"You call the shots, babe, I wanna be yours."
* * *
Johnny faktycznie podjechał pod blok, w którym mieszkał Ten o szóstej rano, a dokładniej o 6:14, po czym wybrał jego numer i przyłożył telefon do ucha.
— Ugh, czego? — wymamrotał, wnioskując po tonie jego głosu, zaspany i niezadowolony z pobudki Ten.
— Wstawaj i złaź na dół — odparł krótko Johnny z zamiarem rozłączenia się, gdy nagle po drugiej stronie połączenia rozległo się kilka głośnych, siarczystych przekleństw, które bynajmniej nie brzmiały jak wypowiedziane przez chłopaka. — Oh, okej, zgaduje, że raczej już nie spałeś w takim wypadku.
— Weź, kurwa, daj spokój, starzy taki jazgot robią od godziny, że nawet własnych myśli nie słyszę, a o spaniu to mogłem w ogóle zapomnieć — poskarżył się Taj, po czym można było usłyszeć szelest, prawdopodobnie, pościeli, z której właśnie się wykopywał.
— Odeśpisz po drodze — pocieszył go Johnny i przez chwilę jedyną odpowiedzią jaką dostał było charakterystyczne brzęczenie klamry paska, akompaniowane kilkoma cichymi stęknieciami. Ten najwyraźniej miał niewielkie problemy z założeniem spodni, jednocześnie starając się nie wypuścić telefonu wetkniętego między jego ramię a ucho. Chwilę później, słyszalne do tej pory jedynie co głośniejsze dźwięki awantury, stały się dużo bardziej wyraźne, aż w końcu Seo spokojnie mógł wydedukować, że Ten znalazł się w tym samym pomieszczeniu co jego rodzice.
— Wychodzę, wrócę za kilka dni — rzucił od niechcenia czarnowłosy. — Tak tylko mówię, żebyście przypadkiem nie chcieli mnie szukać.
Potem dało się słyszeć jakieś niewyraźne odpowiedzi państwa Leechaiyapornkul, co dało Johnny'emu znać, że jego przyjaciel najprawdopodobniej wcale nie czekał na odzew i wyszedł z pokoju od razu po przekazaniu rodzicom informacji.
— Gdzie zaparkowałeś? — spytał Ten po chwili, a jego głos odbijał się echem od ścian klatki schodowej.
— Jak wyjdziesz z bloku, to będziesz widział, spokojnie — odparł Johnny, po czym usłyszał dźwięk zakończenia rozmowy.
Faktycznie, Ten niemalże od razu zauważył paskudnie osprejowany van, stojący prawie na przeciwko jego klatki. Szybko pokonał dystans dzielący go od pojazdu, po czym otworzył drzwi od strony pasażera.
— Dzień dobry, Tennie — przywitał go przesadnie pogodny głos przyjaciela.
— Oh, zamknij się, Jonathan — warknął czarnowłosy. Seo dobrze wiedział, że Ten nie miał ani ochoty, ani siły, żeby znosić jego przekomarzanie.
— Dobra, dobra, bo jeszcze mnie zagryziesz — zaśmiał się starszy, nic sobie nie robiąc z groźnego tonu głosu, którym przed chwilą uraczył go Taj, po czym wystawił w jego kierunku dłoń z kluczykami. — Wrzuć plecak do tyłu i możemy jechać.
CZYTASZ
riot van ↳johnten
Fanfiction"still ran away though for the laugh, just for the laugh" -riot van by arctic monkeys gdzie johnny mieszka w obskurnym vanie, a ten udaje, że nie mieszka tam razem z nim. tags: friends to lovers; pining; not actually unrequited love; fluff; light an...