Rozdział 12 | Plan operacyjny

151 10 3
                                    

Eren pędem wyszedł z mieszkania, zanim dyskusja o tym kto idzie do sklepu, zdążyła się potoczyć dalej. Po drodze do centrum było kilka sklepów spożywczych i gdyby się pospieszył to zdążyłby wrócić tak jak powiedział. Dlatego zbiegł po schodach na dół i pobiegł w kierunku sklepu. Po trzech minutach był już w sklepie i brał właśnie z półki ser szwajcarski. Ponieważ się spieszył, zapomniał wziąć zapalniczki. Zapłacił, wyszedł i znowu zaczął biec. Gonił go czas i już po niecałej minucie, jego telefon zaczął dzwonić. Odebrał od razu, przekonany, że to Mikasa. I powiedział:

- No czego się tak piklisz! Mówiłem, że zaraz wrócę, to czekaj!

Ale na jego nieszczęście to nie była Mikasa. Chwila ciszy właśnie mu to uświadomiła, bo ona od razu by mówiła, a on milczał.

- Halo?

- Eren, czekam na ciebie - odezwał się głos komisarza.

- Komisarzu! Przepraszam, myślałem-

I się rozłączył.

- Kurwa! - przeklnął. Zatrzymał się i spojrzał na nieznany numer. - Musiał wziąć mój numer z archiwum. Ale dlaczego teraz...

Bez dłuższego zastanowienia, oddzwonił. Chociaż po tym biegu dyszał i powinien biec dalej to szedł powoli.

- No odbierz.

- Przepraszamy. Wybrany numer nie odpowiada. Proszę zadzwonić później.

- Kurwa.

Eren zadzwonił jeszcze raz. Już był blisko domu i już skończył mu się czas, a nieznany numer nie odbierał.

- Przepraszamy. Wybrany numer-

- Zamknij się i dzwoń.

Zniecierpliwiony Eren wybrał numer po raz trzeci. Wtedy usłyszał z niedaleka dzwonek telefonu. Im dalej szedł tym bardziej wyraźny był. I kiedy już stanął przed klatką swojego mieszkania, zobaczył - rzeczywiście czekającego - komendanta z telefonem na wierzchu. Mężczyzna spojrzał na Erena trochę zirytowany.

- Eren, mam ci coś do powiedzenia.

Wtedy brunet poczuł jak zrobiło mu się gorąco. Zabrzmiało to nadwyraz poważnie, a w dodatku jego wyraz twarzy był niepokojący. Levi odwrócił się do Erena i schowawszy telefon do kieszeni, wyjął paczkę papierosów. Ku zdziwieniu Erena, zaproponował mu jednego.

- Bierz - jakby rozkazał. Eren więc wziął go i wsadził sobie do ust. Wtedy zrozumiał też, że zapomniał kupić zapalniczke. - Chodź tu.

Levi zawsze miał przy sobie działający ogień. Zapaliwszy płomyk na szczycie zapalniczki, zrobił krok bliżej Erena. Brunet też się zbliżył i pochyliwszy się nad komisarzem, nagle zapomniał o tym że dwa piętra wyżej w mieszkaniu, czekają na niego goście. Obaj zaciągnęli się dymem i rozluźnili się.

Pierwszy Eren ośmielił się odezwać. Zapytał:

- Nie gniewa się pan na mnie?

- Nie. Dlaczego bym miał.

- Przepraszam najmocniej jeśli pana uraziłem swoim krzykiem przez telefon.

- To w porządku.

Levi powiedział to bardzo łagodnie. Krótko zakończył temat i szybko zapomnieli o tej durnej sytuacji. Stali tak ramię w ramie pod budynkiem i w milczeniu wypalali pety. Wtedy czas nagle zwolnił, tamta krótka chwila w ten wieczór przeciągała się, była spokojna i koiła nerwy. Potrzebowali tego w swojej pracy - wyciszenia. Potrzebowali obaj odetchnąć przed biegiem życia codziennego, pracy i obowiązków, a już szczególnie problemów. Eren zapomniał, że w tej chwili w jego mieszkaniu sześć osób czeka, aż przyniesie ser żeby skończyć kolacje. On mógł swój głód równie dobrze zaspokoić patrząc na komisarza. To mu wystarczyło.

Prawo do miłości | SnK | BxBOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz