Podniebne marzenia

1.4K 12 3
                                    

Laura

Kiedy tylko Kaśka skończyła rozmawiać z Profesore, patrzyłam na nią swoimi przepitymi oczami i zastanawiałam się, czy nadal byłam pijana, czy naprawdę odwaliłyśmy taki numer. Czułam jak w mojej głowie zamiast dopływu krwi, ciągle pływał tam alkohol. Rozejrzałam się po swoim salonie i widząc w jakim stanie są chłopaki stwierdziłam, że nie ma sensu sprawdzać, która jest godzina lepiej spojrzeć w kalendarz, który mamy w ogóle rok. Zaszaleliśmy to było pewne. Z moich pijackich rozmyślań wybił mnie głośny śmiech Filipa, który stał oparty o ścianę pijąc kawę.

- Z czego się śmiejesz baranie? - patrzyłam na niego, gromiąc go wzrokiem.

- Z was. Tylko wy mogłyście umówić się najebane z kolesiem na wycieczkę. Następnym razem jak się tak nawalicie, może sprowadzę notariusza, to dom na mnie przepiszesz. - nadal się z nas nabijał, a mnie zaczął już wkurwiać tym swoim żartowaniem.

Odsunęłam koc, zauważając, że byłam nago. Zgarnęłam koszulkę któregoś z chłopaków z podłogi, po czym narzuciłam na siebie i podeszłam do Filipa. Zabrałam mu kubek z kawą, upiłam łyk i patrząc wrednie na niego odrzekłam:

- Filipku nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że ja teraz muszę szybko się spakować i ogarnąć, zaś ty z tą hołotą będziecie musieli wysprzątać mój dom. - raptownie przestał się śmiać, a ja pocałowałam go w policzek i oddałam mu kawę.

Dopił napój i próbował dobudzić resztę towarzystwa, niestety z marnym skutkiem, ponieważ wydawali z siebie tylko jakieś przekleństwa i stęknięcia. Śmiejąc się z tej sytuacji, ruszyłam na górę do swojej sypialni. Zastałam tam Kasię, która w pośpiechu pakowała rzeczy do walizki, klnąc pod nosem:

- Ja pierdole, my jakieś pojebane jesteśmy. Tego jeszcze nie grali. Gdzież tak chlać, żeby nie pamiętać takich rzeczy. Kurwa zaraz się okaże, że jeszcze pół Warszawy wyruchałam przez te libacje. - mówiła sama do siebie wrzucając nadal rzeczy do bagażu.

- Skarbie, nie wyruchałaś, nie martw się o to, chłopaki na pewno nie pozwolili jakimś szujom się zbliżyć do nas. Dobrze wiesz, że oni są jak pies ogrodnika. Sami nie wezmą innym też nie dadzą. - podeszłam do Kasi i przytuliłam się wtulając twarz w jej włosy i zaciągając się jej zapachem.

Przymknęłam oczy i rozkoszowałam się tą chwilą, kiedy mogłam czuć ją blisko siebie. Zamruczała i odchyliła głowę robiąc mi lepszy dostęp do swojej szyi. Całowałam ją delikatnie, a dłońmi sięgnęłam do jej piersi. Uwielbiałam je, były takie miękkie i pełne. Kiedy poczułam pod placami twarde sutki, uśmiechnęłam się triumfalnie, że Kasi ciało tak reagowało na mój dotyk. Opuściłam dłoń wzdłuż jej brzucha, aż wsunęłam ją w jej bieliznę. Opuszkami palców pogładziłam gładką i wilgotną kobiecość mojej kobiety, słysząc jak jęknęła. Podobało mi się to tak bardzo, że sama mimowolnie i automatycznie poczułam podniecenie.

Kiedy tak stałyśmy, ja nadal pieszcząc Kasię, a ona ciężko oddychając, usłyszałam za swoimi plecami:

- Dziewczyny, błagam nie przerywajcie, ale odwróćcie się. – rozpoznałam głos Michała.

Wyciągnęłam dłoń z bielizny Kasi i odwróciłam się w stronę drzwi mojej sypialni. W ich progu stała cała czwórka moich kolegów wpatrujących się w nas jak sępy. Pokręciłam głową, a następnie patrząc na nich wrednie podniosłam dłoń do ust. Wsunęłam palce między wargi, czując na języku smak podniecenia Kasi. Przymknęłam powieki i oblizałam same opuszki mrucząc przy tym. Otworzyłam oczy i spojrzałam na chłopaków. Miałam wrażenie, że jeszcze chwila i ślina by im popłynęła po brodzie. Poczułam pocałunek Kasi na moim uchu i obie zaczęłyśmy się głośno śmiać.

- Wy to naprawdę jesteście wiedźmy. – dodał z oburzeniem Filip i we czterech wyszli z mojej sypialni.

Kiedy schodzili na dół było słychać, jak wyrzucali z siebie różne epitety w naszym kierunku. Jak dzieci dosłownie. Odwróciłam się do Kasi i pogładziłam ją po policzku. Wtuliła twarz w moją rękę i uśmiechnęła się słodko, a ja powiedziałam:

- Skarbie, pakujemy się szybko i ogarniamy. Nie lubię cię zostawiać takiej niedopieszczonej, ale coś czuję, że ten nasz mały urlop da nam bardzo dużo wrażeń. – puściłam do niej oczko, a w jej spojrzeniu ujrzałam te tańczące chochliki, które zwiastowały, że w tej chwili ma kosmate myśli.

Zabrałyśmy się za kompletowanie bagażu i kiedy byłyśmy już gotowe zeszłyśmy na dół do salonu. Wszystko było lśniące i posprzątane, koledzy pomimo boleści głowy spisali się na medal. Pożegnali się z nami, dając reprymendy w stylu starszych braci, że mamy na siebie uważać i wrócić całe. Zostałyśmy same i opadłyśmy na kanapę czekając na naszego znajomego. Siedziałyśmy rozmawiając o tym, co takiego będziemy robić na wyjeździe, kiedy usłyszeliśmy dzwonek telefonu z motywem Bonda. Uśmiechnęłam się szeroko, a Kasia odwzajemniając ten gest odebrała telefon:

- Halo? Tu agencja gwarantowanej dobrej zabawy dwadzieścia cztery godziny na dobę. W czym możemy służyć? Szuka Pan rozrywki na poziomie? Idealnie Pan trafił. – zaśmiałam się zwłaszcza słysząc westchnienie Profesore, ale za moment wesoło odpowiedział:

- Czy drogie Panie już gotowe? Bo czekam pod domem Laury, a nie chciałbym żebyśmy się spóźnili na samolot.

- Już wychodzimy, przecież taki dżentelmen jak Pan nie powinien długo czekać na takie damy jak my. – rozłączyła się i zebrałyśmy się do wyjścia.

Wyszliśmy na podwórko, gdzie przy taksówce stał nasz kompan od nadchodzącego urlopu. Nie wiedząc, czemu, zawsze powodował we mnie oraz Kaśce pewnego rodzaju mały zachwyt. Ciężko było stwierdzić, czy to dlatego, że biła od niego pewność siebie, czy to przez jego postawę, a może zwyczajnie dlatego, że lubiłyśmy go i można było liczyć na niego w kwestii dobrej zabawy bez żadnych sentymentów. Ta znajomość podobała się całej naszej trójce i na chwilę obecną nikt nie chciał z niej rezygnować, wręcz przeciwnie, czuliśmy, że mogło wydarzyć się jeszcze niejedno niezapomniane przeżycie.

Mogłyśmy się oszukiwać, że wystarczymy sobie same, że faceci nie są nam potrzebni. Gówno prawda. Jedna i druga patrząc na Profesore miała w tamtej chwili tylko jedno w głowie. 

Urlop z licencją na...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz