Rozdział _1_

146 5 0
                                    

Właśnie z mamą dojechałyśmy do naszego nowego domu, nie był duży, ani mały. Znajdował się na najwyższym piętrze budynku, a mieszkanie było piętrowe. Gdy mama otworzyła drzwi, weszłyśmy do środka i zdjełyśmy obie buty. Po chwili usłyszałam głos mojej rodzicielki.

-Laura idź na górę i zobaczyć swój nowy pokój, a ja idę zwiedzić reszte mieszkania.- tylko przytaknełam mamie. Gdy weszłam na górę pierwsze rzuciły mi się w oczy drzwi z moim imeniem. Gdy je otworzyłam spojrzałam na mój nowy pokój z otwartą buzią. Ściany były cieniowane od błękitu do różu w pionie, po lewej stronie od drzwi pod ścianą było duże łóżko, po czym podeszłam do niego. Na przeciwko łóżka było biurko, a po prawej od niego duża szafa. Gdy spojrzałam w prawo ujrzałam komodę z półkami, a po lewej ujżałam 2 czerwono-czarne pufy. Na samym środku pokoju na podłodze ujrzałam piękny dywan który był cieniowany od bieli do różu na krztałt spirali. Nagle z mojego plecaka wyleciała Leona.

-Ładny pokój. Gdzie będe spać?- na jej wypowiedź zaśmiałam się i pokazałam jej na jedną z półek obok drzwi. Ona jak na zawołanie tam poleciała by zobaczyć jak to tam wygląda, ja zaś z kieszeni plecaka wyciągnełam małą puduszkę, którą jej uszyłam. Podeszłam do pułki i położyłam ją na póleczce. Wróciłam do plecaka, wszystko z niego wyciągnełam i poukładałam na komodzie i biurku. Jestem ciekawa jak będzie wyglądał mój pierwszy dzień w nowej szkole.

-Skarbie choć na kolecje. Zrobiłam tosty.- wyrwał mnie z zamyśleń krzyk mamy.

-Już idę.- wyszłam z pokoju i zaczełam schodzić po schodach. W tym momencie mój pech musiał się odezwać. Na 4 schodku noga mi ujechała i spadłam z krzykiem uderzając się lewą ręką o schody. Od razu mama przybiegła.

-Słonko nic ci nie jest?

-Nie nic tylko lewa ręka mnie boli.- chciałam nią poruszyć ale mnie jeszcze bardziej zaczeła boleć, przez co syknęłam z bólu. Mama pomogła mi wstać.

-Dobrze że nie schowaliśmy na strych jeszcze zimowych rzeczy, bo w tej sytuacji szalik nam się przyda.- spojrzałam na nią pytająco, a ona zaśmiała się i podeszła do kartonu z zimowymi rzeczami. Wyciągnęła z niego mój różowy szalik i pomogła mi owinąć ręke tak by szalik trzymał ją w mniej więcej jednej pozycji.

-Dzięki mamo.

-Jedz kolacje skarbie, a skoro jeszcze nie jest aż tak późno to pojedziemy do lekrza by obejrzał ci tę ręke. Ty to masz pecha.- zaśmiałam się na jej słowa i zaczełam jeść tak samo jak ona. Po 5 minutach skończyłam jeść, a mama chwilę po mnie. Gdy wsiadłyśmy do auta mama skierowała się do szpitala. Lekarz obejrzał mi ręke i powiedział, że to nic poważnego, tylko ją potłukłam dość mocno. Przez 3 dni muszę na nią bardzo uważać i nie mogę nic nią robić, a gdy miną te dni to mogę zacząć nią ruszać. Po powrocie do domu, poszłam do łazienki przebrać się w pirzamę, a po tem żuciłam się na łóżko. Po chwili podleciało do mnie moje kwami.

-Co z ręką?- zapytała mnie zmartwionym głosem.

-Jest tylko potłuczona, nic poważnego ale strasznie mnie booooli.- odpowieziałam jej przy tym ziewając.

-Idź spać bo jutro idziesz do szkoły.- odezwało się kwami, ja tylko przytaknełam i ułożyłam się wygodnie na łóżku. Po chwili zasnełam.

Rano obudził mnie ten piekielny budzik. Wyłączyłam go i poszłam do łazienki się przebrać. Przy okazji zawiązałam mocniej szalik który usztywniał moją ręke. Spojrzałam jeszcze raz w lustro przy tym uśmiechają się do swojego odbicia, po czym wyszłam z pokoju. Na dole już czekała na mnie mama z śniadaniem.

-Cześć córuś. Jak się spało?

-Nawet dobrze.- po mojej odpowiedzi usiadłam przy stole i zaczełam jeść. Po skończonym posiłku, wróciłam się do mojego pokoju po plecak i przy okazji by obudzić Leone.

-Leona wstawaj.- nie zareagowała, co jest u niej totalnom normą, gdyż jest ona ogromnym śpiochem. Więc wyciągłam z szafki, koło biurka chrupki kukurydziane i zaszeleściłam opakowaniem. Jak na zawołanie podleciała do mnie. Ja ino otworzyłam opakowanie, po czym dałam jej chrupka i zaśmiałam się widząc jak wpycha całego do buzi.

-Leona wskakuj do plecaka, bo czas do szkoły.- ona jak na zawołanie wleciała do swojej kieszonki. Ja włożyłam do plecaka jeszcze chrupki i wyszłam z domu kierując się w stronę szkoły. Plusem było to, że mieszkam blisko, więc byłam po kilku minutach na miejscu. Gdy wchodziłam po schodach, by wejść do szkoły, na kogoś wpadłam, przez co upadłam na chodnik. Okazało się że to ciemno włosa dziewczyna.

-Przepraszam.- powiedziała dziewczyna i pomogła mi wstać.

-Nic nie szkodzi.- uśmiechnełam się do niej. -Zaprowadziłabyś mnie do gabinetu dyrektora, bo jestem tu nowa i nie wiem gdzie iść. A tak w ogóle, Laura.
Wyciągnełam do niej prawą rękę z uśmiechem.

-Marinette.- uścisneła moją dłoń.

-Wybacz, że zapytałam ale co ci się stało w lewą rękę?- gdy to usłyszałam, delikatnie wzdrygnełam się.

-Wiesz... wczoraj spadłam ze schodów. U mnie to normalne.- westchnełam, a Marinette zaśmiała się.

-Ja też jestem niezdarą, haha.- po jej wypowiedzi lekko się uśmiechnełam. Tak się zagadałyśmy, że już byłyśmi pod gabinetem dyrektora.

-Dzkięki Marinette za pomoc.

-Nie ma sprawy Laura.- gdy to powiedziała oddaliła się odemnie. Zapukałam do gabinetu Dyrektora. Gdy usłyszałam "Proszę" otworzyłam drzwi i weszłam do środka.

-Dzień dobry ty to pewnie Laura Gold?- ja tylko przytaknełam. -Oto twój plan lekcji, a teraz chodź zaprowadzę cię do twojej nowej klasy.
Ja posłusznie za nim poszłam. Gdy byliśmy pod jedną z klas, dyrektor otwożym drzwi. Cała klasa jak na zawołanie wstała.

-Dzień dobry klaso, to jest Laura. Będzie teraz z wami chodzić do klasy.- gdy to powiedział od razu wyszedł, a cała klasa usiadła.

-Podejdź tu Lauro i przedstaw się klasie.- zwróciła się do mnie wychowawczyni i zrobiłam tak jak powiedziała.

-Cześć wszystkim, jestem Laura Gold, mam 17 lat. Pochodzę z Londynu. Uwielbiam malować, rysować, jeździć na rolkach, tańczyć i słuchać muzyki. To chyba tyle.- gdy skończyłam wypowiedź spojrzałam na nauczycielkę.

-Dobrze, usiądź w ostatniej ławce.- po jej odpowiedzi od razu skierowałam się do ławki. Lekcja mineła normalnie, gdy nadszedł czas na przerwę usiadłam na jednej z ławek w tedy podeszła do mnie Marinette z jakąś dziewczyną w okularach.

-Cześć Laura, to jest Alya, moja najlepsza przyjaciółka.- przedstawiła mi swoją przyjaciółkę.

-Co wy na to byśmy po lekcjach poszły na lody, ja stawiam.- powiedziała mulatka. Ja ino skinełam głową na zgodę. Gdy skończyły się zajęcia podbiegłam do dziewczyn i razem skierowałyśmy się do lodziarni. Tak jak Alya powiedziała tak też zrobiła, gdy dziewczyna kupiła nam lody poszłyśmy do parku. Chwile posiedziałyśmy, rozmawiałyśmy i śmiałyśmy się w najlepsze lecz nagle ludzie którzy byli w parku zostali złapani przez węże nawet Alya. Marinette gdzieś uciekła, a ja zaczełam się wycofywać. W tedy zobaczyłam jakiegoś dziwnego mężczyznę pokrytego łuskami, który przedstawił się jako Pan Wąż. Nagle ktoś go zaatakował, a okazali się to być Biedronka i Czarny Kot. Ludzie którzy zostali złapani przez węże byli pod jego kontrolą i zaczeli niszczyć wszystko dookoła. Super, a ja jestem w połowie sprawna i przez to nie mogę się przemienić. Gdy miałam się już wycofywać poczułam, że coś owija się wokół moich nóg. Zrozumiałam, że to był jeden z węży, odruchowo krzyknełam. Zauważyłam, że Czarny Kot to usłyszał bo zaczął biec w moją stronę, lecz strasznie wolno mu to szło z powodu wielu przeszkód. Pczułam, że wąż owinął mnie całą i zacisną uścisk gdy tylko nie mógł mnie zahipnotyzować, ja tylko jęknełam z bólu. Zaczeło mi brakować powietrza. Nagle złoczyńca oberwał pożądnie od Biedronki, po czym zwierzę które mnie trzymało, po prostu mnie póściło i zaatakowało bohaterkę, która w porę odparła atak. Poczułam jak nogi się podemną załamują i upadłam na kolana. Nie umiałam złapać oddechu i zaczełam kaszleć. Po chwili znalazł się koło mnie Czarny Kot.

-Wszystko dobrze?- zapytał mnie od razu czułym i opiekuńczym głosem, a ja tylko pokiwałam głową na nie i zaczełam bardziej kaszleć.

Miraculum- Zawsze czy na zawsze?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz