"And it's been head over, over heels for weeks."
* * *
Ten i Johnny dotarli do samochodu około godziny dwudziestej drugiej w akompaniamencie brzękotu zderzających się ze sobą w reklamówce szklanych butelek. Szatyn z niewielkim trudem wydobył kluczyki z kieszeni spodni, aby wpuścić ich do środka pojazdu i odłożył zakupy na podłogę przy wejściu, podczas gdy młodszy zajął się zapalaniem lampek na baterie, po czym obaj usiedli w wejściu, pozwalając swoim stopom spocząć na popękanej kostce brukowej. Samochód stał bowiem na zaniedbanym parkingu, względnie niedaleko plaży. W pobliżu rosło kilka drzew i krzewów, trawa wyglądała na niekoszoną od kilku miesięcy oraz wkradała się w szpary między kostką wraz z niewielkimi dzikimi chwastami. Johnny musiał przyznać, że był pod wrażeniem, gdy udało mu się znaleźć to miejsce, bo natknięcie się na bezpłatny parking w odległości kilku kilometrów od jakiejkolwiek plaży naprawdę było wyczynem. Natomiast w tym momencie jego satysfakcja wzrosła jeszcze bardziej, bo oprócz dobrze słyszalnych odgłosów wciąż żyjącego o tej godzinie miasta, do jego uszu docierał także przyjemny szum morza, co stwarzało komfortową atmosferę.
— Nasze zdrowie — rzucił Ten, podając starszemu świeżo otwarte piwo, jednocześnie wyrywając go z zamyślenia. Johnny przyjął od przyjaciela butelkę i uniósł ją nieznacznie, kiwając przy tym głową, aby wznieść toast, po czym upił łyk trunku, przypominając sobie, że wcale nie był jego fanem. Może jego opinia uległaby zmianie, gdyby każde piwo w jego życiu nie było najtańszym w ofercie.
— Jakie mamy plany na jutro? — spytał po chwili szatyn, na co Taj wzruszył ramionami.
— Jeśli uda nam się wypić wszystko, co kupiliśmy, to prawdopodobnie będziemy musieli uwzględnić w naszych planach kaca — odparł Ten, rzucając przelotne spojrzenie w stronę leżącej za nim siatki z alkoholem. Starszy podążył za jego wzrokiem, po czym mruknął coś na znak przyznania mu racji.
— Zawsze możemy rozłożyć nasze zapasy na dwa dni i wtedy nie mieć kaca — zauważył Johnny, a czarnowłosy jedynie pokręcił głową.
— Muszę się dzisiaj schlać — zaprotestował chłopak, demonstracyjnie biorąc kilka sporych łyków swojego piwa.
— Rozumiem — mruknął Seo ze zrezygnowaniem, wiedząc, że czekała go długa noc. Ten był typem człowieka, który po spożyciu większej ilości alkoholu robił się bardzo spragniony kontaktu fizycznego, w wyniku czego nie mógł trzymać swoich rąk przy sobie i zazwyczaj lądowały one na Johnnym. Tu właśnie pojawiał się problem, bo chociaż atencja jego przyjaciela była czymś, czego pragnął za każdym razem, gdy go widział, jednocześnie dawała mu ona posmakować tego, czego nigdy nie będzie mógł mieć. Przez tę myśl dłoń szatyna powędrowała do kieszeni jego spodni, aby wyjąć z niej napoczętą paczkę papierosów i zapalniczkę, co spotkało się z wymownym spojrzeniem młodszego.
CZYTASZ
riot van ↳johnten
Fanfiction"still ran away though for the laugh, just for the laugh" -riot van by arctic monkeys gdzie johnny mieszka w obskurnym vanie, a ten udaje, że nie mieszka tam razem z nim. tags: friends to lovers; pining; not actually unrequited love; fluff; light an...