Demony przeszłości krążące w jego głowie odcinały go od rzeczywistości nie pozwalając jasno myśleć. Każda noc w Londynie kończyła się tak samo - mrożącym krew w żyłach snem. Ta krew... Paulina... Paulina otwarcie szydząca z jego postępowania, z jego uczuć. Nie mógł pozbyć się tego obrazu ze swoich myśli. Im dłużej odtwarzał w głowie ten sen, tym bardziej pogrążał się w swojej rozpaczy, popadał w stan apatii. Nie miał dla kogo żyć. Nie chciał takiego życia. Jednak teraz poczuł, że nie może tak po prostu zostawić tego wszystkiego, nie może nie przyjąć daru życia, który został mu podarowany, w obliczu aktualnych wydarzeń. Nie może zostawić Uli samej z ojcem walczącym o życie w szpitalu oraz dwójką rodzeństwa.
Obiecał sobie, że zaprezentuje nienaganne zachowanie w stosunkach czysto zawodowych jakie miały go łączyć z Urszulą Cieplak, ale jak miał się trzymać tego postawienia, jeśli Ona została znowu ze wszystkim sama? Naprawdę, był gotów zachowywać się niezwykle profesjonalnie i skupiać się na wspólnej pracy, nie wtrącając się w życie prywatne, ale teraz...
Nie wiedział jeszcze o co chodzi do końca z Piotrem. Nie pytał jej tamtego wieczoru, bo widział, że nie dość, że sytuacja nie sprzyjała takiej rozmowie to sam temat rozmowy nie był wygodny. Ani dla niej, ani dla niego. Był pewien jednego - Ula nie jest w związku z Piotrem, a jedyna rzecz jaka łączy aktualnie Piotra Sosnowskiego z rodziną Cieplaków, to kontrola stanu zdrowia pana Józefa. Niestety pogarszającego się stanu zdrowia...
Z myśli wyrwało go pukanie do drzwi sali konferencyjnej.
- Proszę.
- Hej, przepraszam, że dopiero teraz - powiedziała Ula, zamykając za sobą ostrożnie drzwi. Dało się zauważyć zmęczenie obecne na jej twarzy.
- Nic nie szkodzi, akurat kończyłem załatwiać rezerwację dla nas do Paryża - oznajmił Marek, zatwierdzając ostatnie dane.
- Dla nas? Do Paryża? - spytała jakby przerażona, kompletnie zapominając o ich rozmowie sprzed dwóch dni.
- No tak... - powiedział skonsternowany - Pomyślałem, że przydałoby się, żebyśmy pojechali dwa dni wcześniej na te targi, żeby dopilnować wszystkich formalności, żeby Pshemko przyjechał na gotowe, wiesz jaki on jest... Mogę zmienić rezerwację oczywiście jeśli tak zdecydujesz, ale..
- Nie, nie. Przepraszam Cię. Zupełnie zapomniałam, że załatwiłeś targi. Teraz przez to wszystko... Po prostu przepraszam, wyleciało mi to z głowy - westchnęła, czując wzbierające się w niej poczucie winy.
- No co ty - mężczyzna uśmiechnął się delikatnie w pocieszającym geście - Wiem, że masz teraz mnóstwo na głowie.
Kobieta oparła się biodrem krawędź stołu, uparcie wpatrując się w podłogę.
- Jestem beznadziejna. Życie prywatne nie powinno wpływać na moją efektywność w pracy. Wiesz... Dużo o tym myślałam - westchnęła - Jesteś członkiem zarządu, dlatego nie będę miała żadnych pretensji do Ciebie, jeśli na najbliższym posiedzeniu wniesiesz o usunięcie mnie ze stanowiska prezesa F&D - mówiła nadal na niego nie spoglądając, przełknęła głośno ślinę - Sądzę nawet, że jeśli sam się nad tym nie zastanawiałeś... To teraz powinieneś to przemyśleć - powiedziała, patrząc na niego zaczerwienionymi oczami.
