15.

22 1 0
                                    

Jechanie na nieosiodlonym koniu było co najmniej dziwne i dość niecodzienne. Sam fakt, że jechałam na koniu w mieście, był dla mieszkańców Manhattanu niecodziennym widokiem. Ludzie patrzyli na mnie dziwne, nagrywali mnie, czy obgadywali za plecami, myśląc, że tego nie słyszałam.

Miałam to wszystko gdzieś, nie obchodzili mnie wtedy jacyś obcy ludzie. Mogli na mnie patrzeć, ile chcieli, nie byli dla mnie ważni.

- Ja pójdę do sklepu, a ty tu zostań, jasne? Niedługo wrócę.

Blaze kiwnął głową i zniżył się nieco, bym bez problemu mogła zejść. Zeskoczyłam z niego, pogłaskałam po łbie i ruszyłam do pobliskiego sklepu. Musiałam coś dla siebie kupić, mój żołądek dawał już o sobie znać.

Przechadzałam się między alejkami, szukając czegoś dobrego, co mogłabym zjeść i na co w ogóle było mnie stać. Miałam przy sobie jeszcze trochę gotówki, którą bez problemu mogłam wykorzystać.

Z kilkoma produktami, którymi głównie było pieczywo i woda, a także jakieś owoce, podeszłam do kasy. Za ladą stał jakiś chłopak, był prawdopodobnie niewiele starszy ode mnie. Bardzo przypominał mi wtedy Matta.

- Halo! Słuchasz mnie?

- Co? Przepraszam, zamyśliłam się. Ile płacę?

Chłopak ponownie powiedział mi, ile byłam winna. Dałam mu należenie pieniądze i już miałam odejść, gdy znów mnie zatrzymał. Było to dość dziwne.

- Przyjechałaś tu na koniu, prawda? - zagadnął, patrząc na mnie ze zmarszczonymi brwiami.

- Wybacz, jeśli to jakiś problem. - odparłam sarkastycznie, zła, choć sama nie wiedziałam dlaczego dokładnie.

To było zwykłe pytanie!

- Spokojnie! To żaden atak w twoją stronę. - powiedział od razu, unosząc ręce. - I rozumiem, że ta odpowiedź była potwierdzeniem.

- Nie chciałam na ciebie naskoczyć. - mruknęłam cicho.

- Wybaczone i dawno zapomniane. - zaśmiał się, ukazując dołeczki w policzkach. Był uroczy. - Mogę wiedzieć, jak się wabi? Też kiedyś jeździłem na koniu i... Sama rozumiesz.

Jedyne, czego nie można było mu wtedy zarzucić, to zdecydowanie uroku. Miał coś w sobie, co strasznie przyciągało. I ja nigdy nie powinnam tak bardzo spoufalać się z obcymi. Więc dlaczego po raz kolejny ulegałam?

Sama nie wiedziałam, co mną kierowało, ale złapałam go za nadgarstek i pociągnęłam w stronę wyjścia. Blaze stał w tym samym miejscu, ludzie omijali go jak ognia, co bardzo mnie śmieszyło. Był tylko zwierzęciem, nie było się czego bać, szczególnie że był dość spokojny.

- To jest Blaze, mój nowy przyjaciel. - powiedziałam, głaszcząc konia po łbie. - Blaze, to jest... - zaczęłam, ale przerwałam, tak naprawdę nie wiedząc, jak chłopak miał na imię.

- Jestem Igor. - przedstawił się, wyciągając w moją stronę dłoń.

- Angel. - odparłam od razu, uśmiechając się delikatnie. - Naprawdę miło cię poznać, ale muszę ruszać dalej. Jestem już tak blisko swojego celu.

- A można chociaż wiedzieć, co to za cel?

- Dom.

Igor patrzył na mnie przez dłuższą chwilę, najwyraźniej nie wiedząc, co powiedzieć. Ewidentnie nie spodziewał się takiej odpowiedzi z mojej strony i nie dziwiłam mu się w żadnym stopniu.

- Ja już będę... - zaczęłam, wskakując na grzbiet Blaze'a przy jego małej pomocy.

- Chwilę! - powiedział w dosłownie ostatniej chwili, zanim zdążyłam ruszyć. - Przyjdziesz tu jeszcze kiedyś?

Uśmiechnęłam się, to była moja odpowiedź. Nie chciałam dawać mu złudnych nadziei, że się tam zjawię, bo nie wiedziałam, czy to kiedykolwiek nastąpi. Nie lubiłam wychodzić z obozu - i tak, wiem, że nie byłam tam od trzech lat! To było chore, że czas w Avalonie płynął zupełnie inaczej, niż tutaj. Oni sami nie wiedzieli, ile dokładnie mogło minąć czasu.

Zasalutowałam jeszcze Igorowi, po czym kazałam Blaze'owi ruszać.

Możliwe, że było to moje ostatnie spotkanie z tamtym chłopakiem.

~*~

Dotarcie do rzeki Hudson było niewyobrażalnym zbawieniem. Byłam już tak blisko! Wystarczyło przedostać się na drugą stronę i ruszyć na piechotę jeszcze tą pozostałą drogę, jaka mi została. Chciało mi się płakać na samą myśl, że niedługo miałam spotkać tych wszystkich ludzi z obozu.

- Angel? Jak chcesz się przedostać przez tą rzekę?

Odwróciłam się do Blaze'a, który przez cały czas przyglądał mi się z miejsca, gdzie z niego zeszłam. Wiedziałam, że to pytanie w końcu się pojawi, a ja będę musiała podjąć jakąś decyzję.

Nie mogłam go zabrać ze sobą, nie chciałam go narażać. Chociaż już same zabranie go od jego właścicieli było cholernie niebezpieczne.

- Będę musiała cię tu zostawić, Blaze. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz. - mruknęłam, podchodząc do niego bliżej. - Chyba, że chciałbyś mieć nowego właściciela. Wtedy mogę ogarnąć to nieco inaczej.

- Chciałaś puścić mnie wolno? - spytał z jakąś nadzieją.

- Mogłabym. Ale myślę, że Igor byłby twoim świetnym kompanem. Też jeździł kiedyś na koniach, myślę, że miał z nimi jakąś więź. Z tobą na pewno również by jakąś złapał.

- Czyli mam do niego wrócić?

- Napiszę tylko kartkę, którą mu przekażesz, dobrze?

Blaze kiwnął głową, więc od razu wynalazłam w plecaku jakiś paragon i długopis - sama nie wiedziałam, skąd się tam wziął. Na szybko wyskrobałam wiadomość do Igora, po czym przyczepiłam ją do grzywy Blaze'a, co nie było takie łatwe.

- Ruszaj, przyjacielu. Wierzę, że teraz będzie ci o wiele lepiej, niż dotychczas.

Rozstanie tak cholernie bolało. Miałam ochotę płakać, kiedy Blaze szturchnął mnie łbem, po czym odwrócił się i zaczął galopować w drogę powrotną do miasta.

Zostałam sama.

Wytarłam twarz rękoma, chcąc w jakiś sposób się uspokoić. Odetchnęłam ciężko, ruszając w stronę rzeki, która była tak blisko. Ostrożnie zeszłam na brzeg, po czym wskoczyłam do wody. Nie miałam nic do stracenia, a musiałam się jakoś przedostać na drugą stronę.

Walczenie z prądami było dla mnie łatwiejsze, niż dla normalnego człowieka. Bogowie nade mną czuwali, dzięki czemu kilka minut później wyszłam ostatecznie na brzeg po drugiej stronie. Dyszałam lekko i na tym by się to wszystko kończyło. Nie byłam nawet mokra.

- Nadchodzę Obozie Herosów.

Angel Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz