- Nie, nie idę z wami. - powiedziałam ochrypłym głosem. - Zwariowałaś?! Możesz trafić za kratki... - Zdaję sobie z tego sprawę, ale nie pójdę z kimś kogo w ogóle nie znam. Idźcie, jeśli nie chcecie byś przyłapani. - odpowiedziałam kobiecie, prawie bez emocji. - I jeszcze jedno, nie chce was NIGDY widzieć i jak jeszcze was zobaczę gdziekolwiek podczas kradzieży macie przesrane.- dodałam.
Wyszli, kobieta ostatni raz się na mnie spojrzała, posłała do mnie smutny uśmiech. Po chwili wyważono drzwi, zobaczyłam strażników i Jayce. Podbiegł do mnie i od razu mnie przytulił, oczywiście odwzajemniłam. - Nic ci nie jest? - zapytał przerażony. - Na szczęście nie... byli z Dolnego Miasta. - powiedziałam ostatnie zdanie cichym głosem, żeby strażnicy nie usłyszeli. - Musimy panienkę aresztować. - usłyszałam strażnika. - Aresztujcie ją panowie. - dodał ich szef. Zaczęli się do nas zbliżać. - Uciekaj... - usłyszałam słowo od Jayce. - Zatrzymam ich...
Nie wiedziałam co robić, niby gdzie uciekać. Dobra zaczynam moje zdolności z domu dziecka. Szybko poszłam na jedną chwiejącą się deskę. (Budynek był cały zmasakrowany, miał również w ścianie dużą dziurę.) - Goodbay! - krzyknęłam do strażników. Jeden chciał do mnie podbiegnąć, ale moja deska się urwała i właśnie w tym momencie poleciałam razem z deską. Trochę się bałam, ale innego wyjścia nie było.
Od jakiś 10 minut uciekam przed strażnikami. Już grozi mi 10 lat jak nic, zobaczyłam jakąś windę. Jayce mówił, że doprowadzi mnie do Dolnego Miasta... Tam kiedyś żyłam... Słyszę kroki strażników, zbliżają się, wiele czasu mi nie pozostało. Szybko weszłam do tej windy, gdzie tu jest guzik?! Coś nacisnęłam nie wiem co to było, ale winda zaczęła się obniżać... teraz się schować, idealny plan na życia nawet jeszcze 18 nie mam i już zostałam osądzona o rozsadzenie pracowni.
Jestem już na miejscu, kaszle, co to za dziwne miejsce? Śmierdzi... Nie da się oddychać, muszę się przyzwyczaić. Zobaczyłam, że ludzie chodzą w łachmanach. Muszę jakieś przebranie znaleźć, bo ludzie mnie tu ukatrupią żywcem. Zaczęłam grzebać w śmieciach, nie przyznaję się do siebie. Wygrzebałam jakiś brązowy ,,płaszcz", nie przypominało płaszcza, tylko narzutkę jakąś. Ubrałam to z wielkim bólem, jak to śmierdzi. Teraz poszukać miejsca do z chronienia. Szłam przed siebie, nie wiedziałam gdzie. Ta narzutka ma kaptur, zasłaniam swoje czerwone włosy, tak będzie bezpieczniej od ciekawskich oczu. Chodziłam, a raczej błąkałam się przez dobre 3 godziny. Zobaczyłam jakiś bar? Pomijając co to jest, weszłam tam. Jest tu bardzo dużo ludzi, usiadłam przy jakimś stoliku i się oparłam o ścianę, jestem bardzo zmęczona, mam nadzieję, że nikt się nie zorientuje, że nie jestem z tąd. Szybko usnęłam.
Lekko otworzyłam oczy, a zauważyłam jak jakiś mężczyzna mi się przygląda. - Czy panienka się zgubiła? - zapytał. - Nie, spadaj. - odpowiedziałam. - Może przejdziemy się do mnie? - dalej proponował. Jestem tym wszystkim zmęczona, zostaw mnie głupi gościu. Przeklnęłam na niego głośno. - Wiesz, że mi się nie odmawia. - mówiąc to, złapał mnie za mocno za nadgarstek. - Peter, zostaw tą dziewczynę! - usłyszałam kolejny męski, donośny głos. Ten mężczyzna od razu spanikował i wyszedł w pośpiechu. Chciałam podziękować temu mężczyźnie, ale jak na niego spojrzałam... Pamiętam go to ten co mnie uratował. Powoli do mnie podchodził. O nie nie!!! Szybko wyszłam, zaczęłam biec jak głupia, skręcałam w jakieś uliczki. Po jakimś czasie, znajdowałam się na dachu. Wreszcie mogłam odsapnąć. - Mam cię! - usłyszałam głos kobiety. Obróciłam się w trybie natychmiastowym, przed sobą ujrzałam Vi. Kobieta usiadła koło mnie. - Zgadnę, że chcieli cię złapać? - zaśmiała się lekko Vi. - Tak... uciekłam. - Ładny tu widok, nie? Nawet się zdziwiłam, że tu weszłaś. - Bardzo piękny. Teraz się zorientowałam, że stąd jest bardzo piękny widok, widać całe miasto. Nie wiem nawet ale usnęłam koło nieznajomej osoby, ale przy niej czuje spokój...
.
Oto kolejny rozdział myślę, że Wam się spodobało! Udanego dnia/wieczorku<33