Nie zawsze wygrana jest celem

931 9 5
                                    

Pornomantic

Przyznam trochę mnie zmęczyły. Czytałem kiedyś, że zbyt długie utrzymywanie erekcji, może być szkodliwe. Czytałem to po pewnej nocy, podczas której miałem erekcję przez jakieś kilka godzin, a gdy doszedłem pociemniało mi przed oczami i prawie straciłem przytomność.

Prysznic brałem ostatni w kolejności, ale i tak przygotowania dziewczyn zajęły sporo czasu. Gdy próbowałem wcisnąć się w smoking, co nie jest tak proste i zawiązać muchę, co jest jeszcze trudniejsze, usłyszałem jak Kasia i Laura opuszczają apartament, informując mnie przez wiadomość o zbiórce w lobby za 10 minut. Uporałem się w końcu z muchą i zabrałem się mankiety. Delikatne, srebrne spinki dopełniły całość stroju. A jednak nie. Prawie bym zapomniał i z domu, i teraz. Sięgnąłem do walizki, do siatkowej kieszonki i wyjąłem zegarek. Na co dzień nie noszę albo wybieram mój retro elektroniczny Casio. Ale gdy nadarzy się okazja sięgam po lotniczy zegarek Stowa. Żadna tam przereklamowana szwajcarska masówka jak Patek Philippe czy IWC. Porządny niemiecki zegarek. Tylko że automatyczny, więc musiałem go teraz wyregulować.

Ustawiłem właściwą godzinę i zdałem sobie sprawę, że już na mnie czas. Poszedłem do windy i zjechałem na parter. Lobby było wypełnione światłem i ludźmi. Zatrzymałem się na chwilę taksując wzrokiem otoczenie. Wyłapałem kilka zaciekawionych kobiecych spojrzeń, co utwierdziło mnie w przekonaniu, że wybór stroju i dodatków był właściwy. Mój wewnętrzny narcyz pogładził się najedzony po brzuchu. Taki stary, a taki głupi, pomyślałem sam o sobie. Podniosłem rękaw, żeby poprawić mankiet, a przez głowę przeszedł mi tylko tekst piosenki:
„Jestem niezły, czemu nie mam kobiety
Kobiety mam niezłe, tylko nie moje niestety”

Ile to już przewinęło się przez moje życie? Wcale nie tak dużo. Nie kolekcjonowałem kobiet. Zawsze jednak nadchodził moment, kiedy coś zaczynało nie grać. Aż nie spotkałem Najlepszego romansu. Ale nie czas teraz na takie rozmyślania. Podniosłem głowę i wypatrzyłem Kasię i Laurę. Stały jak zwykle olśniewające i ściągające wzrok mężczyzn. No może nie jak zwykle, bo wczoraj to były zwłoki, ale szybko wróciły do formy. Brązowe włosy Laury opadały na zieloną kreację, a kremowa sukienka Kasi odsłaniała kształtne ramiona i pokazywała gładkie plecy. Koło takiego widoku tylko eunuch byłby w stanie przejść obojętnie. Dzisiejszego wieczoru to mnie przypadł zaszczyt bycia ich towarzyszem. Uśmiechnąłem się i pewnym krokiem podszedłem do nich, oferując każdej po ramieniu, po czym wyszliśmy na jeszcze ciepłe, śródziemnomorskie powietrze.

Gwar ulicy był nawet przyjemny, lekko przytłumiony robił dobre tło. Nagle ten spokój przerwał najpierw bulgot, potem pomruk, a na końcu bas silnika V12 i piękny youngtimer Astona Martina zajechał pod hotel.

- Ale ktoś ma fart, jeżdżąc taką furą – powiedziałem bez cienia zazdrości, a bardziej z aprobatą dla właściciela.

Z auta, ku mojego zaskoczeniu, wysiadł młody chłopak i podszedł od razu do Kasi. Po wymianie kilku zdań wręczył jej kluczyki, a Kasia przekazała je mnie.

- Mamy go tylko na godzinkę… zaczęła mówić, ale reszty już nie słyszałem. Jak zahipnotyzowany podszedłem do auta i przejechałem dłonią po dachu. O tak.

Odwróciłem się do dziewczyn i powiedziałem:

- Nie wiem jak się tam zmieścimy w trójkę, ale drogie panie… szybko, szybko, wsiadamy i odjeżdżamy – musiałem mieć minę dziecka w sklepie z cukierkami, bo obie parsknęły śmiechem i ochoczo zaczęły wsiadać.

Kasia do tyłu, a Laura obok mnie. Uruchomiłem silnik i mruczenie wróciło. Nie pamiętałem dokładnie czy ten model ma 400 czy 500 koni, pamiętałem za to świetnie, że ma napęd tylko na tył. Zacząłem więc delikatnie, próbując wyczuć tego brytyjskiego potwora. Jechaliśmy wzdłuż wybrzeża, w ciszy, wsłuchując się w pomruki silnika i strzały z wydechu podczas redukcji. Słońce powoli chowało się za horyzontem, gdy w końcu się odezwałem.

- Dziękuję – powiedziałem patrząc w tylne lusterko – To naprawdę bardzo miła niespodzianka.
- Ależ Profesore – odparła Kasia – Bo się zaczerwienię.
- I słusznie. Masz ku temu powody – uśmiechnąłem się odwracając przez ramię – A jaki mamy plan na dalszą część wieczoru?
- Jedziemy do kasyna, gdzie powinien być dla nas przygotowany stolik do pokera – wytłumaczyła Kasia– tam przegramy na niby trochę pieniędzy i resztę wieczoru przetańczymy.
- Jeszcze Ci tańce w głowie – prychnęła Laura – Nie wytańczyłaś się w weekend?
- Może i wytańczyłam, ale byłam tak pijana, że nic nie pamiętam – odparowała Kasia i przysiągłbym, że gdyby mogła pokazałaby Laurze język.

Zajechaliśmy pod kasyno, gdzie czekał już na nas ten sam chłopak, żeby odebrać auto. Weszliśmy do środka, jak do siebie. I to nas zgubiło. Kasia się przedstawiła. Śliczna młodziutka mulatka sprawdzała listę kilka razy jakby nie mogąc się zdecydować. Ostatecznie spojrzała na nas i skierowała do małej sali.

- Nie no naprawdę się postarali – szepnąłem do Kasi widząc całą scenerię.

Sala była zadymiona, a osoby przy stole wyglądały jakby naprawdę tworzyły międzynarodową grupę przestępczą starającą się zawładnąć światem. Szczupła blondynka, krępy Włoch, wysoki kowboj i Afrykańczyk ze dwa razy szerszy ode mnie. Każdej z tych osób towarzyszyło kółko wzajemnej adoracji.

- Pańska karta kredytowa, sir – powiedział ktoś z obsługi.

Spojrzałem pytająco na Kasię, bo gra miała być na niby, ale ta zrobiła tylko zdziwioną minę, więc stwierdziłem, że to element zabawy. Oddałem moją kartę Dinner’s Club, myśląc, że nawet jeżeli mi ją wyzerują to jakoś to przeżyję. Najwyżej motocykl kupię za pół roku. Usiadłem do stołu a przede mną wylądował stosik żetonów. Pierwsze rozdanie tylko się przyglądałem. W kolejnych 3 obstawiałem delikatnie. Gdy przy kolejnym wygrałem, Kasia i Laura, aż pisnęły. Włoch zmiął ciche „vaffanculo” a Afrykańczyk, mruknął gniewnie. Naprawdę nieźle grali.

- Szczęście początkującego – powiedział kowboj – Ale z takimi uroczymi towarzyszkami, nie ma się co dziwić. Są jak talizman.
- Chętnie bym się pobawił ich talizmanami – wtrącił Włoch.
- Dziś raczej będziesz się sam bawił swoim małym talizmanem – odpaliłem szybko, a blondynka przy stole się zaśmiała w głos – I wypraszam sobie takie komentarze odnośnie moich towarzyszek.

Speszony Włoch, sapnął gniewnie, ale się zamknął. Kilka gier później, kupka żetonów przede mną prawie się podwoiła. Raz wygrywałem, raz przegrywałem. Ale zaczynało mnie to już lekko nudzić. W kolejnej grze miałem dwójkę i siódemkę. Różne kolory. Obstawiałem jednak jakbym miał parę asów. No i przegrałem z Włochem. Zaczął coś mówić w swoim ojczystym języku, zapewne obrażając mnie oraz dziewczyny. Dobrze, bardzo dobrze. Kolejną grę spasowałem, ale już w następnej podeszły mi karty. Znowu zacząłem obstawiać jak szalony, żeby zakończyć „all-in” z trójką króli. Wszyscy spasowali poza Włochem. Ten chwilę się wahał, ale również sprawdził mnie, myśląc, że pewnie znowu blefuje chcąc się odegrać za ostatnią porażkę. Miał dwie pary, asy na dziesiątkach, ale to było za mało na moją trójkę.
- Osz fak Profesore, ale go przerobiłeś – piszczała Kasia ściskając mnie mocno za ramię.
- Ja wiem, że to na niby, ale myślałem, że tu zawału dostanę – odetchnęła Laura i opadła miękko na fotel.

Włoch mamrotał coś pod nosem.

- Co tam mówisz – powiedziałem patrząc mu prosto w oczy – Że tak źle się nie czułeś od kiedy się dowiedziałeś, że pieprzyłem się z twoją matką.

Wiem to nie było zbyt mądre ani przyjemne, ale w końcu tylko odgrywaliśmy scenę z Bonda, prawda? To co się stało później, zaskoczyło wszystkich. Włoch rzucił się na mnie przez stół z pięściami. Zdążył wymierzyć mi piękny prawy prosty, że aż spadłem z krzesła, zanim obsługa do niego dopadła. No takiego doświadczenia w stylu Casino Royale, to się nie spodziewałem. Kto w ogóle wymyślił taką atrakcję?!?! Kwadrans później, gdy siedzieliśmy we trójkę u managera kasyna wszystko stało się jasne.

- Najmocniej państwa przepraszam. Nasza nowa pracownica, pomyliła Państwa z naszymi innymi gośćmi i skierowała nie do tego pomieszczenia co trzeba. Trafili państwo do pokoju dla naszych… powiedzmy stałych gości. To była straszna pomyłka – powiedział manager i popatrzył na mnie przykładającego sobie worek z lodem do policzka – W ramach przeprosin zapraszamy do nas na open bar. No i sir. To co pan wygrał, oczywiście zostaje u pana.
- Kasiu, Lauro, chodźmy do tego baru – powiedziałem podnosząc się ciężko z fotela - Chyba zasłużyłem na trochę alkoholu do tego lodu.

Urlop z licencją na...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz