Rozdział III: Ta Jedna Róża

1.2K 107 9
                                    

-Draco, skup się- westchnąłem kolejny raz czytając wypracowanie chłopaka.- Mówiłem ci już, że nie możesz powiedzieć, że to zaklęcie działa podobnie jak bombarda, bo dwóch zaklęć nie można porównywać do siebie w żadnym wypadku.

-Mhm- chłopak wyglądał jakby w ogóle mnie nie słuchał. Jego oczy były zamglone, a usta lekko uchylone. Pochyliłem się w jego stronę i szepnąłem:

-Kochanie…- A Draco od razu się ożywił.

-Csiiiii- przyłożył palec do swoich warg.- Nie przy ludziach.- Rozejrzałem się po bibliotece, oprócz nas i bibliotekarki nikogo tam nie było. Kolejny raz westchnąłem.

-Wysłuchasz mnie w końcu? Naprawdę nie muszę ci pomagać.

-Tak, tak. Już słucham. To o co chodzi w tym zaklęciu?- zrobił maślane oczka podpierając brodę o dłonie.

-Poldereno to zaklęcie, które owszem działa jak Bombarda ALE nie możesz użyć tego słowa. Zwłaszcza jeśli jest to na ocenę, a prace sprawdza Remus. Więc musimy jakoś zgrabnie okrążyć słowo „podobnie”. Masz jakiś pomysł?- uniosłem prawą brew do góry patrząc znad kartki na szarookiego.

-Żadnego- pokręcił słodko głową z uśmiechem.

-Dobrze, więc możemy napisać „Poldereno jest dalekim krewnym Bombary, zaklęcia powodującego mały wybuch.” Co ty na to?

-Jasne, możesz tak napisać.

-O nie. Tak się nie będziemy bawić. Ja mam ci POMÓC, a nie pisać za ciebie to wypracowanie. Proszę- wstałem i podeszłem do jego krzesła. Podałem mu pergamin, spojrzał na niego jak na niedobre lekarstwo.- no już, bierz i pisz.

-Co mam pisać?- zapytał ze zrezygnowaniem. Sięgając po pióro.

-Poldereno jest dalekim krewnym…- I tak przez dwie godziny. Stałem nad nim i dyktowałem mu słowo po słowie, a on jedynie pisał to, co mu kazałem. Kolana mnie bolały, ciągle przeskakiwałem z nogi na nogę, żeby zmniejszyć ból. Mogłem usiąść, jednak wtedy totalnie by mnie zignorował. Musiał czuć, że to ja mam nad nim kontrolę, inaczej do niego nic nie dojdzie.

-Skończyliśmy?- jęknął odchylając się do tyłu, żeby na mnie spojrzeć. Jego usta aż się prosiły o pocałunek, kolana wyglądały na takie miękkie…-Potter?

-Tak, skończyliśmy.- Zdjąłem okulary, żeby potrzeć nasadę nosa.- Musisz jeszcze przepisać to na czysto i jesteś wolny.- To zachęciło Draco do działania. Od razu sięgnął po nowy pergamin, a stalówkę zamoczył w czarnym jak szaty Snape’ya atramencie.

W końcu mogłem spocząć. Zabrałem krzesło i przystawiłem je do tego mojego chłopaka. Stykaliśmy się kolanami. Oglądanie go skupionego było fascynujące. Czasami, kiedy nie mógł rozczytać własnego pisma przegryzał wargę, albo wystawiał koniuszek języka na zewnątrz.

Rozejrzałem się ostrożnie po pomieszczeniu upewniając się, że nadal jesteśmy sami. Położyłem dłoń na jego plecach, ostrożnie, żeby go nie wystraszyć. I tak się wzdrygnął obrzucając mnie niepewnym spojrzeniem. On również sprawdził całe pomieszczenie i powoli wrócił do pracy.

Jeździłem dłonią w górę i w dół bardzo powoli. Nie miało go to podniecić, nie chciałem się do niego teraz zbliżyć. Chciałem się tylko poczuć jak normalny nastolatek ze swoją drugą połówką.

-Harry? Malfoy?- słysząc głos rudej, aż podskoczyłem. Spojrzałem za siebie widząc Ginny opierającą się o jeden z regałów. Poczułem jak Draco ostrożnie odsuwa swoje krzesło od tego mojego i poprawia się nerwowo.- Co robicie? I czemu…razem?

-Tylko pomagam mu odrobić lekcje z ochrony przed czarną magią- wzruszyłem ramionami udając pewnego siebie. Tak naprawdę w środku cały się gotowałem.

-Mhm- mruknęła dziewczyna ruszając w moją stronę. Czułem strach Draco, że coś widziała, że siedzieliśmy za blisko siebie. Jednak ona ominęła nasz stolik podchodząc do kolejnego regału. Zaczęła się rozglądać, wodziła wzrokiem po półkach pełnych książek.- Nie chcę wam przeszkadzać, więc zaraz znikam, jednak muszę- przerwała stając na palcach. Lewo sięgnęła po książkę na ostatniej półce.- O, mam. Przyszłam tu tylko po nią- pomachała grubym tomem jakiejś powieści.- No to do zobaczenia na kolacji- uśmiechnęła się i wyszła w podskokach.

Dopiero kiedy zniknęła poczułem jak bardzo spięty byłem. Od kiedy tak stała i na nas patrzyła? Czy zauważyła coś czego nie powinna?

-Myślę, że skończyłem- odchrząknął nagle Draco. Szybko spakował się i wstał.- Dzięki za pomoc.

-Hej- złapałem go za rękę. Popatrzył na mnie z rumieńcami na twarzy.- Nic się nie stało.- Zapewniłem.

-Wiem- przytaknął szybko zabierając rękę.- Naprawdę muszę już iść.- Nie musiał. Wiedziałem to. Wiedziałem również, że coś się stało. Kopnąłem noga o stół. Kretyn.

***

Przez następne dni Draco zbliżał się do mnie tylko na bezpieczną odległość. Zwłaszcza, kiedy szła Ginny. Rozumiałem go, ale taka forma „odrzucenia” bolała. Od czasu do czasu wpadaliśmy do opuszczonej sali. Całował mnie, ja całowałem go i to bardziej tęskno niż do tej pory. Jednak teraz zaczął zakluczyć drzwi, rzucać jakieś zaklęcia.

-To tylko dla bezpieczeństwa- powtarzał raz za razem. A ja mu wierzyłem, tak jak za każdym razem.

***

Jadłem śniadanie, kiedy nagle drzwi do wielkiej sali się otworzyły. Wszedł, a raczej został przez nie wepchnięty Remus Lupin z jedną jedyną różą. Na policzkach miał wypieki, a ręce mu drżały. Był zestresowany. Krążył wzrokiem po pomieszczeniu, aż w końcu znalazł osobę, której szukał. Podszedł do Syriusza bardzo niepewnie z lekkim uśmiechem.

-Wszystkiego najlepsze- zaczął, ale został uciszony przez pocałunek. W sali aż zadrżało od pisków i oklasków. Oczywiście, każdy wiedział o ich związku i każdy chociaż raz widział ich pocałunek, ale nie w tak romantycznej chwili. Nie mogłem przestać się uśmiechać. Chyba mojej radości nie mogą wyrazić żadne słowa.

Spojrzałem na stół ślizgonów. Konkretnie na Draco. Siedział z brodą opartą na dłoniach i lekko się uśmiechał patrząc na całe wydarzenie. Chciałem złapać kontakt wzrokowy, ale chłopak został zajęty przez Pansy.

Czytaj mi do snu | Drarry | ZAKOŃCZONE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz