Rozdział III.

177 8 0
                                    

  Rano obudziłam się leżąc głową na barze, a Venti zwisał przez krzesło trzymając butelkę wina w ręku. Co tu się wczoraj musiało dziać? Próbowałam przypomnieć sobie cokolwiek, ale pamiętałam tylko że tańczyłam z krasnalem i chyba próbował mnie przekonać do wina... Zaraz, co!?
 
-No nareszcie, księżniczka się obudziła. - Diluc powiedział sarkastycznie. - Ile ty masz w ogóle lat żeby pić?
 
-Co!? Ile wypiłam!? - spanikowałam. Przecież miałam znów iść dzisiaj to siedziby The Knigts of Favonius.
 
-Nie dużo, ale na moje oko nadal nie powinnaś pić. - odpowiedział już trochę spokojniejszy. - Szklankę wina.
 
-Uff. - westchnęłam z ulgą.
 
-A teraz masz mu pomóc to posprzątać. Widzisz co żeście wczoraj narobili? - Czerwonowłosy odparł.
 
Wzięliśmy się za sprzątanie, trzeba przyznać, było tego w chuja, na szczęście w miarę szybko się uwinęliśmy.
 
-Wczoraj przyciągneliście dużo klientów, przelicz pieniądze. A i masz pracę kelnerki, papierkową robotę załatwimy później.
 
-Dobrze.
 
Wzięłam się za liczenie. Nigdy nie byłam dobra w matematyce, to był jakiś koszmar. Udało mi się niezbyt dokładnie przeliczyć pieniądze.
 
-Hm... Wow, całkiem dużo. Sto tysięcy Mory. - powiedziałam.
 
Spakowałam pieniądze do skrzynki i wręczyłam ja barmanowi. Ku mojemu zdziwieniu Diluc otworzył ją, wybrał z niej około pięciu tysięcy i dał mi je mówiąc;
 
-Idź kup śniadanie w Good Hunter. Temu pijakowi też coś kup, zarobek z wczoraj to wasza zasługa.
 
-Dziekuję!! - zawołałam ubierając się.
 
Za oknem dzisiaj też leżało pełno białego puchu, uwielbiałam zimę. Był środek grudnia, zawsze wtedy zaczynało mocno sypać śniegiem.
 
Z Angel's Share nie było daleko do Good Hunter, więc w miarę szybko dotarłam do restauracji. Kupiłam trzy porcję grzanek, pachniały przepysznie, a Sara rozdawała gorąca czekoladę zmarzniętym przechodniom. Było idealnie, żyć nie umierać.
 
-Smacznego!! - zawołała gdy odchodziłam.
 
-Dziekuję! - odpowiedziałam patrząc jak dzieci sypią się śnieżkami.
 
Też kiedyś bawiłam się tak z Alanem i dziećmi w Springvale. Gdy zaczęłam się rozklejać przypomniałam sobie zasadę którą postanowiłam się kierować kilka dni temu; "Było, minęło. Myśl o tym co teraz z nutką przyszłości i wspomnień".
Szczerze? Pomagało mi to.

  Wracając poślizgnęłam się kilka razy na oblodzonym chodniku, raz pomogła mi wstać mała dziewczynka ubrana na czerwono, wyglądała przeuroczo.
 
-

To pani jest Charlotte? - zapytała.
 
Dlaczego. Ona. Powiedziała. Do. Mnie. Pani!? Przecież ja miałam czternaście lat! No dobra, dla niej mogę wydawać się stara, ale no błagam...
 
-Żadna pani, mów do mnie po prostu Charlotte albo Charlie. - powiedziałam po chwili namysłu.
 
-Dobrze!
 
-A nie jest ci zimno przypadkiem...? - głośno pomyślałam.
 
-Trochę. Ale pani Jean skarżyła się na ból głowy, więc nie chciałam żeby po ciebie szła. Ii... Trochę się zgubiłam, ale jestem!
 
-To chodź ze mną, ogrzejemy się i pójdziemy. - powiedziałam.
 
Dziewczynka podśpiewywała po drodze, szczerze trochę mnie to irytowało, ale drugiej strony było słodkie.
 
Dotarłyśmy do Angel's Share całkiem szybko, ale widok który tam zastałyśmy był całkiem... Dziwny.
 
Venti trzymał głowę na barze i składał ręce w modlitewnym geście.

  -Zapomnij. Masz mi zapłacić za to co wczoraj wypiłeś.
 
-Ale Diluuuuuc... *hik* Na zeszyt chociaż zapisz, no błaaagam... *hik*.
 
Gdy Diluc skinął glową w moją stronę, chłopak wskazał na mnie ręką nawet nie patrząc,
 
-Ale jakoś ona to nie musi płacić...*hik*
 
-Wypiła jedną szklankę wina, poza tym jest tu kelnerką, mogę potrącić jej z pensji jeśli tego będę chciał. - gdy zobaczył że Venti znowu chciał się wykłócać dodał - Masz mi do jutra oddać pieniądze, koniec dyskusji.

  Położyłam tosty na blacie i posadziłam dziewczynkę sobie na kolanach.
 
-Klee? A ona co tu robi? - Diluc zapytał dziwiony.
 
Wtedy uświadomiłam sobie że wcześniej nie znałam imienia dziewczynki.
 
-Powiedziała mi że przyszła po mnie bo Jean bolała głowa, ale się zgubiła. Jest jeszcze przed południem więc wzięłam ją ze sobą. - odpowiedziałam.
 
-Rozumiem.
 
-Klee, chcesz grzankę? - zapytałam.

Like a Bird, in the Sky. | Venti x OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz