IV Atak IV

91 6 1
                                    

*Pov Piotr*

  Wychodząc z komnaty Lilii spotkałem Zuzannę. Wiedząc, że z Lilianą zajmowałem się powiększeniem zamku spytała jak nam poszło i czy zdążymy jeszcze napisać listy. Wtedy opowiedziałem jej o tej sytuacji.

- Dziwnie to brzmi, ale chyba jej starania podziały.  Ker-Paravel wydaje się teraz większy.

- Masz rację - przyznałem. -  Tylko co z tego skoro nikt tu nie przyjdzie?

- Jak to? Przecież kiedy Liliana poczuje się lepiej... - musiałem jej przerwać.

- Nie. Nawet jeśli poczuje się lepiej nie będę jej narażać.

- Ale co z Narnią? Z Narnijczykami?

- Potem o tym pomyślę.

- Ależ Piotrze...

Tego już było za wiele. Zamiast do swojej, poszedłem do komnaty Liliany. Zapukałem. Żadnej odpowiedzi. Nie czekając otworzyłem drzwi. Dziewczyn leżała i patrzyła w sufit.

-Lilka -  wyszeptałem po czym usiadłam koło niej na łóżku.

  Po chwili zdałem sobie sprawę z tego, że zasnęła.

  
                                       ~~~


*Pov Liliana*

  Obudziłam się gdy się ściemniało. Postanowiłam że pójdę na dwór. Nie chciałam obudzić zwierząt które już spały i znajdowały się w mojej komnacie chodź Piotr przydzielił im jedną. Cicho wyszłam z łóżka i zarzuciłam na sobie płaszcz. Odkąd jestem w pałacu mam więcej sukienek, a nie spodni, dlatego trochę ciężko było mi wymknąć się niezauważalnie.

  Ostatnie promienie słoneczne tego dnia przebijały się przez chmury. Tak jak zwykle udałam się do jabłonki która ma gałąz na której można siedzieć. Dostrzegłam tam jednak Piotra.
- Lilia! - uciaszył się. - Lepiej?

- Tak.

- Chodź - wyraznie było widać że chce abym z nim usiadła.

  Wdrapałam się na gałąz. Widok był piękny. Piękniejszy niż zazwyczaj.

- Dziękuję - wyszeptał.

- Co? - zdziwiłam się.

- Dziękuję. Dziękuję że jesteś, to całkowicie wystarczy - zdziwiłam się tymi słowami, tym bardziej, że nigdy nie byłam dla niego jakoś specjalnie miła.


                                       ~~~


*Pov Piotr*

- Dziękuję - wyszeptałem.

- Co? - zdziwiła się.

- Dziękuję. Dziękuję że jesteś, to całkowicie wystarczy.

  Objąłem ją ramieniem.

  Moglibyśmy tak siedzieć godzinami. Przynajmniej ja mogłem. Nagle miłą ciszę przerwał krzyk:

- Atak!

  Liliana poderwała się z gałęzi.

- Pójdę sprawdzić o co chodzi. - wtem rozległ się stukot miecza.

- Lilia, nie. Ja pójdę, ty zostajesz - powiedziałem poważnie.

  Nagle dziewczynę otoczyła złota mgła która opadła po dwóch sekundach. Lilia trzymała miecz, mogłem się domyślić, że mnie nie posłucha.

- Liliana, nigdzie nie idziesz.

- Na wszelki wypadek - uśmiechnęła się, a ja nic nie mogłem poradzić.

Jako że znajdowaliśmy się z tyłu zamku musiałem okrążyć cały Ker-Paravel.

Nagle podleciał do mnie mroczny elf. Walczyliśmy jakiś czas, bez żadnych ran, ale wszystko zawsze mija. Kiedy miał wziął zamach niewiadomo z kąd przede mną pojawiła się Lilia i przejęła pocisk który miał być na mnie.

  Dlaczego ona mnie nie słuchała!? Mogłem wprowadzić ja do zamku, wtedy pewność, że nie wyjdzie była by większa.

  Z jej ramienia zaczęła wypływać krew. Po chwili dziewczyna zbladła i upadła na co elf się zaśmiał. Trwało to duższą chwilę dlatego wziąłem Lilię na ręce i prędko pobiegłem do drzwi zamku. Otworzył mi jeden z rycerzy, czyli centaur. Żaden elf się na niego nie rzucił, bo nie było ich aż tyle.

  W Ker-Paravelu zaniosłem ją do jej komnaty i położyłem na łóżku.
- Dlaczego to zrobiłaś? Lilia... - wyszeptałem.

  Poszedłem poszukać Łucji. Była razem z Zuzanną i Edmundem. Zabrać jej flakonik z magiczną substancją która ma właściwości leczenia ran, dostała ją od Świętego Mikołaja.

- Oby tylko nie było za późno - myślałem.

  Gdy dotarliśmy do komnaty Lilii zobaczyliśmy że zgromadziły się koło niej zwierzęta.

- Uciekajcie! - warknąłem do nich.
Łucja podeszła do dziewczyny i wylała jeden kroplę z flakonika na jej ramię.

- A może trzeba ich trochę więcej?

- Piotr, nie martw się. Lilia z tego wyjdzie, po prostu potrzeba czasu - powiedział Edmund.

- Obyś miał rację, Edmund...

I wtedy usłyszeliśmy donośny głos:

- Koniec ataku! Centaury są za silne! Nie pokonamy ich, nie teraz!

W powietrzu rozbrzmiał trzepot skrzydeł. Zrobili odwrót, ale teraz trzeba przyszykować się i być gotowym na ich kolejne ataki.


                                       ***


  Minął tydzień. Liliana się nie obudziła. Nie wychodziłem z jej komnaty, ponieważ ciągle miałem nadzieję że w końcu wstanie z łóżka.
 
  Chociaż znamy się dopiero dwa tygodnie, zauważyłem, że nie czuje do niej tylko przyjaźni, ale coś więcej. Ona niestety z tego co wiem, nie odwzajemniała tego.

  W pewnym momencie usłyszałem cichy głos. Głos który tak bardzo chciałem usłyszeć.

                       
                                    ._.

ᴅᴏʙʀᴀ, ᴄʜʏʙᴀ ᴛʀᴏᴄʜᴇ̨ sɪᴇ̨ ᴛᴜ ʀᴏᴢᴘᴇ̨ᴅᴢɪᴌᴀᴍ, ᴀʟᴇ ᴄᴏ́ᴢ̇
ᴢ ʀᴀᴄᴊɪ, ᴢ̇ᴇ ʀᴀᴄᴢᴇᴊ ɴɪᴇᴅᴌᴜɢᴏ sᴋᴏɴ́ᴄᴢᴇ̨ ᴛᴀ̨ ᴋsɪᴀ̨ᴢ̇ᴋᴇ̨, ᴘᴏsᴛᴀɴᴏᴡɪᴌᴀᴍ ᴢᴀᴌᴏᴢ̇ʏᴄ́ ɪɴsᴛᴀɢʀᴀᴍᴀ ᴅᴏ ᴘʀᴏғɪʟᴜ. ʙᴇ̨ᴅᴀ̨ ᴛᴀᴍ ʀᴏ́ᴢ̇ɴᴇ ᴀɴᴋɪᴇᴛʏ

 ʙᴇ̨ᴅᴀ̨ ᴛᴀᴍ ʀᴏ́ᴢ̇ɴᴇ ᴀɴᴋɪᴇᴛʏ

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

@ᴢᴜᴢ_ᴀᴀᴀ

Królowa zwierząt I - Opowieści z Narnii / Inna wersjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz