Uśmiechnęła się do niego nerwowo w lustrze, ale oczywiście nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Odwrócił się na pięcie i wyszedł z jej pokoju w taki sam sposób, w jaki się pojawił: bez słowa, cicho niczym duch.
Palce drżały jej ze stresu, gdy raz po raz szarpała aksamitną, malachitowo zieloną wstążkę opasująca wysoki, biały kołnierz z koronki.
Wreszcie prychnęła wściekle i rzuciła bogu-ducha winną wstążkę na blat toaletki.
‒ Czy coś potrzebne pani Hermionie?
Hermiona wzdrygnęła się słysząc piskliwy głosik skrzata. Wciąż nie mogła się do tego przyzwyczaić. Nie dość, że od dziecka uczono ją samodzielności, to jeszcze idea posiadania służby nie mieściła się zupełnie w definicji moralności, którą wyznawała. Ale musiała zacisnąć zęby. Musiała udawać, że wszystko jest w porządku. To był warunek pieprzony warunek...
‒ Nie, Wisiorku, nie musisz mnie pilnować, naprawdę dam sobie ze wszystkim radę sama ‒ powiedziała, posyłając skrzatowi blady uśmiech.
‒ Potężna Pani kazała przypilnować, żeby wszystko zostało wykonane wedle zaleceń.
Ano tak. A ona już naiwnie myślała, że skrzat po prostu stara się nią opiekować. Jednak okazało się, że wszystkiemu winne były lęki Potężnej Pani.
‒ Niepotrzebnie się martwi ‒ powiedziała bezbarwnym głosem Hermiona. ‒ O wszystko zadbam i zrobię tak, jak się umówiliśmy. Możesz jej to przekazać?
‒ Wisiorek już biegnie ‒ zapewnił skrzat. ‒ A tu mam krótki liścik od Potężnej Pani.
Hermiona zerknęła w bok, bo skrzat zniknął jej z pola widzenia, które zapewniało dwuskrzydłowe lustro toaletki. Po chwili przy jej prawym boku pojawiła się mała, chuda rączka, w której widniała złota koperta. Sięgnęła po nią niechętnie. Od pewnego czasu żywiła znacznie mniej ciepłe uczucia do tej barwy niż kiedykolwiek.
Z westchnieniem sięgnęła po upartą aksamitkę i tym razem postanowiła wypróbować jedno z poleconych jej zaklęć. Zanim jednak wzięła do ręki różdżkę, rozległo się ciche pstryknięcie i wstążka sama zawiązała się na jej szyi w idealnie symetryczną kokardę.
Kiedyś może i by się ucieszyła z takiej pomocy. Teraz tylko dodatkowo ją to irytowało. Błysk złości w jej oczach zdawał się bawić skrzata.
‒ Dziękuję ‒ powiedziała, prawie cedząc to słowo. ‒ czy mogłabym teraz zostać sama?
‒ Naturalnie. Pani Hermiona musi tylko powiedzieć, czego sobie życzy. Wisiorek wszystko zrobi.
Hermiona nie wiedziała czemu, ale w ustach tego małego szpicla, wszystko brzmiało na bezczelną drwinę z jej osoby.
Postanowiła to ignorować. jak wiele innych spraw. Ignorować. Zapomnieć. Żyć dalej.
Skrzat zniknął, zaś Hermiona wstała z krzesła i poprawiła na sobie ubranie. Czuła się w tym dziwnie, sztucznie, zupełnie nie potrafiła do tego przywyknąć. Podobnie, jak do ogromnej rezydencji, kuchni pełnej służby, gotowej spełnić każdą jej kulinarna zachciankę, milczących przestrzeni ogromnego parku w stylu angielskim... Chociaż to ostatnie akurat lubiła: bujna zieleń, poukładany w dziwnie uporządkowany sposób gąszcz dający ułudę dzikiej natury, a jednak dokładnie zaplanowany, pedantycznie pilnowany...
Mroczne dworzyszcze napełniało ją często uczuciem przygnębienia, przytłaczało swoją wielkością i pustotą.
Chciała sprowadzić tu rodziców. Ale oni nie chcieli żyć tak daleko od Londynu, w tak dziwnym, odrealnionym miejscu.
![](https://img.wattpad.com/cover/297722489-288-k347036.jpg)
CZYTASZ
Cena za twoją duszę
FanfictionZaraz po wojnie Hermiona znika bez słowa, by po wielu miesiącach wrócić zupełnie odmieniona, z obrączką na palcu i mężem, którego nikt nigdy nie widział. Gdy dziewczyna unika odpowiedzi, jej przyjaciele szybko dochodzą do wniosku, że za wszystkim mu...