XX

184 16 8
                                    

Sekundy po rozpaczliwym a jednocześnie pełnym nienawiści wrzasku, król Théoden padł na kosztowny fotel i nie poruszył się.

W sali zapanowała cisza, cisza przerywana przez ciężko dyszącego władcę. Amarenowe serce boleśnie zatłukło w piersi, a pierwsze dreszcze przeszły po jej karku, gdy odprowadzając młodą złotowłosą kobietę spojrzeniem, ta dopadła do dyszącego króla. Jego krzyk - a tak właściwie wrzask Sarumana rozpanoszył się po całej sieni i wydawałoby się, że ten wrzask odbijał się od ścian dworu, z wolna niknął jak ostatni grzmot burzy w letni wieczór.

W akompaniamencie ciężkiego oddechu Théoden podniósł powoli nieobecny wzrok szarych zamglonych oczu i rozejrzał jakby od tego zależało jego życie. Jego oczy nieoczekiwanie jednak przybierać zaczęły kolory, tak samo jak szara niemal biała skóra, która poplamiona wieloma przebarwieniami i cieniutkimi niebieskimi żyłkami odzyskiwać zaczęła dawny, zdrowy odcień. Biała, kłębiąca się pod nosem broda zaczęła zanikać, tak jakby nigdy jej nie było, pozostawiając za sobą złotą, krótko przystrzyżoną brodę i rozchylone w szoku i zadumie wargi. Białe, przecinane wieloma szarymi pasmami włosy, w których kłębiło się wiele kołtunów, podobnie do brody zaczęły zanikać. Tak jakby nigdy ich nie było. Spod niechlujnej i mało eleganckiej siwizny, wyłaniać się zaczęły złote, gęste i silne włosy, które splecione w grubego warkocza spoczywały na piersi władcy. Przez złote pasma warkocza przedzierały się cienkie wstęgi siwizny, które niby pamiątka pozostawały na głowie władcy niewzruszenie. Król Théoden podniósł z wolna rozbiegane spojrzenie i wydawać by się mogło, że ujrzał na oczy po raz pierwszy w życiu. Wodził szarymi oczyma dopóty, dopóki nie ujrzał młodej kobiety, która wpatrzona w niego z napływającymi łzami klęczała nieruchomo, ściskając w akcie desperacji rękę, która z kolei jeszcze moment temu wydawała się lekka niczym kawałek pergaminu, a skóra na niej cienka jak młody listek. Król odetchnął cicho, co w absolutnej ciszy wydawało się najgłośniejszym dźwiękiem na świecie, a kąciki jego ust drgnęły zauważalnie ku górze.

- Ja znam twoją twarz. - szepnął kręcąc z niedowierzaniem głową. - Éowina... - Amarena usłyszawszy troskę, z jaką król wymówił to imię poczuła krótkie ukłucie w sercu, bowiem nigdy w całej swojej miernej egzystencji nie usłyszała tylu czułości, miłości i troski zawartych w jednym, krótkim słowie.

Młoda kobieta roześmiała się cichutko, tak jakby był to śmiech przez łzy, a jednocześnie napełniony szczęściem i ulgą. Złotowłosa nie mówiąc nic, narzuciła ręce na kark króla i ukryła piękną twarz w ramieniu obleczonym kosztownymi szatami, a jej gładkie i proste ramiona zatrząsały się w napadzie płaczu. Czysty, cichy a jednocześnie napełniony szczęściem.

Théoden zamrugał kilkukrotnie i przez moment trwał w bezruchu, zanim zdecydował się objąć kobietę ramionami, i oprzeć skroń o czubek jej głowy. Pogłębił czuły uścisk, gdy zdawałoby się, że coś do niego dotarło. Wówczas zacisnął cienkie usta w linie i opuścił zaszklony wzrok, obejmując kobietę niczym z dawna utracony skarb.

*

TA 2996

- Sarumanie! Sarumanie!

Po ciemnych korytarzach wieży Orthank rozległ się słodki, czysty i radosny głosik. W drzwiach do zaciemnionej komnaty stanęła młoda choć wysoka, na oko czternastoletnia dziewczyna. Przydługa turkusowa, muślinowa tunika spływała do jej kolan, a jasne lniane spodnie kończyły kawałek za kostkami spod nogawek ukazując nagie stopy. Na jej powoli odznaczających się kobiecym kształtem biodrach przywieszona była wykonana z białej skóry pochwa, która zawieszona na ciemnym pasku nosiła w sobie podłużny, kunsztownie wykonany nóż. Twarz dziewczyny wykrzywiona była w radosnym, dziewczęcym uśmiechu, a długie rdzawo-brązowe włosy zaplecione miała wówczas w grubego warkocza, w którego zwyczajowo powtykała kwiaty. Tego dnia padło na drobne, niebieskie lobelie, które przy gwałtowniejszych ruchach sypały się na ziemię.

Na Zielonym Polu [Władca Pierścieni]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz