zaczęłam poważnie rozważać karierę fryzjerki gwiazd, gdy mój wzrok spotkał się z odbiciem w lustrze. O rety kotlety! O ja cię w krawacie!* Same najgorsze przekleństwa cisnęły mi się na usta. Szopa na mojej głowie w żadnym stopniu nie przypominała rewelacyjnej fryzury dziewczyny. Wyglądałam jak skrzyżowanie źle przyciętego żywopłotu i Lorda Farquaada. Wybuchłam niepohamowanym,  histerycznym śmiechem.  No to już nie muszę martwić się o rozpoznanie na ulicy- obecnie  nawet rodzona matka by mnie nie poznała  Od odstawienie pełnej Britney z 2007 uratował mnie jedynie Google maps i salon fryzjerski znajdujący się na końcu ulicy.




*Sami/e możecie domyślić się czym można zastąpić wersję Family frendly  


///////Guess who's back, back again///// i może nawet zostanie na dłużej!////  dzięki za cierpliwość 😘


I'm not like other ragazzeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz