Rozdział 2

3.3K 265 165
                                    

Leonardo

Nie spałem od dwóch dni, czyli od momentu, gdy ten zjeb porwał Valentinę, więc nie byłem do końca pewny, czy to, co widziałem, było snem czy pojebaną rzeczywistością.

Nie potrafiłem oderwać wzroku od Liliany.

Czy rzeczywiście stała przede mną najpiękniejsza kobieta, jaką w życiu widziałem, ubrana w seksownie poszarpane dżinsowe spodenki, koszulkę z logo Batmana i białe trampki...?

Fioletowe włosy splecione w dwa warkocze opadały luźno na jej klatkę piersiową, co sprawiło, że wyglądała jak nastolatka, a niewinny uśmiech i słodkie piegi, dla których przepadłem kilka miesięcy temu, tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że jest jedyna w swoim rodzaju.

Niestety poza moim zasięgiem.

– Ja pierdolę – wymsknęło mi się, gdy obserwowałem to nadnaturalne zjawisko.

– Uspokój się. – Lorenzo spojrzał na mnie przez ramię z wyraźnym błaganiem w oczach.

– Chyba się zakochałem. – Nawet mnie dźwięk mojego głosu wydał się w tej sekundzie nienaturalnie żałosny.

Kompletnie nie potrafiłem nad sobą zapanować. Szalejące emocje przejmowały kontrolę nad popapranym umysłem, który podpowiadał, a wręcz alarmował, żebym dla własnego bezpieczeństwa trzymał się od niej z daleka.

– Leonardo, ona jest naszą ostatnią szansą na odnalezienie Valentiny. Błagam, nie rozpraszaj jej, do chuja – poprosił mój brat, zanim wyszedł z gabinetu.

Co ja mogę poradzić na te wszystkie emocje?

Moje ciało ogarniało niszczycielskie tornado, sprawiając, że krew wrzała w żyłach, a skóra stawała w płomieniach, gdy Liliana pojawiała się w zasięgu wzroku. Już nawet nie chodziło o wkurwiająco silne podniecenie, które stawiało mnie na baczność za każdym razem, gdy poczułem jej bliskość, ani o serce, które obijało się o klatkę piersiową w przyspieszonym rytmie, powodując nieprzyjemny ucisk, który najprawdopodobniej zwiastował zawał.

Tu chodziło o całego mnie.

Czułem buzujące we mnie emocje, drżenie rąk, suchość w gardle. Nie miałem pojęcia, skąd wrażenie, jakby trawiła mnie cholerna gorączka. To było zdrowo popierdolone, nawet jak na mnie.

Jedynym wytłumaczeniem mogło być zaklęcie, które na mnie rzuciła, albo... nie wiem... możliwe, że zaczynałem świrować. Potrzebowałem na gwałt porady psychiatry, żeby nie zwariować do reszty.

Kurwa! – jęknąłem w myślach.

Kiedy po raz pierwszy spojrzałem w szare, niezwykle fascynujące oczy, przepadłem z kretesem. Jak tylko uścisnąłem jej dłoń, zadrżałem. I nie mówię wyłącznie o pożądaniu tak silnym, że nie byłem w stanie sklecić zdania, bo czułem, że cała krew odpłynęła mi do fiuta w ciągu kilku sekund. To było coś znacznie więcej. Miałem wrażenie, jakby ktoś przyłożył mi żarzący pogrzebacz do serca i wywiercił nim dziurę.

Uczucie, które we mnie zapłonęło, kompletnie zawładnęło moim umysłem. Już nie wspomnę o zapachu, który wypełniał teraz gabinet. Przypominał słodkie czereśnie, ale też coś, co kojarzyło mi się z latem, beztroską i – nie wiem dlaczego – z domem.

Poznaliśmy się kilka miesięcy temu podczas kolacji w rezydencji Salvatore Russo. Valentina i Liliana spędzały wakacje u dziadka. I tak jak nigdy nie interesowałem się jego wnuczkami, to teraz musiałem przyznać, że obie były równie inteligentne, co przepiękne.

Valentinę od samego początku traktowałem jak młodszą siostrę. Mieliśmy podobne charaktery i poczucie humoru, więc nietrudno było znaleźć z nią wspólny język. Nadałem jej ksywkę „cukiereczek", choć z jej wybuchowym charakterem i mocno niecenzuralnym słownictwem daleko jej było do słodkiej istoty. Była idealną kobietą dla Lorenza, powiedziałbym nawet, że została wręcz wykreowana dla niego przez samego Stwórcę.

Natomiast Liliana okazała się nie tylko prześliczna, ale również nieziemsko seksowna, pociągająca i diabelnie inteligentna. Fakt, że miałem ją na wyciągnięcie ręki, a nigdy nie będzie do mnie należeć, powodował, że czułem się całkowicie rozjebany od środka. Starałem się o niej zapomnieć, ale to i tak nic nie dawało. Nie potrafiłem i tyle.

Porównywałem do niej każdą napotkaną kobietę, ale niestety żadna się do niej nie umywała. Nie podniecały mnie, nie pobudzały.

Zdawałem sobie sprawę, że jej przyszłość została zaplanowana. Skończyła dziewiętnaście lat, więc jej dziadek zapewne miał już na oku jakiegoś kandydata na jej męża. Z pewnością pojawi się wielu mężczyzn, którzy za wszelką cenę będą próbowali ją zdobyć i uczynić swoją żoną.

Na samą myśl, że jakiś skurwiel będzie dotykał mojej Liliany, niepokojąco mocno ściskało mnie w klatce piersiowej.

Zazwyczaj byłem spokojny i zdystansowany, a wybuchowy charakter był znakiem rozpoznawczym mojego brata. Jednak pierwszy raz w życiu czułem całym sobą, że ta kobieta powinna być moja. I byłem w stanie rozpierdolić świat, żeby stanęła przy moim boku. Tylko nie miałem żadnego pomysłu, dzięki któremu moje marzenie by się spełniło i nie wywołało jednocześnie wojny między klanami. Jedyne wyjście, które widziałem, to wyciągnąć gnata i pozbyć się po kolei wszystkich kandydatów do jej ręki. Wtedy byłaby moja. Niestety był to po stokroć debilny pomysł. Co nie znaczyło, że nie krążył mi cały czas po głowie.

Co prawda mógłbym ją porwać i uciec, zaszyć się na końcu świata, ciesząc się z nią spokojnym życiem. Zdawałem sobie jednak sprawę z konsekwencji tego ewentualnego czynu. Mój wybryk najpewniej wywołałby pomiędzy naszą rodziną a Russem i przyszłym mężem Liliany wojnę, która pochłonęłaby niezliczone ilości istnień ludzkich. Nie mogłem być aż tak samolubnym sukinsynem.

Obserwowałem ją podczas pracy przy komputerze i chyba nigdy wcześniej nie widziałem niczego bardziej seksownego.

Totalnie mi odjebało.

Alexander gapił się na nią jak na ósmy cud świata, a ja najchętniej wyjaśniłbym mu pięścią, że nie może na nią tak często zerkać ani tym bardziej z nią rozmawiać.

Byłem o nią cholernie zazdrosny. Zachowywałem się jak neandertalczyk, a jakby tego jeszcze było mało, to miałem w spodniach sporych rozmiarów namiot już od momentu, w którym przekroczyła próg gabinetu. Pragnąłem jej tak strasznie mocno, że nie potrafiłem myśleć o niczym ważnym, a co dopiero się na czymś skupiać.

Nagły okrzyk radości wybudził mnie z letargu. Spojrzałem na Lilianę, która z podekscytowaniem wymalowanym na ślicznej twarzy w przyspieszonym tempie sunęła palcami po klawiaturze.

– Wczoraj o dziewiątej trzydzieści wjechał samochodem na prom do Malty z portu w Pozzallo.

– To na pewno on? – Z prędkością światła podniosłem się z kanapy.

– Tak. Samochód się zgadza. Niebieska alfa o tych samych tablicach rejestracyjnych, które zarejestrowała kamera w lombardzie przy lotnisku.

– Dokładnie – rzucił szybko Alexander. – Ale jest jeszcze to! – Wskazał podekscytowany na ekran laptopa.

Zerknąłem na nagranie, na którym mężczyzna w bardzo dopracowanym przebraniu kupował bilety na prom. Timura zdradził tatuaż na nadgarstku w kształcie skorpiona. Nie czekając na kolejne rewelacje, wybiegłem z gabinetu, żeby jak najszybciej przekazać bratu najnowsze ustalenia.

Przypuszczaliśmy, że Timur nie zabawi długo na Malcie, więc postanowiliśmy, że odpuszczamy przeszukiwanie wyspy w nadziei, że już niedługo ruszy w dalszą podróż.

Liliana ustawiła kolejne alerty, więc znowu trwaliśmy w dołującym oczekiwaniu na przełom.

M.N.

PRZYSIĘGA MIŁOŚCI - Krwawe Rozgrywki #2|| JUŻ W SPRZEDAŻYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz