Rozdział II.

191 10 0
                                    

-Aaagh...- ziewnęłam. - Dawno się tak nie wyspałam.

Zaraz... Normalnie w zimę gdy się budziłam było jeszcze ciemno... A teraz jest jasno... Która jest godzina!!??
Zbiegłam na dół tawerny w samej piżamie, Diluc siedział za barem i mył szklanki. Podbiegłam do niego potykając się i spytałam

-Która godzina!?

-Właśnie miałem sprawdzać czy żyjesz. A jest... - spojrzał na zegarek - dokładnie jedenasta.

Uff... Jean miała przyjść po mnie koło południa, więc powinnam zdążyć. Po prostu normalnie wstawałam około siódmej.

-Dziekuję. - opowiedziałam z ulgą.

-Nie ma za co. A teraz idź się ubierz, za chwilę zaczną schodzić się ludzie. - czerwonowłosy odpowiedział.

Poszłam na górę i ubrałam rzeczy które przygotowała dla mnie Jean. Trochę za duża na mnie koszula, grube rajstopy bo za oknem sypało śniegiem i spódnica za kolano. Mniej więcej mój styl, ale często nosiłam też jakieś dodatki. Ubrałam swój pas z wizją, rozczesałam włosy i uplotłam dwa cienkie warkoczyki po bokach i zeszłam na dół, tym razem już ogarnięta. Tak jak Diluc przewidział, było już kilka osób, tylko ciekawe dlaczego, skoro był tutaj głównie alkohol. W ogóle to jak można pić to świństwo, śmierdzi i smakuje tak samo obrzydliwie. A w dodatku pod wpływem robi się tak głupie rzeczy, o jakich niektórym się nawet nie śniło. Draff, w Springvale był miejscowym pijakiem, a ma córkę która
musi radzić sobie sama.

Diluc wskazał mi że mam podejść do baru, zrobiłam to, spytał:

-Masz jakieś pieniądze?

Oh. Nie miałam, gdy wczoraj rano wybiegłam z domu wzięłam tylko płaszcz.

-Nie mam, przepraszam. - odpowiedziałam zawstydzona.

-Tak jak myślałem. Nic nie szkodzi, tylko weź następnym razem, bo nie będę ci codziennie robić śniadań. - dał mi talerz naleśników, były przepyszne.

Akurat gdy skończyłam jeść, Jean weszła do tawerny, powiedziała że mam się ubierać. Wytarłam tylko twarz w serwetkę, ubrałam szalik czapkę i płaszcz, podziękowałam jeszcze raz Dilucowi za śniadanie i wyszłam.
Po drodze do siedziby The Knigts of Favonius Jean powiedziała:

-Niestety nie mamy i nie będziemy mieli wolnego pokoju przez najbliższy czas. Chyba będziesz musiała się zatrzymać u Diluca.

-Ale wtedy będę musiała płacić czynsz, prawda? - zapytałam.

-Knights of Favonius będą płacić twoje rachunki za mieszkanie i czynsz. O to się nie martw, ale i tak lepiej żebyś znalazła sobie jakąś pracę dorywczą. Może będziesz mogła zostać kelnerką w Angel's Share. - oznajmiła.

-A jak będzie wyglądał mój plan tygodnia? - dopytywałam dalej.

-Właśnie idziemy to uzgodnić z innymi z zarządu.

-Rozumiem. - reszta drogi minęła nam w milczeniu.

Gdy dotarliśmy do siedziby Jean zaprowadziła mnie do biblioteki, były tam już cztery osoby, w tym Kaeya siedzący na krześle. Innych w życiu nie widziałam wcześniej.

Jean odchrząknęła, a mi w głowie włączył się tryb "Za dużo ludzi". Serio, nie lubiłam tego.

-Um... Dzień dobry. - powiedziałam nieśmiało.

-Jest i nasza zguba hahah. Siadaj. - Kaeya wysunął drugie krzesło spod stołu chwytając się za ranę. - Dziękuję za wczoraj.

-Ale to nie tylko moja zasługa. Wiele więcej zrobili Barbara i ee... Venti. - przez chwilę zapomniałam jak nazywa się ten chłopak.

Like a Bird, in the Sky. | Venti x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz