- Wstajemy! - krzyknęła nasza wychowawczyni. Jak tylko ją usłyszałam to schowałam się za łóżkiem w trybie natychmiastowym.
- Gdzie jest znowu Lucy? - sapnęła kobieta. - Robi same problemy, jeszcze 2 lata trzeba z nią wytrzymać. Jak ja dam radę... Dostanie taką kare, że się nauczy!- dodała kobieta.
Niech mnie w dupę pocałuje, albo nie jeszcze mnie czymś zarazi. Udaje przed wszystkimi dorosłymi jaka ona nie jest wspaniała, kochana, a teraz drze się po wszystkich. Tu nie oto chodzi, że się wymykam, ona po prostu krzyczy po nas za najmniejszy błąd, wygląd, czy jak się lekko zwróci jej uwagę. Skarpetki nie pasują ci do bluzki? Nie ma problemu zdejmij skarpetki i obcieraj sobie stopy, bo jaśniej królowej się podoba tak i już. Mała plama na podłodze? Dostaniesz drewnianą linijką po ręce, bo masz ręce po to, żeby dokładnie sprzątać.
Po chwili zaczęła mnie szukać, widziałam jak koleżanki mnie osłaniają, a kobieta nic nie widzi, uśmiechnęłam się. Kiedy wychowawczyni wyszła, żeby poinformować o moim zniknięciu. Szybko wyszłam z ukrycia, podziękowałam koleżanką, że mnie nie wydały i wyszłam za okno. Zaczęłam skakać po dachach i zobaczyć co ludzie robią. Zeskoczyłam na chodnik w jakąś ciemną uliczkę. Wyszłam na światło dzienne, kocham te widoki. Nagle ktoś do mnie dobił, upadłam.
-Przepraszam nic ci nie jest? - zapytał mężczyzna, wstając i podając mi rękę.
- Nie nic. - odparłam. Zobaczyłam, że parę rzeczy jest na ziemi, postanowiłam mu pomóc zebrać. Mężczyzna się zorientował, że on zgubił te rzeczy i zaczął zbierać razem ze mną. Dżentelmen z niego bardzo marny.
- Przy okazji jestem Jayce. - uśmiechnął się.
- Lucy. - odparłam krótko. Zobaczyła ciekawą rzecz, wzięłam ją do rąk to kulka?
- Uważaj! Nie jest jeszcze dopracowana... Oddasz mi ją? - spanikował.
- Jasne, a co to jest? - zapytałam z zainteresowaniem.
- Dowiesz się w swoim czasie, może byś chciała mi potowarzyszyć, nauczę cię czegoś?
Nie zastanawiałam się zbyt długo. - Zgoda. - uśmiechnęłam się z wzajemnością. Pomogłam zanieść jego rzeczy do jego pracowni.
-Skip time-
I moje życie polepszyło się na lepsze, oprócz mycia strychu, toalety i wiele innych okrucieństw za wymykanie się. Jayce dużo mnie nauczył, stworzył nawet maszynę, która daje ciosy, żebym potrenowała swoje zdolności. Lubiłam walczyć sprawiało mi to frajdę tylko... że jestem bardzo w tym słaba, robot powala mnie w kilka sekund. Zapewniał mnie jakbym nie znalazła sobie domu to on mi ze wszystkim pomoże. Wreszcie znalazłam prawdziwego przyjaciela.
Leżałam w łóżku, patrzę na zegar jest 6.00, trzeba wstać... żeby mnie nikt nie zauważył. Otworzyłam cicho okno i wyszłam. Nie miałam dzisiaj na nic chęci, jestem nie wyspana w końcu o 4.00 wróciłam do tego jakże wspaniałego domu o ile to domem można nazwać.
Jestem już na miejscu lekko zapukałam w drzwi.
- Hejka! - uśmiechnęłam się.
- Co ty tak wcześnie robisz? - ziewnął. Zobaczyłam jak jest tylko bokserkach. Widać jego wyrzeźbioną klatkę piersiową. Odwróciłam wzrok tylko się nie czerwień, tylko się nie czerwień.
- Możesz coś na siebie założyć Jayce?!- Była chwila ciszy zanim mi odpowiedział.
- Spokojnie, już coś poszukam. - zaśmiał się. Mówiąc to ruchem dłoni zachęcił mnie bym weszła do środka, tak też zrobiłam, mniej już czerwona na buzi.
Mężczyzna miał ubrania na kanapie, zaczął się ubierać, a ja, żeby na niego nie patrzeć, przeglądałam regał z książkami.
- Miałeś mi coś ciekawego powiedzieć, obiecałeś wczoraj. - mówiąc to wertowałam książkę o maszynach.
- Pochodzisz z Dolnego Miasta? - to pytanie mnie zaskoczyło, aż książka mi spadła na podłogę, jest bardzo bezpośredni, ale skąd on niby to wie? Może chce mnie sprawdzić?
- Pochodzę z Piltover, Miasta Postępu.- powiedziałam normalnym tonem, podnosząc książkę i odkładając ją na swoje miejsce.
- Nie kłam Lucy, dostałem wczoraj papiery o twoich rodzicach. - zamarłam, tak dawno o nich nie słyszałam.
Jayce wziął mnie za rękę i poprowadził do stolika, było tam dużo papierów.
- Sama umiem iść, nie musisz mnie prowadzić jak małą dziewczynkę. - chciałam rozluźnić sytuację, ale chyba ją bardziej pogorszyłam.
-Co z nimi? - zadałam kolejne pytanie.
- Twój ojciec nie żyje, został postrzelony w głowę, jednak twoja matka... Może żyć, jest zamazane trochę to zdjęcie, ale może ją rozpoznasz. - zapytał mężczyzna. Podał mi zdjęcie, a ja od razu ją rozpoznałam. Miała złoty naszyjnik, który dostała od taty. Ta samą twarz... Pojedyncza twarz spadła mi po policzku. Przypominając sobie ten okropny moment.
Na tym zdjęciu wygląda jakby była gdzieś przetrzymywana. Miała ubrania strasznie podarte i tylko tyle udało mi zobaczyć na tym zdjęciu.
- Tak to ona... - powiedziałam drżącym głosem. Nie wiedziałam co jeszcze wie, ale narazie tyle mi wystarczy.
- Odnajdziemy ją. - poczułam jak mężczyzna dotyka mojego ramienia, żeby dodać mi otuchy, niby banalne, ale ten dotyk podniósł mnie na duchu.
..
Myślę, że się rozdział spodobał, miałam wstawić w sobotę, ale jak napisałam to wstawiam wcześniej. Bo w końcu w piątek jest wigilia i sobotę bym nie miała czasu.
Miłego dnia/wieczorku!<3