- four.

128 13 0
                                    

"Cause I've been living off soda and cheap cigarettes."

* * *

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

* * *

Ten leżał na materacu w vanie Johnny'ego, grając w Subway Surfers na telefonie z popękanym ekranem, podczas gdy starszy wymieniał baterie w brzydkiej, plastikowej lampce w kształcie choinki, zwykłej stać na tekturowym pudełku pełnym sentymentalnych przedmiotów, których szkoda było mu sie pozbyć. Chwilę później Seo zamknął klapkę, aby baterie nie wypadły ze swoich miejsc, po czym odstawił świecącą ozdobę z powrotem na jej miejsce i rzucił okiem na przyjaciela. A przynajmniej taki miał na początku zamiar, bo w rzeczywistości jego krótkie spojrzenie zamieniło się w analizę struktury twarzy chłopaka po raz, prawdopodobnie, setny w jego życiu. Brwi Tena były lekko zmarszczone w geście skupienia, niebieskie światło odbijało się na jego opalonej letnim słońcem skórze, a czarne kosmyki niemytych od kilku dni włosów opadały mu na czoło w nieładzie. Następnie wzrok Johnny'ego wylądował na lewym uchu chłopaka, a dokładniej na pokaźnej ilości kolczyków, które je zdobiły. Uśmiechnął się nieznacznie, przypominając sobie, jak mając szesnaście lat, gdy po lekcjach przyglądał się pracującej Moonbyul, zwinął kilka wenflonów i kolczyków ze studia, żeby później przebić Tenowi uszy. Patrząc na efekty dzisiaj, widział, że trochę spieprzył robotę i pewnie nie zgodziłby się teraz na coś podobnego, gdyby młodszy go o to poprosił. Johnny'ego z zamyślenia wyrwało zirytowane westchnięcie młodszego, który najwidoczniej właśnie przegrał.

— Jak zawsze, jebane psy wszystko rujnują — wymamrotał Ten, wychodząc z aplikacji, gdy wirtualny policjant złapał jego postać, po czym niedbale odrzucił telefon obok na drugi materac i spojrzał na Johnny'ego. — A ty na co się gapisz?

— Na twój głupi ryj — odparł szatyn, siadając obok przyjaciela, uprzednio wyjmując z plecaka dwie puszki coli i podał jedną z nich czarnowłosemu.

— To już nie "śliczna buźka"? — spytał Ten, wydymając usta w przerysowanym zasmuceniu, ale Johnny nie odpowiedział, a jedynie pokręcił głową, po czym położył się na plecach i oparł się o ścianę, naśladując młodszego.

— Nie chciałbyś jechać ze mną nad morze? — rzucił po chwili szatyn, przypominając sobie, że od jutra miał urlop, na co Ten zmierzył go wzrokiem, podniósł się do siadu i podciągnął koszulkę, wskazując palcem na wciąż zaczerwieniony tatuaż. — Przecież nie mówię, że masz się kąpać.

— To po co mamy jechać nad morze? — spytał Ten, nie do końca widząc sens takiej wycieczki i otworzył puszkę z napojem.

— Po nic — odparł starszy. — Po nic, Ten.

Przez kolejną minutę powietrze wypełniła cisza, przerywana jedynie sporadycznym siorbaniem. Nie była niezręczna, ale nie była też szczególnie komfortowa. Jeśli Johnny miałby ją jakoś określić, prawdopodobnie nazwałby ją nijaką. Ot tak, nic specjalnego.

riot van ↳johntenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz