12.

22 1 0
                                    

Trzy tygodnie.

Sama nie wiedziałam, co trzymało mnie w Avalonie, ale czułam się tu bezpiecznie. Czułam się tu, jak w domu, ludzie traktowali mnie jak bliską sobie, a ja się im za to odwdzięczałam. Wielokrotnie dziękowali mi za to, że "dostarczyłam do ich domu wodę". Chociaż w taki sposób mogłam im pomóc.

Uwielbiałam to państwo, królestwo, miasto, wieś... Jakkolwiek można było nazwać okolicę wokół zamku. Życie tu tętniło. Aż chciało się tu zostać, pomóc tym wszystkim ludziom w codziennych obowiązkach. Naprawdę mogłabym tu zostać.

Spojrzałam na jakieś dzieciaki niewiele młodsze ode mnie i uśmiechnęłam się na ich widok. Tak bardzo przypominały mnie kilka lat temu. Też świetnie sobie radziły w pojedynku, choć byli tak młodzi.

- Wyglądasz dokładnie, jak oni, kiedy spotkałam cię po raz pierwszy. Też tak dobrze walczyłaś z tym stworem.

- Z Kelli. - odparłam od razu, zerkając w swoje lewo, gdzie zjawiła się ta sama dziewczyna, która mi pomogła. - Była empuzą. Tak zwane żeńskie wampiry. - wyjaśniłam pokrótce, chcąc jej trochę pomóc zrozumieć, kim były te stworzenia. - Jak widziałaś, miała płonące włosy, kły oraz jedną nogę ze spiżu, a drugą będącą oślim kopytem. Do tego miała też ośli zad, a jej oczy lśniły czerwienią. To jest akurat najbardziej przerażające.

Dziewczyna zaśmiała się cicho, przyglądając mi się z bliska. Była naprawdę ładna, miała krótkie do ramion jasnobrązowe włosy i piwne oczy. Jej postura była... Zwyczajna. Nie wyglądała na kogoś, kto by uczył się walczyć.

- Dziękuję za uratowanie mnie. Nie wiem, jak ci się odwdzięczyć.

- Wcale nie musisz. Najważniejsze, że żyjesz i tylko to się liczy. - odparła z uśmiechem. - Jestem Tara Kreyman. I nie popisałam się zbytnio, bo mogłam ci pomóc w bardziej lekarski sposób.

- Co masz na myśli? - spytałam, ściskając lekko jej dłoń. - I jestem Angel Rossi. Córka Posejdona.

- Opowiesz mi o tym. - nakazała, wskazując w moim kierunku. - Ale najpierw ja się wytłumaczę. Chodź, przejdziemy się.

Nie miałam podstaw, by jej nie wierzyć, nie ufać, by za nią nie iść. Uratowała mnie, chciałam ją poznać. Choć prawdopodobnie wiele nas różniło, miałam poczucie bezpieczeństwa w jej towarzystwie. Zastanawiałam się też, co miała na myśli, mówiąc, że mogła mi pomóc w bardziej lekarski sposób. Cokolwiek to znaczyło.

- W ramach wytłumaczenia, jestem uzdrowicielką, tak samo, jak królowa Viviane. - zaczęła, na co kiwnęła głową na znak zrozumienia.

Zdążyłam się dowiedzieć i poznać królową Viviane, która była matką Laury i byłą już władczynią. Dzięki niej żyłam.

- Nie ukrywam, że trochę spanikowałam, gdy tylko padłaś przede mną po zabiciu tego stwora. Mogłam ci pomóc na miejscu, ale twoje rany były zbyt poważne, a ja nie miałam przy sobie odpowiednich narzędzi, by profesjonalnie ci pomóc. Dlatego zabrałam cię tutaj.

- Jeśli mam być szczera, to był to chyba jedyny sposób, bym żyła. - powiedziałam spokojnie, czując dziwny ból w sercu. Moja ostatnia rozmowa z Mattem robiła swoje. - Może tego nie widać, ale jestem osobą, która przeszła zbyt wiele, by cieszyć się życiem. Tak, wyglądam, jak nastolatka, ale mam więcej lat, niż ty. Zbyt wiele kłód los rzuca mi pod nogi i może dlatego nie potrafię aż tak cieszyć się z tego, że żyję. Ale się cieszę i jestem ci niezmiernie wdzięczna, bo dzięki tobie wciąż jestem na tym świecie.

- Angel, nie mów tak. - poprosiła Tara, zerkając na mnie swoimi piwnymi oczami.

Była bliska płaczu.

Angel Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz