James był zły. Jakiś tam Josh zaprosił jego Tove, przez co mieli spędzić osobno święta. Nie chciał obwiniać przyjaciółki. Ale no... Jak mogła go zostawić na lodzie dla... dla takiego... po prostu dla tego Josha? Przecież on był nikim w porównaniu z Jamesem. I do tego Ślizgon. Gryfon martwił się też o Cathy... Po takim ślizgonie nigdy nic nie wiadomo. Ale nie mógł nic zrobić. Próbował już wszystkiego... No ale ma jeszcze Syriusza... Może Remus też przyjdzie?
***
James siedział z Syriuszem w pokoju na górze. Byli sami w domu, bo rodzice Pottera pojechali do jego babci. Nagle usłyszeli ciche pukanie. Spojrzeli na siebie zdziwieni - Euphemia i Fleamont weszliby przecież przez kominek. Rogacz wzruszył ramionami i powiedział:
- Poczekaj, pójdę otworzyć, jakby co, to cię zawołam. - zszedł na dół. - Kto tam? - zapytał.
- Ja, Cath. - odpowiedział słaby dziewczęcy głos. Chłopak wiele nie myślał, otworzył drzwi. Natychmiast po ich uchyleniu osłabiona przyjaciółka wpadła w jego ramiona.
- Co się stało, Tove? - zapytał, wziął ją na ręce i zabrał na kanapę. - Syriusz, chodź! - zawołał.
- Jamie... Przepraszam...
- Tove, za co? Powiedz, co mam zrobić? - zapytał przestraszony. Nie miał pojęcia co robi się w takiej sytuacji.
- Twoja mama ma w kuchni eliksiry. Przynieś taki jasnoniebieski i pomarańczowy. - Gryfon po chwili wrócił z flakonikami w rękach. - Pomożesz mi teraz dojść do łazienki? Zaraz ci wszystko wyjaśnię. - czarnowłosy skinął głową i chwycił przyjaciółkę w talii. Doszli do łazienki, gdzie dziewczyna weszła, a chłopak czekał pod drzwiami. Bał się ją zostawić samą w takim stanie. Po dziesięciu minutach Catherine wyszła.
- Och, James... Tak mi głupio... zostawiłam cię... Dla takiej nieważnej, fatalnej sprawy... - doszli właśnie do kanapy, na którą dziewczyna opadła.
- To już nieistotne, Tove. Ale co się stało?
- Och... To przykre, ale... no komu jak nie tobie mam o tym powiedzieć? - uśmiechnęła się smutno, co on odwzajemnił - W każdy razie dostałam się przez kominek do domu Josha. To było straszne. Mówię to pierwszy i ostatni raz w życiu. - chłopak chwycił ją pokrzepiająco za rękę - A więc... Dostałam się do tego domu. Wszędzie było mrocznie i duszno... I podszedł Josh i zaprowadził mnie do salonu. Nie mówił dużo. Bardzo dziwnie się zachowywał. I weszliśmy do jadalni, a tam było bardzo dużo osób. Z dwadzieścia... To byli ONI, Jamie. I patrzyli się na mnie. Powoli do nich podeszłam... Z tych co znam byli tam Malfoyowie i Rodzina Syriusza. Jakiś dziwny facet kazał mi usiąść. Strasznie się bałam, no i usiadłam między Joshem, a bratem Syriusza. On był chyba miły, lekko się do mnie uśmiechał. Ale nie złośliwie, ale tak jakby... Współczująco i ogólnie sympatycznie. Za to Josh szczerzył się złowieszczo. Potem oni coś mówili, nie skupiałam się za bardzo, byłam przerażona. Ale kiedy usłyszałam swoje imię bardziej się skupiłam. Mówili, że posiadam dużą moc, jestem potomkinią Roweny i że mogę kogoś tam zabić i jakieś hor-coś-tam nie maja znaczenia. Ale ja nie chcę nikogo zabijać, naprawdę. No i, że muszą mnie mieć po swojej stronie, bo to ważne. Nagle zaczęli się do mnie zwracać, ale ja nie słuchałam. Uciekłam, wskoczyłam do kominka i byłam tak przerażona, że zamiast u siebie w domu, wylądowałam chyba gdzieś na pokątnej, w jakieś strasznej dzielnicy. Ale nie uwierzysz w moje szczęście - pojawiła się tam siostra Catherine, mojej przyjaciółki. Ogólnie nie jest dla mnie miła, ale teraz chyba się nade mną zlitowała. Nie lubię litości, ale w tej chwili jestem za nią wdzięczna. Gdyby nie to, to nie wiem, co bym zrobiła. Naprawdę... No i tak się tu znalazłam. Nie chciałam iść do domu, więc tutaj nas przeteleportowała. Nie jesteś zły?
- Jak mógłbym być zły, biorąc pod uwagę okoliczności, Tove? - I tak bym nie był zły - dodał w myślach.
- Jesteś wspaniały, Jamie.
- A ty zmęczona. Ale zastanawia mnie jedna sprawa - dlaczego siostra Catherine przeteleportowała cię tutaj?
- Musiałam wyglądać koszmarnie i chyba było widać, że jestem zagubiona, wiesz?
- Faktycznie wyglądałaś strasznie... - zaczął zaczepnie.
- Ej... - walnęła go lekko w ramię.
- Ale i tak cię kocham... - o nie, powiedział to na głos. Cathy znieruchomiała. To nie tak miało wyglądać. On nie mógł... Ona go nie kochała. Był dla niej ważny, ale jako najlepszy przyjaciel. Te słowa zniszczyły ich przyjaźń. Zerwała się na równe nogi.
- James... Nie, ja nie mogę cię pokochać. Jesteś kochany i przystojny i w ogóle...
- Nie jestem po prostu dla ciebie ważny, prawda?
- Nie, to nieprawda. Gdybyś nie był to przed chwilą nie opowiedziałabym ci tej historii. Jesteś dla mnie bardzo ważny, ale jako przyjaciel.
- Rozumiem, Catherine. - nigdy tak do niej nie mówił.
- Naprawdę, nie chciałam cię urazić. Jesteś dla mnie naprawdę ważny...
- Ale ja rozumiem, po prostu dawałem sobie nadzieję. To nie twoja wina.
- James...
- Nie, Catherine, rozumiem.
- W porządku, James. A więc... żegnaj...
- Do widzenia, Catherine.
Dziewczyna wzięła proszek fiu leżący na tym samym miejscu od ponad dziesięciu lat i zniknęła mówiąc:
- Dom państwa Lovegood.
Do pokoju wszedł Syriusz.
- Wszystko słyszałem. - oznajmił. Obaj westchnęli i jednocześnie rzucili się na kanapę.
- I co ja teraz zrobię? - zapytał żałośnie Potter.
- Będziesz żył dalej, Rogaczu. Może kiedyś... Może kiedyś Cather zmieni zdanie.
- Och... Wszystko zepsułem. - schował twarz w dłoniach.
- Chłopie, nie załamuj się! - James nic nie powiedział tylko smętnie podniósł się na nogi i skierował nogi w stronę pokoju. Po chwili Black usłyszał zamykanie drzwi i przekręcanie kluczyka w zamku.
Po piętnastu minutach przyszli państwo Potter i zastali w salonie Syriusza oglądającego telewizję.
- Cześć, Syriuszu. - przywitała się pani Euphemia.
- Dzień dobry! Jak było u pani mamy?
- Bardzo dobrze, dziękuję. A gdzie James?
- Ech... - westchnął chłopak i wstał. - Głupia sprawa. Była tu Tove i...
- Nie gadaj, powiedział jej? - zapytał podekscytowany Fleamont.
- Pan wie? - mężczyzna jedynie skinął z uśmiechem głową.
- A więc tak - powiedział... - Euphemia nagle pojawiła się i "wskoczyła" radośnie na męża.
- Słyszałeś, Fleamont?
- Doskonale, Ephemio. Cudownie! Ale opowiadaj Syriuszu, co ona na to?
- Otóż... - Blackowi trudno było o tym powiedzieć radosnym rodzicom przyjaciela - Cather... Stwierdziła, że jest dla niej ważny, ale jako przyjeciel.
- Oj... - Euphemia nagle się uspokoiła i posmutniała. Mąż objął ją pokrzepiająco ramieniem - Jak się trzyma?
- Nie wiem, piętnaście minut temu poszedł na górę i zamknął się w pokoju.
- Dajmy mu może spokój, w porządku? - zaproponowała pani Potter na co męska część pokoju się zgodziła.
- Tak, jak będzie głodny to przyjdzie. - Fleamont uśmiechnął się smutno.
CZYTASZ
Love is good II James Potter
FanfictionCatherine Tove Lovegood to słodka, miła krukonka. Jest dla wielu nieco zamknięta w sobie (co nie znaczy, że nie jest towarzyska). Otwiera się przy najlepszych przyjaciołach i osobach dla niej ważnych. Jedną z tych osób jest James Potter... NIE NALEŻ...