16.

23 3 0
                                    

Choć nie miałam już sił, by iść, do przodu pchała mnie świadomość, że niedaleko znajdował się obóz. Wiedziałam, że byłam już blisko, dzieliło mnie możliwie kilka kilometrów albo nawet kilkaset metrów. Nie mogłam w tamtej chwili się poddać, musiałam dotrzeć tam jak najszybciej.

Żałowałam tylko jednej rzeczy - tego, że nikogo ze mną nie było.

Na statku byłam z Luke'iem, z Chrisem i tymi wszystkimi potworami. W Avalonie też zawsze byłam z kimś. Nawet przez ostatnie kilkanaście godzin podróżowałam z Blaze'em, który co prawda jest koniem, ale mimo to mogłam z nim porozmawiać. Spotkałam po drodze też kilku bogów.

Teraz nie miałam nikogo. Byłam kompletnie sama, w środku lasu, a za mną rozległ się ryk.

Czekaj, co?!

Obejrzałam się za siebie, ale nikogo poza mną tam nie było. Więc albo się przesłyszałam, albo coś wielkiego znajdowało się kawałek ode mnie. To mogło być wszystko!

Natychmiast przyspieszyłam, przewijając się przez gęsty las. Nie zwracałam uwagi na gałęzie wyrastające z drzew, tylko odsuwałam je ze swojej drogi. Czułam jednak w pobliżu czyjąś obecność i to mnie dobijało. Nie byłam wcale tak daleko...

Odwróciłam się gwałtownie, kiedy ktoś lub coś nadepnęło za mną na leżącą na ziemi gałąź. Sparaliżowało mnie na moment, kiedy dostrzegłam postać skrywającą się kilkadziesiąt metrów ode mnie. Przełknęłam ślinę, czując jak serce przyspiesza swój naturalny bieg.

Mężczyzna z kocem na głowie zmierzał ku mnie, postękując i chrząkając. Kiedy się zbliżył, prędko dotarło do mnie, że nie trzymał koca nad głową, ponieważ jego wielkie, mięsiste łapska zwieszały się po obu stronach jego ciała. Nie było też żadnego koca. Za to na głowie znajdowały się rogi, a bardziej jeden róg.

Minotaur.

Ten sam, którego pokonał Percy podczas swojej pierwszej podróży do Obozu Herosów.

Miał ponad dwa metry, a jego ręce i nogi były mocno zarysowane, wszystkie twarde, jak piłka od tenisa, wszystkie pokryte siatką żył. Nie miał na sobie ubrania, oprócz gaci - klasycznych, śnieżnobiałych - co wyglądało dość komicznie, gdyby nie przerażający tors i łeb. Szorstka brązowa sierść zaczynała się w okolicy pępka i gęstniała na piersi.

Kark był jedną masą mięśni i futra, z której wyrastała ogromna głową zakończona pyskiem o wilgotnych nozdrzach z błyszczącym mosiężnym kółkiem, okrutnych czarnych oczach i rogu: potwornym czarno-białym rogu, ostrzejszych niż wszystko, co dotąd widziała.

Minotaur wydał ryk wściekłości, a mnie aż przeszły dreszcze na ten dźwięk. Szukał mnie. Miałam naprawdę mało czasu, by mnie w końcu wytropił.

Brakowało tylko ciemności, błyskawic i deszczu, kiedy wreszcie spojrzał w moją stronę swoimi czarnymi oczami, które płonęły nienawiścią. Cuchnął zgniłym mięsem.

Pochylił łeb i zaszarżował, celując swoim rogiem prosto we mnie. Odskoczyłam w ostatniej chwili, a on przemknął obok mnie jak pociąg towarowy. Ryk znów przeszył powietrze na wskroś. Nie miałam żadnych szans, byłam sama, a do obozu był jeszcze spory kawałek.

Wtedy pozostało mi tylko jedno: zmierzenie się z nim.

- Zmierz się ze mną, byczku.

Minotaur parsknął, ryjąc ziemię nogą. Ruszył na mnie ponownie, a ja, jak w zwolnionym tempie, skończyłam ku górze, odbiłam się od jego głowy, obróciłam w powietrzu - jak jakaś kaskaderka bądź cheerleaderka - aż w końcu wylądowałam na jego karku.

Łeb potwora, ku mojego zaskoczeniu, uderzył w pień pobliskiego drzewa, a wstrząs był tak mocny, że o mało nie pozbawił mnie wszystkich zębów. Minotaur zatoczył się, usiłując mnie z siebie zrzucić, ale zacisnęłam dłonie na jego rogu, żeby nie spaść. Musiałam coś zrobić, by z nim wygrać.

Potwór skakał i potrząsał karkiem jak byk na rodeo. Mógłby po prostu oprzeć się o drzewo i zrobić ze mnie krwisty placek, a później dotarło do mnie, że był po prostu za głupi na zrobienie tego. Postanowiłam to wykorzystać i pociągnęłam jego róg z całej siły w tył, przez co stwór wyprężył się i wydał ryk zaskoczenia.

Do moich uszu dotarł tylko jego wrzask, kiedy wyrzucił mnie w powietrze. Nie miałam wtedy żadnej kontroli i z całej siły uderzyłam plecami o pobliskie drzewo, po czym upadłam boleśnie na ziemię. Jęknęłam głośno, ale mimo to w mojej dłoni pojawił się miecz.

Minotaur sam się na niego nadział!

Zawył z bólu, machnął rękami, chwytając się za zranioną pierś, po czym zaczął się rozpływać. Złoty pył przeleciał przeze mnie, znikając po chwili.

Potwór zniknął bez śladu.

A ja czułam jedynie ból, który wręcz rozsadzał mnie od środka. Z całą pewnością miałam połamane żebra, czy też inne wewnętrzne obrażenia. Bolało mnie dosłownie wszystko, najmniejszy ruch był nie do zniesienia.

Jednak moja silna wola była o wiele silniejsza.

Zebrałam w sobie ostatki sił i podniosłam się powoli z ziemi. Mój miecz znów zmienił się w zawieszkę muszelki, a kiedy miałam chwycić swój plecak...

- Szlag!

Zabrałam ze sobą pomniejsze rzeczy, porozwalane wokoło, po czym ruszyłam powolnym krokiem w odpowiednią stronę.

Byłam tak blisko! Musiało się udać.

Angel Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz