Gdzie dwie szaleją, tam trzeci korzysta...

3.3K 18 6
                                    

Kaśka

Rano obudziłam się na jakiejś kanapie, w jakimś domu w towarzystwie jakichś facetów. Czułam, że głowa mi pęka a w powietrzu unosił się zapach papierów, alkoholu i czegoś jeszcze, ale nie wiedziałam czego. Dopiero jak podniosłam do góry koc a pod nim zobaczyłam nagą Laurę już wiedziałam, że był to też zapach seksu i chyba kawy, który dobiegał z kuchni. Na podłodze leżeli koledzy Laury w dziwnych konfiguracjach i zaczęłam się poważnie zastanawiać co myśmy robiły w nocy po powrocie z klubów, bo takiego maratonu to już chyba dawno sobie nie urządziłyśmy. Spojrzałam na wielki zegar w jej salonie było grubo po trzynastej. Zapach kawy mnie zniewalał, ale pytanie "co myśmy robiły z tymi imbecylami w nocy?" Nie opuszczało.

Kiedy mój umysł próbował zorientować się w sytuacji z kuchni Laury z kubkiem kawy w ręku wyszedł Filip. Spojrzałam na niego jak na kosmitę, który nas wszystkich porwał i głosem, którego sama nie poznawałam zapytałam.

- Przepraszam, ale co tu się kurwa wydarzyło? Tylko mi nie mów, że jakaś orgia.

Oparłam zmęczoną głowę ponownie na oparciu kanapy. Patrzyłam na Filipa spod półprzymkniętych powiek a on uśmiechnął się i popijając kawę powiedział.

- Chciałabyś co? – puścił mi oko.

- Filipie nie drażnij mnie, pamiętasz coś?

- A co ty nie? – dalej się droczył.

Uniosłam się delikatnie na rękach, żeby móc na niego spojrzeć a nie obudzić Laury i z mordem w oczach zapytałam.

- Ty to się człowieku chyba kastracji nie boisz? Mów.

- No już dobra, dobra... Jak wróciliśmy to ty Katarzyno chciałaś zagrać w pokera rozbieranego i jakoś nikt nie potrafił wam odmówić, tyle że to wy zgrałyście się do końca. Zlitowałem się nad wami i dałem wam wygrać koc. – zaśmiał się wrednie – no i w końcu usnęłyście a oni chlali do upadłego – wskazał na zaspane zwłoki naszych towarzyszy kacowej niedoli.

- A ty? – zapytałam jęcząco.

- Ja w przeciwieństwie do was wiedziałem, kiedy przestać pić alkohol, trzeba było was pilnować, bo kto wie, gdzie byście zawędrowały gołe? Był pomysł, na zakład o to, kto szybciej przebiegnie na golasa przez ogród Laury. – zaśmiał się.

Przewróciłam oczami i już nic nie chciałam słyszeć, ale po chwili dobiegł mnie dźwięk dzwonka mojego telefonu. Była to muzyka z Jamsa Bonda co obudziło Laurę, która zaczęła wyzywać.

- Kto kurwa śmie budzić mnie o tej godzinie w sobotę?

Filip spojrzał na mnie ze śmiechem i powiedział.

- Tak w ogóle to jest niedziela, chyba wam jeden dzień gdzieś spierdolił... - zaciągnął się szarmancko aromatem kawy z kubka i pociągnął jej łyk.

Laura wzdychała ciężko podnosząc się i złapała się za głowę.

- Kaśka odbierz to gówno, bo mi łeb rozwali!

Poprosiłam Filipa, żeby podał mi telefon, który dzwonił gdzieś z oddali, najpewniej z mojej torebki zostawionej w przedpokoju. Przyniósł mi cały tobołek.

- Mogłeś podać mi tylko telefon. – spojrzałam na niego wrednie.

- Nie dzięki, nie chce wiedzieć co ty tam ze sobą nosisz – puścił mi zadziornie oko.

Nie chciałam się z nim sprzeczać, bo ustrojstwo grało melodię przewodnią z Bonda więc odebrałam od razu:

- Witaj Profesore, tu Kaśka, choć nie jestem pewna czy to ja? Czym mogę ci służyć?

Urlop z licencją na...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz