Rozdział VI: Deszcz

954 94 5
                                    

Byłem u niego raz. Przeczytałem mu jeden rozdział po czym kazał mi wyjść, bo Pansy i Blaise do niego przychodzą. Byłem smutny. Tak, że aż Hermiona się zapytała co mi jest. Świetnie, że ma przyjaciół, ale jestem jego chłopakiem i powinienem mieć pierwszeństwo do spędzania z nim czasu.

Więc następnego dnia przyszedłem wcześniej. Z uśmiechem wszedłem do skrzydła szpitalnego. Odsłoniłem parawan, a jego łóżko było puste. Tak, jakby nigdy w nim nie leżał. Przeszedł mnie dreszcz, a co jeśli coś mu się stało? Zacząłem panikować, rozglądać się na boki, może przenieśli go na inne łóżko? Już miałem iść do pielęgniarki, kiedy mój wzrok powędrował za okno.

Na błoniach, samych ich środku, w krótkim rękawku stał Draco. Śmiał się z czegoś co właśnie powiedziała Pansy. Wyglądał na całkowicie zdrowego.

Jak najszybciej wybiegłem ze skrzydła szpitalnego i zacząłem się kierować w stronę wyjścia z zamku. Po pierwsze, jego zachowanie jest skrajnie nieodpowiedzialne. Kto mu pozwolił wyjść ze szpitala, a co dopiero na dwór w ty stanie? Jeszcze wczoraj zwijał się z bólu na łóżku.

Podszedłem do niego, akurat stał tyłem. Byłem tak zdenerwowany, że zapomniałem o „zasadach" nas obowiązujących.

-Co do licha, Draco?- wysyczałem patrząc w górę. Widząc mnie, uśmiech z jego twarzy zszedł, a oczy wędrowały naokoło.

-Potter?- zdziwił się.- Co ty tutaj robisz?

-Równie dobrze to pytanie mogę zadać tobie. Nie powinieneś leżeć i odpoczywać? Podobno bardzo cierpiałeś.

-Pomfrey wypisała mnie dzisiaj rano. Powiedziała, że już wszystko dobrze- zapewnił i się wyprostował.- A teraz, dziękuję za troskę, ale mam ważniejsze rzeczy do zrobienia.- Ważniejsze niż rozmawianie ze swoim chłopakiem?

-O nie Draco, ja jeszcze nie skończyłem.- Założyłem ręce na piersi. Chłopak westchną.

-Pogadamy, kiedy skończę z przyjaciółmi- powiedział tak cicho, że prawie go nie dosłyszałem. Już miałem to skomentować, ale w tym momencie Pansy złapała Draco za ramię.

-No Dracuś nie bądź taki dla swojego chłoptasia- wygruchała z maślanymi oczkami.- Przecież się o ciebie martwi. Pewnie chce zapytać czy nie zmienić ci pieluszki.- Chłopak zaczerwienił się na tę uwagę, a Pansy widząc to zaśmiała się cicho. Przejechała palcami po jego torsie i niebezpiecznie zbliżała rękę do jego krocza.- No i Dracuś, potrzebujesz nowej?- Draco złapał ją za nadgarstek i odrzucił jej dłoń.

-Przestań- powiedział stanowczo.- Spadaj, Potter.- To powiedziawszy odwrócił się i szybkim krokiem powędrował przed siebie. Za nim polecieli jego znajomi podśmiechując się i komentując. Zrobiłem się czerwony ze wściekłości. Miałem naprawdę dużą ochotę w coś uderzyć.

Czemu on się tak kurwa zachowuje? Czemu on ze mną jest? Czemu robi mi nadzieje? Skoro nie chce ze mną być to niech powie, a nie bawi się w jakieś jebane podchody. Raz tak raz nie, raz to w ogóle nie wie. Moje czucia nie mają nawet najmniejszego znaczenia. LIczy się tylko on, on i on. Szczerze czuję się jak jakaś laleczka dla małego dziecka. Jakbym miał służyć tylko wtedy, kiedy Draco ma na to ochotę.

Zrób to, zrób tamto, pójdźmy tu, albo tam, tutaj jest źle, za dużo ludzi. Nie mam ochoty, nie chcę cię słuchać, błagam daj mi się dotknąć, nie bądź tak blisko, przybliż się. Tak jakby miał zaburzenia osobowości. Jakby miał w obie dwie różne osoby.

Zaczął padać deszcz. Nie to nie był deszcz, to moje łzy spływające po policzkach. Wytarłem je szybko w rękaw bluzy i ruszyłem do zamku. Musiałem się ukryć.

***

-Harry?- Ron wszedł do naszego dormitorium. Był lekko spocony, tak jakby biegł, żeby go zobaczyć.- Ej stary.- Obróciłem się do niego ostrożnie, tak żeby nie zobaczył moich opuchniętych oczu.

-Ta?- burknąłem.

-Moja siostra cię szuka- kiedy to powiedział mrugnął do mnie znacząco.

-Mhm. Czego chce?

-Cię zobaczyć?- odpowiedział pytaniem na pytanie, tak jakby to była najjaśniejsza rzecz na świecie.- Czeka na ciebie na dole- uśmiechnął się.- Tylko nie złam jej serca, jasne?- Jęknąłem chowając twarz w poduszkę. Niech mnie ktoś zastrzeli.

W piżamie, ze spuchniętymi i czerwonymi oczami wyszedłem z pokoju i skierowałem się na dół. Tam faktycznie czekała na mnie Ginny. Siedziała uśmiechnięta na kanapie z włosami spiętymi w koka. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Kiedy mnie zobaczyła od razu poderwała się na równe nogi. Wszystko było dobrze, dopóki nie przyjrzała mi się bliżej.

-Boże Harry, co się stało?- zapytała łapiąc mnie za ramiona.

-Nie tutaj- wyszeptałem rzucając wzrok na wszystkich w pokoju wspólnym.- Możemy iść do ciebie?

-Jasne, chodź- złapała mnie za rękę. Jej dłonie były cieplejsze niż te Draco. Było czuć w nich dobroć, miękkość. Coś, czego w dłoniach Draco nie sposób było znaleźć.

-Malfoy'owi się pogorszyło? O to chodzi? Nie było go dzisiaj w skrzydle szpitalnym.- Zalała mnie pytaniami, kiedy tylko drzwi do jej pokoju się zamknęły.

-Ta...

-Jeju Harry pamiętaj, że wszystko będzie dobrze. Jest w najlepszych rękach. Nie raz wychodziłeś z czegoś takiego, Draco napewno da sobie radę.- Chodziła tam i z powrotem nie dając mi dojść do słowa. Mówiła szybko, pocieszała mnie, a ja w końcu nie wytrzymałem i się popłakałem.- Oh, Harry...- usiadła koło mnie i objęła ramieniem.- Nic mu nie będzie.

-Właśnie o to chodzi.- Wyjąkałem. Dziewczyna od razu się wyprostowała.

-Jak to?- chyba nie była gotowa na to co jej miałem powiedzieć. Nie zadawała pytań, pozwalała mi mówić i wyrzucać wszystkie emocje. Krzyczałem, płakałem, nawet rzuciłem wszystkimi poduszkami, a ona mnie nie zatrzymywała. A kiedy skończyłem tylko mnie przytuliła.-Harry, Merlinie, jakim on jest chujem- i mimowolnie musiałem zaśmiać się na to stwierdzenie. 

Czytaj mi do snu | Drarry | ZAKOŃCZONE |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz