James się obudził. Wszystko go bolało. Nie wiedział co się stało. Nagle sobie przypomniał: ci ludzie, Tove, siostra Catherine... Ale co się stało z nim? Jakim zaklęciem dostał? Tego za żadne skarby sobie nie przypomni. Nagle poczuł jakiś ciężar na nodze. Powoli otworzył oczy, ale oświetliło go białe światło. Gdzie on mógł być? Biorąc pod uwagę okoliczności pewnie w szpitalu świętego Munga.
Ale w końcu oczy przyzwyczaiły się do światła. Chłopak spojrzał na swoją nogę. Leżała na niej, najwyraźniej śpiąc jakaś osoba. Gdy wyostrzył mu się wzrok dostrzegł rudo - kasztanowe, falowane włosy. Czy to była... Tove? Musiała, bo kto inny? Z Lily się teraz przyjaźnił, ale wątpił, by dziewczyna... Ale z drugiej strony z Tove nie rozmawiał już... półtora roku. Okropne półtora roku... Nieświadomie lekko poruszył zdrętwiałą nogą. Dziewczyna się zerwała się i prawie spadła z krzesła, na którym opierała się reszta jej ciała. Po kilku sekundach wybudziła się z lekkiego odrętwienia po śnie.
- Jamie... - przytuliła go. On z westchnieniem odwzajemnił uścisk. Jak mu tego brakowało... Tove, która by go przytuliła, jej rudych, już praktycznie kasztanowych, pachnących cynamonem, cudownych, skręcających się w loki włosów. I jej zapachu... Ciastek i perfum o zapachu kwiatu jabłoni... Używała ich codziennie od piątej klasy. Kiedyś mu je pokazała, inaczej nie wiedziałby, że to kwiat jabłoni.
- Strasznie za tobą tęskniłem, Tove.
- Ja też, Jamie. Byłam strasznie głupia, naprawdę. Zachowałam się jak bezmyślny osiołek.
- Tove, to ja źle zrobiłem. Przepraszam cię za te święta... - spojrzała na niego, jak się okazało, załzawionymi oczami.
- Nie, Jamie, to ja uciekłam. Wypominałam to sobie przez ostatni rok.
- Ale niepotrzebnie...
- Nie usprawiedliwiaj mnie, proszę... Teraz tu leżysz też przeze mnie...
- Nawet tak nie mów, Catherine! Sam jestem sobie winien. Może nie pomogłem ci jakoś, ale... Gdybyś tam zginęła...
- Fanny, siostra Catherine... Ona... Odeszła. - chłopak bez słowa ponownie przytulił swoją przyjaciółkę.
- To nie twoja wina, Tove...
- Wszyscy tak mówią, ale... Gdyby nie moje pochodzenie w ogóle by do tego nie doszło.
- Właśnie, Tove, pochodzenie to wcale nie twoja wina. Nie wiń się za to, że banda psycholi obrała sobie jakiś chory cel. Nie jesteś niczego winna.
- James! - do pokoju wbiegła Euphemia. - Och, przepraszam. - wyksztusiła widząc parę przytulających się nastolatków.
- Nic się nie stało, Euphemio. - Catherine się uśmiechnęła. James westchnął w duchu. Jednak trochę się stało. Ale trudno, to przecież jego mama.
- Cześć, mamo! - uśmiechnął się delikatnie. Teraz dopiero zaczął odczuwać ból na ciele. Kobiety zobaczyły grymas, który pojawił się na jego twarzy.
- Zawołać lekarza? - zapytała dziewczyna.
- Gdybyś mogła, kochanie. I zawołaj Fleamonta. - pani Potter nie pytała się o zdanie syna.
- W porządku.
Gdy dziewczyna wyszła i przyszedł Fleamont ucieszony wybudzeniem się syna.
- I jak? Coś ci powiedziała? - zapytała podekscytowana kobieta.
- Mamo, daj spokój. Z Cathy rozmawiałem pierwszy raz od półtora roku.
- No tak, tak. A powiedz, czy ty ją kochasz?
- Tak. Teraz jestem tego pewien. - stwierdził stanowczo.
- A co z Lily?
- Ja... Nie posłuchałem cię i się jej oświadczyłem. - była gryfonka już chciała coś powiedzieć, ale syn jej przerwał - Odmówiła mi. Powiedziała, że wcale jej nie kocham (co niestety było, nadal jest prawdą). Że jest bardzo podobna z wyglądu to Tove. Znaczy Cath...
- Miała rację. - Euphemia zgadzała się z zdaniem panny Evans. Kiedy spotkała ją pierwszy raz od razu przyszła jej do głowy myśl o podobnym kolorze włosów i oczu dziewcząt.
- No i tak... Potem właśnie spacerowałem po rozmowie z nią i dostałem się w tamto miejsce.
- Tak, Cathy nam już wszystko opowiedziała.
- A co mi właściwie jest? I kiedy będę mógł wyjść? - chłopaka przez cały czas dręczyły te dwa pytania.
- Och, to nic strasznego. Za dwa dni wyjdziesz. Mógłbyś umrzeć, ale czarodziej nie rzucił na ciebie dobrze tego zaklęcia. Myślę, że twoja przyjaciółka miała w tym spory udział. - Fleamont zabrał głos.
- Albo Fanny... A ile spałem?
- Jedynie trzy dni. Ale Cather cały czas tu przy tobie czuwała.
- Muszę jej podziękować...
- Ale, James... Bądź ostrożny. Ona bardzo przeżywa śmierć tej Fanny i uważa, że to wszystko to jej wina. Jest jedna rzecz, o której ona ci na pewno nie powiedziała... Osobą, którą zabiła był... Voldemort. Teraz Cathy jest bohaterką. Boi się też wychodzić gdziekolwiek, bo wszędzie są dziennikarze. Nawet z rodziną się jeszcze nie widziała. Musimy ją wspierać. - chłopak był zszokowany. Wiedział, że jego Tove jest świetna, ale... że aż tak? Tego się nie spodziewał... Jedynie skinął głową na słowa matki.
Nagle do pokoju weszła dziewczyna z lekarzem.
- Widzę, że obudził się pan, panie Potter.
CZYTASZ
Love is good II James Potter
FanficCatherine Tove Lovegood to słodka, miła krukonka. Jest dla wielu nieco zamknięta w sobie (co nie znaczy, że nie jest towarzyska). Otwiera się przy najlepszych przyjaciołach i osobach dla niej ważnych. Jedną z tych osób jest James Potter... NIE NALEŻ...