Minęło kilka miesięcy od tamtej wigilii, wszyscy żyli swoim życiem.
Wiosna nadchodziła wielkimi krokami, wiał już ten ciepły wiatr, za którym tak tęskniłam. Dzieci już biegały po podwórku i bawiły się głośno, ptaki ćwierkały i wszędzie rosły kwiaty. Słońce zaczynało grzać coraz mocniej, choć nadal było czuć coś takiego jakby... Zimowego.
Mimo że minęły trzy miesiące, w głowie nadal dźwięczało mi zdanie wypowiedziane przez Alana w tamtym śnie.
"Uważaj na ognistego szermierza".
Możliwie że nie chodziło mu o osobę z wizją Pyro, ale jeśli nie to... To mogłam podejrzewać kogokolwiek.
-Jeszcze jedna rundka? - z zamyślenia wyrwała mnie Delaney. Ćwiczyłyśmy walkę co czwartek, czasem przyłączała się do nas Noelle.
Nagle usłyszałam grę na lirze.
-Venti? Co ty tu robisz!? - przecież miałeś być w Winiarnii.
Wesoły i beztroski Venti wrócił, tyle że był trochę nadopiekuńczy, albo raczej nieufny. Tłumaczyłam mu wielokrotnie że nie mam już ośmiu lat, i że w Knights of Favonius nic mi się nie stanie. A nawet gdyby się stało to przecież jest tam pełno ludzi, ktoś by zareagował.
-Jakiś impuls kazał mi tu przyjść. - wzruszył ramionami. - Poza tym, siedzę tu od jakichś dwudziestu minut, teraz mnie zauważyłaś?
-Gdybyś nie ogarniał, obie jesteśmy zajęte. - wskazałam na coś w rodzaju zbroi którą miałam na sobie. Były to po prostu napierśniki i ochraniacze na łokcie i kolana.
Spojrzałam na zegar znajdujący się na ścianie budynku, za chwilę miałam kończyć.
-Zaraz kończymy, idź mnie wymeldować. - powiedziałam do Ventiego.
-Robi się. - chłopak przeskoczył przez murek na którym siedział i pobiegł tylnymi drzwiami do siedziby Rycerzy.
-Ten chłoptaś dalej za tobą lata? Nie znudziłaś mu się jeszcze? - Delaney się zaśmiała gdy stawałyśmy na pozycje startowe.
-Niestety nie, mógłby trochę odpuścić. - odpowiedziałam rozluźniając rękę. - Gotowa?
-Jak nigdy. - rzuciłyśmy się w wir walki. Przez trzy miesiące zdążyłam opanować sztukę teleportacji, co prawda na krótkie odległości, ale w pojedynku nie było mi potrzebne więcej.
Gdy schyliłam się do ziemii by wytworzyć falę silnego wiatru od spodu, a moja przeciwniczka zatrzymała się i przyłożyła mi miecz do pleców uznałyśmy remis. Ona mogłaby mi go wbić, a ja mogłabym ją powalić i poleciałaby na krzaki dzikich róż więc obie byłybyśmy poszkodowane.
-Dziekuję za walkę panno Charlotte. - Delaney ukłoniła się.
-Przyjemność leży po mojej stronie panno Delaney. - odwzajemniłam gest.
Poszłyśmy do szatni śmiejąc się głośno i pijąc wodę. Spędzałyśmy tak dnie, chociaż ona miała inne zajęcia. Raz w miesiącu miałyśmy sprawdziany, były oceniane przez różnych członków zarządu. Kiedyś nawet oceniała to Amber, outrider.
Po zajęciach dalej pracowałam jako kelnerka w Angel's Share, ale od poniedziałku do czwartku nie było tam niemal nikogo więc postanowiłam że przecież nie będę się obijać.
Może by tak coś związanego z muzyką? Mogłabym grać razem z Ventim. Może... Skrzypce! Tak, to było to. Z reguły byłam samoukiem, więc wypożyczyłam z biblioteki Knigts of Favonius książkę o tym. Jakiś podręcznik do grania, nie wiem... W każdym razie, bardzo mi się to spodobało i szybko mi szło, w miesiąc mogłam zagrać całkiem nieźle. Ze ślizgawek mogłam korzystać tylko w zimę, a na skrzypcach mogłam grać cały rok.
![](https://img.wattpad.com/cover/298847495-288-k582988.jpg)
CZYTASZ
Like a Bird, in the Sky. | Venti x OC
FanfictionBrat Charlotte i zarazem jej jedyny przyjaciel zginął w tajemniczych okolicznościach. Gdy dziewczyna znajduje tajemnicze pudełko z wizją w środku postanawia zacząć nowe życie.