"still ran away though for the laugh, just for the laugh" -riot van by arctic monkeys
gdzie johnny mieszka w obskurnym vanie, a ten udaje, że nie mieszka tam razem z nim.
tags: friends to lovers; pining; not actually unrequited love; fluff; light an...
"And the sea is the same shade of gray, so the landscape before you looks just like the edge of the world."
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
* * *
Ten i Johnny od dobrej godziny wylegiwali się na plaży w towarzystwie zachodu słońca, i choć niewielkie kamyki wbijały im się w plecy, nie mieli najmniejszej ochoty się podnosić, ze względu na cały dzień spędzony na bezcelowym włóczeniu się po mieście. Odkąd dotarli do Ulsan, zdążyli wypić herbatę z tapioką po strasznie zawyżonej cenie, przez którą Ten miał ochotę wykonać taktyczny odwrót, ale jego przyjaciel uparł się, że zapłaci, tłumacząc się jakąś gadką o wakacjach i przyjemnie spędzonym czasie. Prawda była jednak taka, że wiedział, jak bardzo Ten lubił ów napój i nie mógł powstrzymać się przed uszczęśliwieniem go. W osobistej opinii Johnny'ego było to w stu procentach warte swojej ceny, bo po chwili narzekania na nierozsądne wydawanie pieniędzy, Ten uradowany rozkoszował się swoim napojem, wyglądając przy tym niesamowicie uroczo.
Poza przepłacaniem za herbatę, udało im się przepłacić też za obiad, a dokładniej za dwie porcje omurice w jakiejś japońskiej restauracji. Tym razem Johnny nie był zadowolony z ilości wydanych na ten zakup pieniędzy, bo zarówno on, jak i Ten mieli wcześniej okazję jeść to danie w dużo lepszym wykonaniu za dużo mniejszą cenę.
Oprócz marnowania oszczędności Johnny'ego, chłopcy nie zrobili w ciągu tych kilku godzin niczego konkretnego, spacerując po mieście, oglądając wystawy różnych sklepów i wstępując do niektórych z nich, głównie tych odzieżowych w celu przymierzania zupełnie paskudnych, w ich mniemaniu, ubrań, a na koniec dnia wreszcie wylądowali na kamienistej plaży, w celu zażycia zasłużonego odpoczynku. Wczasowicze okupujący miejsce, powoli opuszczali je, często po zrobieniu kilku zdjęć słońcu chowającemu się za horyzontem i w końcu z ludzi dość licznie wylegujących się na rozłożonych na niewielkich kamieniach kocach i ręcznikach, zostały jedynie pojedyncze osoby, w tym Johnny i Ten. Czarnowłosy, wykończony aktywnym dniem, leżał bezwładnie na plecach wpatrując się w nieliczne chmury leniwie płynące po ciemniejącym niebie, podczas gdy Seo obserwował linię horyzontu, za którą schowało się już mniej więcej trzy czwarte słońca, tworząc wokół intensywnie pomarańczową poświatę. Nieboskłon o tej porze dnia przypominał szatynowi postapokaliptyczny pejzaż, co skłoniło go do mimowolnego rozważania na temat końca świata i doszedł do wniosku, że gdyby takowy miał nastąpić właśnie dziś, Johnny umarłby szczęśliwy. Jako iż nic jednak nie zapowiadało katastroficznej zagłady ludzkości, postanowił wreszcie ruszyć się z miejsca.
— Hej, Ten, wiem, że nie masz jak się kąpać, ale chcesz może chociaż pomoczyć stopy w morzu? — mruknął Johnny, przerywając ciszę między nimi, na co leżący obok Taj wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk, przekręcając się na bok i przerzucając rękę przez klatkę piersiową starszego.
— Nie mam siły — odparł w końcu, demonstracyjnie zamykając oczy. Johnny musiał użyć całej swojej siły woli, żeby nie pocałować chłopaka w czoło. Zamiast tego czule odgarnął jego włosy do tyłu.