W Londynie padało już od kilku dni. W jego życiu padało już od prawie dwóch miesięcy i powoli to życie mu się rozmywało. Miał wyjechać na tydzień. Po tygodniu stwierdził, że zostanie jeszcze tydzień. I tak, tydzień po tygodniu przedłużał swój wyjazd. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że jedynym powodem, dla którego tutaj się znajdował była ucieczka przed miłością. I szczęściem. Ale nie jego, nie Marka Dobrzańskiego. Uciekał przed szczęściem błękitnookiej brunetki. Wiedział, że zachował się jak tchórz. Zostawił rodziców, firmę, przyjaciela i... Zostawił wszystko co miał i niewiele myśląc kupił najbliższy lot do Londynu. Zatrzymał się w starym, aczkolwiek klimatycznym hoteliku, na obrzeżach miasta. Wziął jednoosobowy pokój, w którym spędzał połowę swojego czasu. Drugą połowę spędzał w pubie. Nie, nie upijał się. Szklanka koniaku lub kufel piwa, starczały mu na całą wieczorną wizytę. Wiedział, że nawet alkohol nie przyniesie mu ulgi. Nie sprawi, że zapomni. Topienie smutków w procentach nie sprawi, że otrzyma rozgrzeszenie, którego tak bardzo potrzebował dostać, by uciszyć wyrzuty sumienia i ujrzeć chociaż cień szansy, na to, że oni jeszcze kiedyś... Że razem... Że między nimi, coś, kiedyś, że jeszcze dobrego.
Nie rozmawiali od dziewięciu tygodni, chociaż sądził, że zadzwoni kilka dni po pokazie. Myślał, że zadzwoni i pochwali się coraz lepszymi wynikami sprzedaży. Liczył też, że zadzwoni chociażby po to, by prosić go o pomoc. Przecież nagrał jej wiadomość, zaraz przed wylotem. Pamiętał dokładnie słowa, które nagrał na sekretarkę, gdy w telefonie usłyszał tylko: "Tu Ula Cieplak, zostaw wiadomość". Pamiętał te kilka zdań, które nagrał pod wpływem chwili: "Przepraszam, że nie ma mnie na premierze pokazu. Jestem pewien, że świetnie sobie poradzisz, ale... Jakby coś się działo, to dzwoń. Mogę się zjawić w każdej chwili... Cześć". Nie zadzwoniła. Nie zadzwoniła wtedy i nie dzwoniła teraz. Co jakiś czas rozmawiał tylko z matką, która bardzo się o niego martwiła. Czasami dzwonił też ojciec, który przekazywał mu na bieżąco stan firmy i jak nigdy pytał się jak się czuje. Częściej dzwonił Sebastian, jednak żaden z tych telefonów nie przynosił mu ulgi. Dobrzański czekał na tylko jeden telefon. Na połączenie od kobiety o pięknym, dziewczęcym uśmiechu i duszy marzycielki. Czekał.
...
Nie mógł dłużej czekać. Męczyło go to. Wiedział, że jeśli nic nie zrobi, będzie tylko gorzej, a on nie chciał czuć się jeszcze gorzej. Nie chciał już w ogóle czuć. Zawiódł ją, rodziców, pracowników. Zawiódł nawet samego siebie. Nie chciał czuć tego wstydu, tych wyrzutów sumienia, które nieustannie do niego wracały. Był na siebie wściekły. Jak mógł być tak cyniczny?! Jak mógł?! Łzy bezsilności wypłynęły spod jego powiek. Spojrzał w lustro w łazience. Nie poznawał tego człowieka, odbijającego się w tafli lustra. Nie rozpoznawał tej bladej twarzy, tych przekrwionych oczu i potoków łez gnających w dół policzków. Czuł niesamowitą pogardę do siebie samego. Wściekły rozbił szklankę stojącą na umywalce. Z całej siły rzucił nią o ścianę, a ta roztrzaskała się na kilka ostrych kawałków. Osunął się na ziemię, opierając głowę o zimne kafelki. Wziął do ręki jeden z kawałków szkła i przyjrzał się mu dokładnie. Niewiele myśląc, z całej siły wbił go w swój lewy nadgarstek i mocno pociągnął. Trysnęła krew, która zaczęła bardzo szybko wypływać.
- Może byś zrobił na niej wrażenie, gdybyś zrobił to kolcem róży. Czyż to nie bardziej romantyczne? Może wtedy, by zwróciła na to uwagę - usłyszał śmiech Pauliny.
Obudził się zlany potem. Za oknem było jeszcze ciemno. Trzęsącą ręką poszukał włącznika i włączył lampkę, znajdującą się tuż przy łóżko. Przez kilka uderzeń serca, nie wiedział gdzie jest. Dopiero po wzięciu głębokiego oddechu wszystko sobie przypomniał. Po kilku kolejnych oddechach uświadomił sobie, że przyśniła mu się próba jego samobójstwa. Kolejny raz. Kolejny raz próbował się zabić we śnie. Z miłości. Z bezradności. Ze wstydu. Czy to normalne? Czy każdy miewa takie sny?
CZYTASZ
MI(NĘ)ŁO
Фанфик"Jakby coś się działo, to dzwoń. Mogę się zjawić w każdej chwili" ~Marek Dobrzański