- Oszalałaś chyba - powiedział zdenerwowany, wstając ze wcześniej zajmowanego miejsca - Nikt nie ma obiekcji co do twojej etyki pracy, a zwłaszcza ja. Pamiętasz ile razy moja prywata wpływała na całą firmę? - powiedział lekko prześmiewczo podchodząc do niej. Stanął naprzeciwko kobiety, tak że tylko milimetry dzieliły czubki ich butów od zetknięcia się - A ty.. Naprawdę masz poważny i uzasadniony powód, żeby trochę gorzej się czuć. Nie możesz od siebie wymagać zbyt wiele - mówił uspokajająco.
- A co jeśli.. - jej głos zadrżał - Co jeśli Febo zarzucą mi brak profesjonalizmu? - spojrzała na niego swoimi wielkimi oczami, które teraz były o krok od przelania łez.
- Nie zarzucą - powiedział stanowczo - Nie mają do tego podstaw.
- Marek, ja po prostu nie mogę teraz stracić pracy - mówiła, a pojedyncze łzy zaczęły spływać po jej policzkach - Wiem, że to nie fair z mojej strony, że może uznasz, że gram na twoich emocjach, ale uwierz mi, że nie o to mi chodzi. Po prostu tata i...
- Ula - zaczął chwytając ją za dłonie - Nie stracisz pracy. Nie wiem co by się musiało wydarzyć, żebyś ją straciła. Nie jesteś z tym wszystkim sama, rozumiesz?
Kiwnęła niepewnie głową i rękawem otarła łzy.
- Przepraszam Cię, ostatnio jestem strasznie rozchwiana emocjonalnie - pociągnęła nosem - strasznie dużo się dzieje ostatnio.
- Nie masz mnie za co przepraszać - ścisnął jej dłonie w pocieszającym geście - Strasznie zbladłaś - zauważył zaniepokojony - Dobrze się czujesz?
- Tak, tak. Trochę mi niedobrze, ale mam tak co jakiś czas od jakiegoś czasu.
- Chodź zaprowadzę cię do gabinetu i sobie usiądziesz.
- Nie Marek, naprawdę dam radę - mówiąc to zachwiała się delikatnie.
- Właśnie widzę. Daj sobie pomóc - powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu i poprowadził ją do gabinetu, gdzie usadził ją na sofie - Od jakiego czasu masz takie sytuacje? Od kilku dni?
- Od... - oparła głowę o oparcie - kilku tygodni? Może kilkunastu...
- Od ilu? - spytał zdenerwowany - Byłaś z tym u lekarza?
- Nie miałam czasu, wiesz jak to jest - próbowała się uśmiechnąć, lecz wyszedł z tego niewyraźny grymas - Nie przejmuj się mną naprawdę. Te słabość i mdłości szybko mijają - powiedziała zaciskając powieki.
- Cholera, Ula. Dlaczego nie poszłaś do lekarza? Koniecznie musisz się umówić.
- Marek..
- Nie Marek, tylko tak. Jeśli sama się nie zapiszesz, to jak Boga kocham, sam cię zapiszę i dopilnuję, żebyś dotarła na wizytę - sapnął zdenerwowany.
- Okej, już się tak nie bulwersuj. To na pewno nic takiego. Pewnie trochę stresu i zmęczenia i się zebrało - westchnęła.
- Jak to nic takiego? Jeśli nie chcesz myśleć o sobie, co jest totalną bzdurą i głupotą, to pomyśl o Jaśku i Beti. Już wystarczy, że Wasz tata jest w szpitalu, chcesz jeszcze ty tam wylądować? Ulka do cholery! - krzyknął i dopiero po chwili zorientował się, jak się do niej zwrócił - Przepraszam, nie powinienem.. nie powinienem był. Przyniosę Ci wody - powiedział niemrawo i nie czekając na odpowiedź kobiety wyszedł z gabinetu.
CZYTASZ
MI(NĘ)ŁO
Fanfiction"Jakby coś się działo, to dzwoń. Mogę się zjawić w każdej chwili" ~Marek Dobrzański