8.

27 2 0
                                    

Nienawidziłam siebie.

Za to wszystko, co mnie dotychczas spotkało. Powinnam w tamtym momencie siedzieć w domku numer trzy. Powinnam strzelać z Mattem do tarczy. Powinnam pojedynkować się z Percy'm. Powinnam plotkować z Annabeth i Thalią.

Powinnam być w Obozie Herosów, a nie na obrzeżach jakiegoś miasta, którego nazwy nawet nie pamiętałam.

To wszystko było totalnie bez sensu. Gdybym nie poszła tego feralnego dnia do lasu za głosem Luke'a, nigdy bym się tu nie znalazła. Byłabym w miarę bezpieczna i gotowa do ewentualnej walki.

Nie byłoby mnie tutaj!

- Angel Rossi. Cóż za spotkanie.

Sparaliżowało mnie na moment.

Niestety, ale wiedziałam czyj to głos i nie podobało mi się to. Nie odwróciłam się do niej, choć wiedziałam, że w każdej chwili mogła mnie zaatakować. Miała powód, dlaczego tam była. Musiała mnie szukać, innej opcji nie widziałam.

- Kelli. Jakże miło znów cię widzieć.

Nie bałam się jej, a bynajmniej nie tak jak powinnam. Fakt, była niebezpieczna, ba! Ona była potworem, który mógł mnie wtedy bez problemu zabić. W pobliżu nie było też żadnej wody, w której mogłabym się uleczyć.

Byłam w totalnej dupie!

Kelli była empuzą, sługą bogini magii Hekate. W ludzkiej postaci była czarnoskórą dziewczyną z kręconymi ciemnymi włosami. Udawała cheerleaderkę w szkole Percy'ego. Związana była uczuciowo z Luke'iem, jednak ten odrzucił jej względy, ze względu na związek dziewczyny z chłopakiem w Seatlle, którego empuza pożarła.

A także ze względu na mnie. Byłam słabością Luke'a, a ona mi tego zazdrościła.

- Nie jestem tu bez powodu, wiesz o tym. - powiedziała, trzymając się ode mnie w bezpiecznej odległości.

- Nie ma innego powodu, niż ten jeden, o którym obie myślimy. - odparłam, naciskając zawieszkę przy bransoletce.

Mój miecz zalśnił w słońcu, gotowy do walki.

Dzięki Mgle, Kelli wydawała się niezwykle piękną dziewczyną, jednak były to tylko pozory. Prawdziwa Empuza, którą z resztą była, miała płonące włosy, kły oraz jedną nogę ze spiżu, a drugą będącą oślim kopytem, przez co dziwacznie chodziła. Miała również ośli zad, a jej oczy lśniły czerwienią.

Chciała mnie zabić. To był ten powód, dla którego tam była.

To ona wykonała pierwszy ruch i ruszyła w moją stronę z zamiarem zaatakowania. Była silna i to trzeba było jej przyznać. Gdyby nie fakt, że miałam silną wolę przetrwania, już dawno by mnie zabiła. Była wściekła, jej oczy precz płonęły.

Broniłam się, jak tylko mogłam, ale ten skubany potwór był niezwykle wytrzymały. Moje ciosy nie były dla niej problemem, nawet jeśli używałam technik, o których nikt poza mną nie znał. Nie wiedziała o tym, nie wiedział też Luke i to był mój as w rękawie.

Był.

Do czasu, aż nie raniła mnie swoimi szponami. Zaśmiała się perfidnie, odsuwając ode mnie nieznacznie. Nie zwróciłam na to większej uwagi, bo dotknęłam dość głębokiej rany na brzuchu, którą mi zrobiła. Ból był potężny, czułam, jakby coś od środka rozrywało moje ciało.

- Nie jesteś taka dobra, jak mówił Luke. Czyżby kłamał?

Poczułam dodatkowy ból, ale tym razem w kolanach, kiedy opadłam na ziemię. Patrzyłam na nią, nieustannie trzymając dłoń na ranie. Radość, to można było wyczytać z jej twarzy.

- Ej! Ty! - zawołał ktoś nagle, a Kelli odwróciła się w odpowiednią stronę, zdezorientowana. - Nie kopie się leżącego. Zmierz się ze mną!

Nie miałam nawet sił, by zobaczyć, kto się odezwał. Nie znałam tamtego głosu, nie mogła być też to żadna z dziewczyn, które znałam. To wszystko było zagmatwane, ból odbierał mi wszelkie zmysły.

Opadłam na ziemię, zwijając się w kłębek. Przed oczami pojawiły mi się mroczki, tak bardzo chciałam, żeby to już minęło. Wszelkie odgłosy walki dochodziły do mnie w zwolnionym tempie. Umierałam, a to tak bolało...

- Zostaw mnie, poczwaro! Pomocy!

No tak. Ta dziewczyna.

Jakim cudem widziała Kelli? Jak z nią walczyła? Była herosem? A jeśli tak, to czyim dzieckiem?

Ona potrzebowała mojej pomocy. Nie byłam pewna, czym walczyła, ale tylko mój miecz mógł jej wtedy pomóc. Musiałam coś zrobić, nie mogłam pozwolić, by przeze mnie zginęła. Na pewno miała rodzinę, nie mogłam im tego zrobić.

Zebrałam w sobie ostatki sił i powoli podniosłam się z ziemi. Chwyciłam rękojeść miecza, po czym ostrożnie skierowałam się do walczącej dziewczyny i Kelli. Próbowałam przezwyciężyć ten cholerny ból.

Zamachnęłam się.

Zaraz po tym, gdy Kelli rozpłynęła się dosłownie przed nami, ja znów opadłam na ziemię. Najpierw na kolana, a później już całym ciałem. To była chwila, kiedy nieznana mi dziewczyna znalazła się koło mnie. Była przerażona, widziałam to.

- Hej, nie zasypiaj mi tu. Wszystko będzie dobrze. Wyjdziesz z tego. - powiedziała, a ja poczułam jej dłonie na twarzy.

Starałam się nie zamknąć oczu, ale nie było to łatwe. Ciążyły mi strasznie, straciłam naprawdę sporo krwi. To był mój koniec.

Marny koniec.

- Nie rób mi tego, dziewczyno. Pomogę ci, obiecuję.

Uśmiechnęłam się, choć było to trudne.

Już nawet nie wierzyłam, że ta dziewczyna mi pomoże.

Może właśnie w taki sposób miałam zginąć?

Angel Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz