Rozdział IV

4 0 0
                                    

Byłam w niebo wzięta. Ten związek był dla mnie jak tlen. Dostałam możliwość życia, nie tylko dla kariery szkolnej i zawodowej, ale także dla osoby, która mnie kocha, a ja ją. Pamiętam jak zaprosiłam go pierwszy raz do siebie do domu, gdy jeszcze mieszkałam z rodzicami. Z tego co mówiła mama, nie wspominając już o ojcu, Mati zrobił na nich bardzo dobre i pozytywne wrażenie. Bardzo się kochaliśmy, a pod koniec 2000 roku, wzięliśmy ślub. Mieliśmy wtedy po 19 lat. I wiesz co? To najlepsza decyzja w życiu, jaką mogłam tyko podjąć.

Minęło jakieś osiem, może dziewięć miesięcy, przeprowadziliśmy się do Olsztyna. Kupiliśmy piękne mieszkanie w bloku, z widokiem na miasto. Zaraz po tym zaszłam w ciążę. Jak się o tym dowiedziałam, byłam troszkę zła, bo dopiero co zaczęłam wtedy studia, tak jak wspominałam, filologię hiszpańską, a zaraz będę matką. Widocznie los tak chciał. W czerwcu 2001, urodziła się nasza córka, Kasia. 56 centymetrów i 2760 gram czystego szczęścia. Pamiętam jak ujrzałam ją pierwszy raz, wzięłam na ręce. Była strasznie podobna do Mateusza. Po tej chwili, mój stosunek do tej sytuacji od razu się zmienił.

Moi rodzice, zresztą jak i męża, nie byli aż tak zadowoleni, bo zostaliśmy rodzicami w bardzo młodym wieku. Jak się dowiedzieli ogólnie o tym, było gadanie, że powinniśmy się zabezpieczyć, że nie jesteśmy jeszcze gotowi na zostanie rodzicami. Standard... ale oni tak samo jak my, zmieniło się całkowicie ich podejście do tego wydarzenia i co... zostali szczęśliwymi dziadkami.

Z racji, że musiałam dalej kontynuować swoje studia, wynajęliśmy opiekunkę do dziecka na czas, kiedy jednego z nas obojga po prostu nie będzie. Uznaliśmy że to będzie na chwilę obecną, najlepsze wyjście. Można powiedzieć, że delikatnie Kasia była dla nas problemem, ale trzeba było to rozwiązać w taki sposób. Całe szczęście kobieta o imieniu Sylwia, była skłonna za darmo się opiekować córką. Chcieliśmy jej tam płacić za to, ale ona powiedziała, że ona to może robić bezinteresownie, ponieważ kocha dzieci i głupio by jej było, brać pieniądze za coś co ona lubi robić. Była tylko lekko starsza od nas bo tylko 3 lata różnicy były między nami. Więc mogłam z nią nawet pogadać, jak z osobą w swoim wieku. Nie sprawiała żadnych problemów. Nigdy nie przyszła nietrzeźwa, zawsze punktualna. Młoda nigdy nie była głodna, opiekowała się nia jak należy.

Zajmowała się Kasią przez 12 lat, czyli do momentu, póki sama się ona troszkę nie usamodzielniła. Natomiast co do Sylwii, szkoda mi jej było powiedzieć że nie będziemy już potrzebować jej pomocy przy opiece nad córką, bo ona sama już sobie poradzi. Była dla nas jak członek rodziny. Na prawdę było mi przykro. Mateusz też ją bardzo lubił i cenił, za to jak ona nam pomagała. Można rzec, że los był dla nas łaskawy, jeśli chodzi o ludzi na których trafialiśmy, mieszkając tutaj w Olsztynie.

Spacer z nieznajomymOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz