Rozdział XIV: Bal bożonarodzeniowy

446 33 5
                                    

-Szybciej, szybciej- popędzał mnie Blaise. Biegliśmy przez korytarze jak szaleni. Byliśmy nie przygotowani na dzisiejszy dzień. Oboje zaspaliśmy, mamy rozpięte do połowy koszule, włosy w nieładzie i krawaty zarzucone luźno na szyje.-Stary to jakieś istne szaleństwo! Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę biegł na złamanie karku, żeby walczyć o chłopaka dla mojego przyjaciela!

-Uwierz, dla mnie ta sytuacja jest tak samo absurdalna!- Przekrzykiwaliśmy siebie nawzajem zbiegając po schodach. W pewnym momencie stanąłem na zdradziecki stopień. 

W jednej sekundzie mój brzuch podleciał do góry, aż zobaczyłem wrota do piekła. Moja noga utknęła, wisiałem w powietrzu krzycząc o pomoc. Mój przyjaciel potrzebował czasu, żeby zarejestrować co się tak właściwie dzieje. Blaise wyciągnął do mnie ręce za które mocno się złapałem. 

-Przeklęte schody- mruknąłem poprawiając sobie włosy.-Czasami zastanawiam się czy nie pozwać tej szkoły za takie akcje. 

-Daj spokój Dray, jeszcze kilka miesięcy i będziesz wolny- pocieszał mnie.- Na razie mamy ważniejsze sprawy do załatwienia.- Złapał mnie za rękę. Jakby w tym momencie nas ktoś zobaczył pomyślałby, że uciekamy przed trollem tak jak na pierwszym roku. 

W końcu dobiegliśmy na miejsce zbiórki. Stała już ta Pansy z Hermioną. Całe czerwone i kipiące ze złości. 

-Gdzie wy byliście!- wybuchnęła Gryfonka widząc jak podbiega w ich stronę. 

-Zaspaliśmy- powiedział w prost mój przyjaciel- ale spokojnie, nie pali się.

-Ale zaraz może- prychnęła Pansy podchodzą do mnie i stając na palcach. Zaczęła poprawiać mój krawat, koszulę oraz włosy.- Jak cię Harry zobaczy to krzyknie z przerażenia. 

-Spokojnie, widział nie w gorszym stanie- zażartowałem, a dziewczyna przewróciła oczami. 

-Dobra, lepiej nie będzie- powiedziała stając obok Granger.- To jak? Wysyłamy ich?

-Nie ma innej opcji. Już jutro bal, musimy przyśpieszyć.- Ślizgonka złapała mnie pod ramię i zaczęła prowadzić w stronę sal. 

-Stresujesz się?- pyta dochodząc do wyznaczonego miejsca. Oparła się o ścianę po czym założyła ręce na piersi.

-Nie.- Powiedziałem stanowczo, ale nie taka była prawda. Stresowałem się w cholerę. Zwłaszcza, że miałem teraz zasabotować akcję przyjaciół. Przez całą noc zastanawiałem się czy to aby napewno dobry pomysł, ale w końcu doszedłem do wniosku że tak będzie najlepiej. Od kiedy słucham instrukcji innych czuję się tak, jakbym oddalał się od ukochanego. 

Z początku było to ciekawe i byłem przekonany, że postępuję dobrze. Po czasie jednak, kiedy nikt mnie nie słuchał, kiedy cały mój plan został odrzucony zauważyłem, że wszystko idzie nie tak. Co prawda Harry przestał się izolować, chodził na zajęcia, a nawet na mnie spoglądał. Ale to było wszystko. W moim planie było wszystko po kolei zaplanowane. Wszystko po to, żebym wyznał miłość Harry'emu, a on przyjął to bez zastanowienia. Moi towarzysze zbrodni jednak w ogóle nie zaplanowali czegoś takiego. Miałem wrażenie jakbym w ogóle ich nie obchodził. Jakby Harry był całym światem i w sumie mają gdzieś czy będziemy znowu razem.

Oni w ogóle go nie znają. 

Ja wiem, czego Harry chce. A chce być szczęśliwy. Chce, żeby go kochano i żeby ktoś widział go jako Harry'ego, a nie wybrańca i kogoś kto uczni go sławnym samym zadawaniem się z nim. Ja mu potrafię to dać. Wiem to i on też. Tylko popełniłem poważny błąd. Wierzę, że mimo niego, Potty wie. Wie, że nadal go kocham, że nadal mi zależy i że wrócimy do siebie.

Czytaj mi do snu | Drarry | ZAKOŃCZONE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz